Disney omnia vincit czyli "Nasze magiczne Encanto"(2021)

52 3 0
                                    

Po tych "dziełach" jakie w tym roku (w sensie w tamtym...) wypuścił Disney, szczerze nie chciało mi się już chodzić na cokolwiek do kina.

Irytująco standardowa fabuła, denerwująca pompa reklamowa, stanowiły tylko nieliczne (czyli te, które umiem wymienić) cechy odrzucające mnie od takowych filmów na kilometry.

Po "Luce"  oraz "Rai i ostatnim smoku", byłam przygotowana na ponowne obejrzenie tego samego filmu co kiedyś, tylko pod innym tytułem...

...lecz na całe szczęście Opatrzność nade mną czuwa i pojawiają się w moim życiu momenty oświecenia.

Wydaje mi się, że ostatnimi czasy Disney/ Disney Pixar znalazł sobie nieco nowy środek wyrazu, który zaczyna małymi kroczkami do mnie przemawiać, a wszystko to dzięki "Naszemu magicznemu Encanto".

Tym razem historia dotyczy nastoletniej Mirabelle, pochodzącej z pewnej południowo-amerykańskiej rodziny Madrigalów. Założycielka rodu Babcia-dyktator, dawno temu (w bardzo nadal niewyjaśniony dla mnie sposób...) otrzymała pewien dar, na który składa się nawiedzony dom oraz przekazywane genetycznie magiczne zdolności dla jej potomków.

Niestety Mirabelle nie będąc obdarzoną żadnymi nadprzyrodzonymi mocami stanowi w tym przypadku wyjątek. Osobiście początkowo niezwykle bardzo podobało mi się podejście krewnych bohaterki do jej "ułomności", która nie odrzuca jej na margines, ale mimo wszystko utrudnia życie. 

Niestety wbrew obrazowi wszechobecnej sielanki, w rodzinie zaczynają pojawiać się problemy - umiejętności słabną, a chałpa zaczyna się sypać. Dziewczyna postanawia zatem dowiedzieć się dlaczego i zapobiec ogólnowiejskiej katastrofie...

Nawet jeśli pomysł może brzmieć banalnie, to mimo wszystko podoba mi się to jak został on przedstawiony. Film ogląda się niezwykle szybko, dzięki umiejętnemu "pokrojeniu" historii na nieco mniejsze wątki sklejające się w całość.

Na uznanie zasługuje także konstrukcja samej wspólnoty rodzinnej. Jest bardzo zróżnicowana i zakrawa o wiele autentycznych elementów. Bohaterowie są obłędnie sympatyczni, zabawni oraz utalentowani, a to zrośnięte z nimi szaleństwo, fantastycznie dopełnia tutejszą atmosferę.

Ostatnimi czasy zauważyłam bardzo ciekawą tendencję Disneya (choć robi to już od jakiegoś czasu), do umieszczania miejsca rozgrywania się opowieści w otoczeniu niekoniecznie z kręgu kultury zachodnioeuropejskiej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ostatnimi czasy zauważyłam bardzo ciekawą tendencję Disneya (choć robi to już od jakiegoś czasu), do umieszczania miejsca rozgrywania się opowieści w otoczeniu niekoniecznie z kręgu kultury zachodnioeuropejskiej. Potrafi to obłędnie rozbudzić wyobraźnię i zafascynować widza różnorodnością naszego świata, czego "...Encanto" jest bardzo dobrym przykładem. Świetny pomysł.

Nie zapominajmy przy tym o rozbudowanych możliwościach w pobawieniu się animacją tworząc kolorowe światy, co ponownie oszałamia. Te wszystkie struktury włosów, powierzchni wody, żywe barwy oraz wspaniałe cienie, doprowadziły mnie niemalże do płaczu z zachwytu...

... czy to może było jednak przy muzyce?

Nie ważne gdzie, w każdym razie tu i tu było warto uronić łzę. 

Dopiero niedawno zaczęłam zwracać uwagę na tę postać, aczkolwiek Lin Manuel Miranda coraz bardziej zaczyna mnie zaskakiwać. To właśnie on skomponował tutejszą muzykę, w tym naprawdę genialne piosenki. Co prawda nie pośpiewacie ich na akademii zakończenia roku szkolnego, czy też na ogłoszeniu wyników gminnego konkursu szydełkowania młodzieży szkolnej, ze względu na niezbędną znajomość kontekstu, ale mimo wszystko warto się z nimi zapoznać. Są wyśmienite, a moją ulubioną jest bezsprzecznie "Nie mówimy o Brunie" (czy jakoś tak).

Ponadto nie zapominajmy o nauce, która początkowo w dość subtelny, potem w nieco bardziej nachalny sposób zwieńcza to całe przedsięwzięcie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ponadto nie zapominajmy o nauce, która początkowo w dość subtelny, potem w nieco bardziej nachalny sposób zwieńcza to całe przedsięwzięcie.

Warto czasem zadbać o siebie i nie próbować uszczęśliwiać wszystkich na siłę, bo nie wiemy koniecznie co jest dla nich najlepsze. Poza tym to, że ktoś jest inny nie oznacza, że nie ma nic do zaoferowania.

Mimo wszystko duży ból pozostawiają po sobie ostatnie sceny. Są dość kiczowate w porównaniu z całą resztą, aczkolwiek nie ma tutaj przynajmniej jakichś samorozwiązywalnych problemów czy też majestatycznych zmartwychpowstań. Pomimo magicznej otoczki wszystko jest raczej racjonalne, lecz nadal urocze.

Już na sam koniec warto wspomnieć o zbliżających się wielkimi krokami Oscarach, po które walczy zresztą ten film. Osobiście przeglądając tegorocznych kandydatów w głównej kategorii dla animacji właśnie "Nasze magiczne Encanto", zdaje się mieć największe szanse by zdobyć statuetkę (stan na 6 marca). Z dwóch powodów jak mniemam:

a) Zaskakująco dobrze wyszedł

b) Disney chyba przekupił jury bo ostatnio coś za często wygrywa...

...Chociaż film "Mitchelowie kontra maszyny" uważam za bardzo mocnego rywala. Ale Netflix pewnie nie wygra. Czas pokaże.

Na zakończenie, muszę przyznać, że jestem naprawdę zadowolona z ostatecznego efektu. Zawyżam, ale robię to z premedytacją i wystawiam mu ocenę 8/10, bo jest to kawałek solidnie wykonanego dzieła. Chociaż znajdzie się parę rzeczy, których mogę się uczepić, to jednak posłucham tego morału i...

Dam se z tym siana.

Dam se z tym siana

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Disney według EchiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz