rozdział 12 - shivers

1.6K 144 27
                                    


Douglas

Weekend minął odpowiednio szybko. Dzięki temu, że wymyślałem różne zajęcia dla Rosemary, a ona nie miała czasu skupiać się na tym, co się wydarzyło. Zrezygnowała z piątkowych zajęć i odpoczywała pod opieką Allison. Wtedy na spokojnie mogłem zajmować się całą tą sprawą. Na biurku przed sobą miałem wszystkie informacje i pewność kto wynajął paparazzi. Nazwisko było dla mnie szokiem. Nie tego się spodziewałem. Chwilę wahałem się, czy skonfrontować to od razu, czy potem, ale w końcu sięgnąłem po telefon, by dowiedzieć się DLACZEGO? Ale do pomieszczenia zajrzała Rose, gotowa do wyjścia.

– Hej. Jedziemy? – spytała łagodnie.

– Na uczelnię? – Zmarszczyłem brwi zdziwiony, że ma na to ochotę. – Na pewno?

Nie podejrzewałem, że będzie gotowa na zmierzanie się z tym wszystkim. Nie rozmawialiśmy o imprezie, bo nie zamierzałem rozpoczynać tematu, a Rose go omijała.

– Jestem pewna, że to, co się wydarzyło, nie odebrało mi godności i mózgu. Dalej czuję się sobą i dalej chcę się uczyć.

– W takim razie jedziemy. – Uśmiechnąłem się lekko, zabierając marynarkę i zeszyt, w którym notowałem niezrozumiałe rzeczy.

Poprowadziłem Rose do samochodu. Gabriel wyselekcjonował dwie zmiany nowych ochroniarzy, których imion jeszcze nie zapamiętałem.

Rosemary siedziała przy mnie na tyłach auta i nerwowo zaciskała palce na kolanach. Klatka piersiowo unosiła się i opadała w bardzo szybkim tempie. Jej zdenerwowanie było coraz większe. Sięgnąłem po jej dłoń, jednocześnie wyczuwając bardzo szybki puls. Atmosfera w samochodzie była napięta, a ja nie chciałem patrzeć, jak Rosemary zapada się w sobie.

– Będę obok. Nikt nie powie na ciebie złego słowa – zapewniłem szeptem.

Odetchnęła głęboko i pokiwała głową. Odnalazła mój wzrok i przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy. Splotłem nasze dłonie razem, chcąc dodać jej otuchy. Rosemary przygryzła na moment wargę, po czym zapytała:

– Dlaczego mnie wtedy pocałowałeś?

Zamrugałem zaskoczony tym pytanie. Nie tego się spodziewałem. Dlaczego ją pocałowałem? Bo od dawna o tym myślałem, ale spychałem swoje pragnienia. W tej sytuacji nie były najważniejsze. Jednak tamtego dnia coś we mnie pękło. Potrzebowałem tego.

– Bo chciałem, żebyś poczuła, że jestem realny. Prawdziwy. I że możesz mi ufać, nawet gdy udajemy przed światem kogoś innego. Tam, przed blokiem, nie było świata. Byliśmy my - wyjaśniłem powoli, nie spuszczając z niej wzroku.

Rosemary uśmiechnęła się na te słowa. Nie robiła tego od kilku dni. Jej oczy były smutne, przygaszone. A teraz coś w nich rozbłysło.

– Jesteś romantykiem, Douglas. Może ktoś kiedyś napisze o tobie książkę.

Uniosłem brew, szczerze wątpiąc w takie przypuszczenia.

– Na razie niech to zostanie tajemnicą – odparłem i pochyliłem się, by złożyć pocałunek na jej czole. Owiał mnie zapach jej szamponu – słodki, z nutą cytrusów.

Uśmiechnąłem się, ściskając dłoń Rose i część mnie naprawdę wierzyła, że może być dobrze.

Dojechaliśmy na uczelnię zwarci i gotowi na stawienie czoła temu wszystkiemu. Rose szła pewnie, trzymając mnie za rękę. Wydawała się nie przejmować żadnymi spojrzeniami. Ja za to gromiłem wzrokiem każdego po kolei. Chęć zemsty była we mnie uporczywie duża, ale lata praktyki nauczyły mnie, jak ją tłumić. Nie moglem ich wszystkich od razu zamordować. Stopniowo. Co ma być to będzie. W głowie pojawiła mi się czerwona lampka, a za tym szło przypomnienie, że powinienem jak najszybciej zadzwonić do Vanessy i dowiedzieć się prawdy.

Mirror: palący wybór. Tom 3|| Amerykańska mafia {Rodzina Cardin}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz