Rozdział 25

1K 42 2
                                    

Otworzyłam oczy, gdy poczułam, że ktoś gładzi mnie po policzku. Zmęczona skierowałam głowę w jego kierunku. Zamrugałam kilkukrotnie, gdyż nie mogłam uwierzyć własnym oczą. Na krześle tuż obok mnie siedział Dante. Chociaż ucieszyłam się na jego widok, to po chwili ogarnęło mnie zupełnie inne uczucie, złość.

- Cześć kotku.

- Cześć? Naprawdę tylko tyle masz mi do powiedzenia! - wręcz warknęłam w jego stronę. Szybko się podniosłam i usiadłam na łóżku, w taki sposób, że moja twarz była na przeciwko jego.

- Mam Ci tyle do zarzucenia, że nawet nie wiem od czego zacząć.

- W takim razie zacznij im szybciej to zrobisz, tym prędzej skończysz.
Jego słowa jeszcze bardziej mnie zirytowały.

- Serio? Nie zamierzasz mi wytłumaczyć dlaczego ani razu mnie nie odwiedziłeś? A i z jakiego powodu zabroniłeś lekarzom mnie wypisać? No i po co mi wysłałeś tyle kwiatów?!

Mężczyzna prychnął na moje ostatnie pytanie, gdyby nie to, za pewne jeszcze bym na niego krzyczała.

- Czy ja się bawię?

- Trochę tak. - uśmiechnął się do mnie w taki sposób, że momentalnie zapomniałam, o powodach, przez które powinnam być na niego zła. Zamiast tego zeszłam z łóżka i usiadłam mu na kolanach, mocno się do niego przytulając.

- Tęskniłam.

Mężczyzna zapewne zdziwiony moim zachowaniem, dopiero po chwili mnie objął i przytulił.

- Byłem zajęty. - westchnął.

- Upozorowaniem śmierci Nicka.

Poczułam jak Dex spina się na dźwięk jego imienia i mocniej mnie przyciągnął do swojego torsu.

- Między innymi dlatego. Zasłużył na gorszą śmierć, jednak nie chcieliśmy zwracać uwagi policji, z powrotem na was. W końcu nie po to męczyłaś się, żeby zaprzestali śledztwa.

- Tak właściwie, to Jini zrobiła wilczą część. Ja jakoś bardzo się do tego nie przyczyniłam.

- Nie wiedziałam, że jesteś tak bardzo skromna. Ty jej kazałaś, obserwować Colta jak dobrze pamiętam. - gdy przytaknęłam, mężczyzna kontynuował swój wywód. - Co było świetnym ruchem, który doprowadził do ich przegranej, a naszej wygranej.

- W sumie tak. Ale nie rozumiem jednej kwestii.

- Jakiej?

- Jakim cudem dziennikarka zjawiła się akurat w momencie, kiedy policja wydobywa jego samochód?

- To proste. Wystarczyło dowiedzieć się czy ktoś związany z mediami, biega rano koło jeziora. Jak się okazało było kilka takich osób, ale wybraliśmy kogoś ambitnego, kogoś kto chciał szybko dojść na szczyt kariery. My tylko daliśmy jej szansę na awans. W końcu zrobienie reportażu o wypadku pijanego policjanta, nie jest zbyt częstym zjawiskiem. Zwłaszcza w tak małym mieście.

- Małym?

- Naprawdę będziesz się czepiała słówek? - westchnął, gdyż doskonale znał odpowiedź na to pytanie. - W porządku niewielkim mieście, ale małym w porównaniu do naszego domu.

- Naszego jak to?

- Już wszystkie twoje rzeczy znajdują się w moim mieszkaniu. Jeśli czegoś nie będzie, to możesz obwinić za to jedynie swojego brata, ponieważ to on cię pakował.

- Nie mam nic do gadania? - tym razem to on nie musiał nic mówić, oboje doskonale znaliśmy odpowiedź. Ma szczęście, że mi na nim zależy, bo inaczej zrobiłabym mu ogromną awanturę. - Nadal nie rozumiem, po co ta cała szopka? Chciałeś dać pstryczek policji i zmniejszyć ich w opinii publicznej?

- To też. Ale chciałem wszystkim pokazać, do czego jestem zdolny, kiedy ktoś cię skrzywdzi. Każdy kto powinien, się o tym dowiedział. Zresztą już od jakiegoś czasu krążyły plotki, dlaczego tak często przebywam Rochester. Chociaż i tak było to zaskoczenie dla osób powiązanych z mafią. Bardziej skłaniali się do plotki, że Lex stanie się moim zastępcą. Co być może kiedyś się stanie, na razie musi się cieszyć, że dostał większy teren do swojej jurysdykcji.

- Co? Czemu ja nic o tym nie wiem?

Byłam zła na brata jak mógł mi o tym nawet słowem nie wspomnieć. Zwłaszcza, że odwiedził mnie kilkukrotnie.

- Ja też dostałam awans?

- Naprawdę się pytasz? Zapomniałaś, że jesteś moją dziewczyną. Większy awans byś dostała tylko na dwa sposoby. - spojrzałam na niego zaintrygowana. - Albo musiałabyś mnie zabić, tym samym mnie zastąpić. Choć jest spore ryzyko, że ktoś prędzej czy później by cię zabił. Drugim sposobem jest, żebyś została moją żoną.

Na samą myśl zrobiło mi się strasznie gorąco.

- Zabicie ciebie może być dosyć trudne i niesie za sobą spore ryzyko, że ktoś może mnie sprzątnąć, ale czemu nie?

Udawałam, że się zastanawiam, gdy mężczyzna rzucił mnie na łóżko i zaczął mnie do niego przyciskać. Moje serce zabiło mocniej na bliskość, której od dawna nie odczuwałam.

- Nie byłabyś w stanie. - szepnął mi do uch, które po chwili lekko przygryzł. - Nawet nie próbuj zaprzeczyć, czuję jak mocno bije ci serce.

Miał rację. Nie mógłbym tego zrobić. Pomijając oczywiście fakt, że nigdy nikogo nie zabiłam. Przynajmniej specjalnie. Poza tym może to zabrzmieć banalnie i strasznie ckliwie, ale gdybym to zrobiła moje serce umarło by razem z nim. Czytałam kiedyś osobach, które zmarły z powodu syndromu tzw. złamanego serca. Choć były to głównie osoby starsze, które spędziły ze sobą sporą część swojego życia, to obawiam się, że mogłabym być jedną z nich.

- Aż tak boisz się zostać panią Marsson?

- Nie wierzę w śluby. Według mnie sprawiają tylko kłopoty. Jak jakiś papierek ma spowodować, że druga osoba zacznie cię bardziej kochać i nie spróbuję cię zdradzić. A już jak do tego dojdzie, to rozwód jest trudniejszy od samego sakramentu ślubu, no i trwa stanowczo dłużej.

- Być może masz rację, ale ja nigdy bym cię nie zdradził.

- Nie możesz mieć takiej pewności. Co jeśli na twojej drodze stanie jakaś długonoga, szczupła blondynka, z dużo większymi kobiecymi kształtami niż ja?

Odwróciłam wzrok i wpatrywałam się w ścianę. Nie jestem głupia. Mój ojciec tak robił, w końcu nikt nie baluje z kolegami do dziewiątej rano.

- Silvia, spójrz na mnie. - od razu to zrobiłam, słysząc prośbę w jego głosie. Co było naprawdę rzadkim zjawiskiem. W końcu zazwyczaj wydawał rozkazy. - Nie zrobię tego z jednego ważnego powodu. Nie jestem z tobą tylko z powodu twojej urody, ale dlatego, że jesteś bystra. Uwielbiam twój charakter, chociaż czasami mam ochotę zakleić ci usta i porządnie cię ukarać. Nie robie tego, ponieważ nie wyobrażam sobie, jakbyś była zupełnie inna. Nie chcę jakieś lalki, która liczy na to, że ją przelecę. Stanowczo wolę spędzić z tobą czas, nawet jeśli toczylibyśmy kolejną słowną potyczkę. Chociaż nie powiem, że z chęcią bym się z tobą przespał.

- Jesteśmy w miejscu publicznym. - powiedziałam z trudem hamując śmiech.

- Co z tego? Mogę nawet ich wszystkich wyrzucić z całego oddziału szpitalnego, żebyś czuła się komfortowo.

- Chcesz na mnie zrobić wrażenie swoją władzą? - zapytałam figlarnie.

- A zadziałałoby?

- Być może. - odparłam ze śmiechem i połączyłam nasze usta. Tak bardzo za tym tęskniłam. Poprawka, tak bardzo za nim tęskniłam.

N.A.R.A

Nie Przegrywam #1 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz