Rozdział 18: Śliczny, martwy chłopiec

144 11 259
                                    


Następnego dnia Rozella nie pojawiła się na zajęciach. Tak samo kolejnego i kolejnego.

Czuła się chora. Wszystkie wiadomości i wydarzenia ostatnich tygodni w końcu ją przygniotły i nie bardzo wiedziała, jak sobie z nimi poradzić. Chciała tylko spać. Przespać następnych kilka tygodni, a może lat, aż w końcu coś się stanie: naprawi albo całkowicie zepsuje — nieważne, byleby wreszcie coś się wydarzyło, bo to ciągłe oczekiwanie przypominało gorączkę, której nie mogły uleczyć żadne eliksiry.

Próbowała pisać do rodziców, ale, chociaż w głowie wirowało jej od natłoku słów, nie potrafiła uchwycić żadnego i przelać go na papier. Nie odpowiadała na pytania przyjaciół o to, co się działo, bo sama nie do końca wiedziała i ta niewiedza była dobijająca. Lee, jak to on, coś przeczuwał, ale wiedział, kiedy odpuścić. To był ten moment. Rozella musiała zniknąć; odsunąć się na chwilę, dać pochłonąć szalejącym falom i sama zawalczyć o kolejny oddech.

Czwartego dnia wszystko ustało. Myśli, pytania oraz wątpliwości, wciąż uderzały z ogromną siłą, jak fale o skały, ale Rozellę to już nie martwiło. Schowała się za onymi głazami, udając, że świat za nimi nie istnieje. Odcięła się. Co oczy nie widzą, tego sercu nie żal, prawda? Więc jeśli zamknie oczy... wtedy wszystko będzie dobrze.

Nigdy nie posądziłaby siebie o zaprzyjaźnienie z siedzeniem w książkach, ale to właśnie one pomogły zająć czymś jej niespokojny umysł. Więc uczyła się i to bardzo dużo. Zbliżały się egzaminy, to też na nich postanowiła skupić teraz całą swoją uwagę. Nie było dnia, w którym nie siadałaby nad stosem podręczników i notatek razem z Hermioną (okazjonalnie też innymi współlokatorkami). Czasem dołączała także do korepetycji Lee i Juliana, gdy akurat przerabiali materiały z eliksirów od czwartego roku w dół. Nie pytała, czy nadal grzebali w sprawie Szaradzisty. Nie obchodziło jej to.

Raz nawet dosiadła się do powtarzającego transmutację Nathaniela i razem z nim ćwiczyła trudniejsze zaklęcia. Na co dzień raczej ze sobą nie rozmawiali. Wyłapywali swoje spojrzenia w tłumie uczniów i wówczas przebiegała między nimi ta dziwna nić porozumienia. Rozella zawsze odwracała wtedy wzrok.

Ostatnimi czasy odwracanie wzroku wychodziło jej perfekcyjnie.

~^~

W końcu nadszedł ostatni tydzień maja. Upały stały się bardziej nieznośne, a wszystko wokół zaczęło być jaśniejsze i jakieś takie łatwiejsze.

No, poniekąd.

— Jesteście pewni, że chcecie to zrobić? — zapytała Rozella, idąc za Fredem i George'em.

Świtało. Rozella, Fred i George wymknęli się bardzo wcześnie ze swoich dormitoriów i teraz razem szli do sowiarni, aby wysłać list do Ludo Bagmana. Mieli w zamiarze zabrać ze sobą także Lee i Valerie, ale Jordan z natury był śpiochem i obudzenie go wcześniej, niż wymagały tego poranne zajęcia, należało do rzeczy niewykonalnych. Valerie z kolei już poprzedniego wieczora — kiedy to mówili im o swoim planie — zastrzegła, że jeśli spróbują ją obudzić, ukręci im ręce. Rozella postanowiła wziąć sobie te słowa do serca.

Wczoraj wieczorem padł pomysł szantażowania Ludo Bagmana. Szczególnie upodobał się on Fredowi i Valerie. Rozella i Lee byli przeciwni. Tylko George miotał się, niepewny tego, co o tym sądzić. Kiedy jednak doszło do głosowania, podniósł rękę w akcie zgody. Rozella i Lee zostali przegłosowani trzema głosami do dwóch.

— On już wtedy na balu mówił, że jeśli nie przestaniecie go nachodzić, to zgłosi was za nękanie — przypomniała Rozella.

George, który jeszcze wczoraj głosował za tym pomysłem, teraz poparł Rozellę:

Sztorm w butelce: Opowieść Szaradzisty • HP FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz