Trzęsienie ziemi

350 11 1
                                    

Na boisku obok szkoły grupa chłopców rozgrzewała się przed treningiem.

– Kolejne zwolnienie? – westchnął przyglądając się kartce. – To chyba trzecie w tym sezonie. Skaranie boskie z Tobą albo nie grasz, bo dostałeś czerwoną kartkę albo to. Jeszcze trochę i poszukam innego kapitana. – Czerwone oczy świdrowały chłopaka.

– Proszę wybaczyć trenerze Aphrodi, ale ostatnio często choruję. – Przygładził długie zielone włosy bliżej szyi.

Szkoleniowiec włożył papier do kieszeni marynarki, gestem wskazał trybuny, po czym ruszył na boisko. Kariya rozmasowując przedramię obserwował grę.

– Beze mnie te patałachy nie umieją nawet porządnie podać piłki, a co dopiero zatrzymać kontratak – skomentował w duchu. – Każdy wie, że pełniłem kluczową rolę w ostatnich mistrzostwach. „Diamentowy Bliźniak strzegł bramki za całą drużynę" – Zaśmiał się na wspomnienie tytułu gazety, aż poczuł kłucie w brzuchu.

– Odpuszczasz sobie? – Chłopak z irokezem usiadł po jego prawej stronie. – Spokojnie, kiedy przejmę stery to znajdę dla ciebie miejsce gdzieś w zapasowym składzie. Czujesz mój oddech na karku?

– Jeżeli pytasz, czy śmierdzi ci z ust? To tak i miętówka to raczej za mało – oznajmił nie patrząc na Sousuke, który prychnął i dołączył do drużyny.

Po treningu Masaki wraz z kolegami przechadzał się po szkole. Chłopak miał rozpięty mundurek i trzymał ręce w kieszeni. Wykorzystywał ostatnie chwile jakie spędzał w szkole przed letnią przerwą. Mdliło go na myśl, że spędzi półtora miesiąca w domu.

– Hej – Kirino wyszeptał do jego ucha. – Ran znowu się na Ciebie gapi. Pewnie chce cię zaprosić na imprezę końcową. – Wymienili spojrzenia.

– Oszalałeś, prędzej zjem ślimaka niż pokażę się z tą grubaskom. Nie obchodzi mnie, że Ran ślini się na mój widok – krzyczał. Rozbawiony patrzył jak uciekała z płaczem.

– Jesteś jeszcze wredniejszy niż zwykle. – Drugi Diamentowy Bliźniak pacnął go w tył głowy i pobiegł za dziewczyną.

– Od razu lepiej – wymamrotał.

– Dobrze, że moja matka jest dyrektorkom szkoły, bo już dawno byś wyleciał – wtrącił drugi poprawiając fioletową grzywkę.

A ty Kishibe ciesz się, że tracę czas z takim karierowiczem bez charakteru jak ty.

Przez resztę dnia wszyscy rozmawiali tylko o planach na wakacje. Wszyscy oprócz kapitana drużyny piłkarskiej. Zawsze usiłował wyjść jak najpóźniej ze szkoły. Nie dlatego, że lubił to miejsce, ale przynajmniej czuł się w nim wolny. Kiedy przekroczył bramę osiedla ktoś go zawołał.

– Mam listy do twojego ojca – wydyszał, machając kopertami. Dopełnili formalności, a zielono włosy ruszył do mieszkania.

Na pierwszy rzut oka życie Masakiego wydawało się idealne. Mieszkał w dobrej dzielnicy, a jego ojciec pracował na ważnym stanowisku w ratuszu. To wrażenie pryskało z przekroczeniem progu mieszkania. Stanął przed drzwiami, zaczerpnął ostatki świeżego powietrza. Choć nawet przez ścianę czuł odór wódki i dźwięk paradokumentów. Wszedł do przedpokoju.

– Wróciłem – mówił bardziej do siebie niż do domowników krztusząc się oparami dymu z papierosa.

– Co tak wcześnie? – Kobieta leżała na sofie w głównym pokoju.

– Chciałem tam siedzieć, ale woźny mnie wygonił. Każdy o zdrowych zmysłach wolałby być w więzieniu niż tutaj – krzyknął rzucając torbą.

Słoneczny Ogród  Kariya i KiyamaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz