Następnego dnia przyjechała kobieta około czterdziestki i miała czarne włosy, kazała mu się spakować. Kariya wskazał plecak, do którego wczoraj włożył rzeczy. Tata chciał go pożegnać, ale syn spławił go ruchem ręki. Dopiero przy drzwiach spojrzał z góry na ojca kulącego się w rogu pokoju.
– Jesteś żałosną podróbką człowieka. – Zdjął T-shirt prezentując siniaki na brzuchu i karku. – Przyjrzyj się pajacu, jesteś tak samo winny jak ona – cedził słowa.
W samochodzie kobieta usiłowała z nim rozmawiać, ale milczał. Wiedział, że jedzie po wybawienie. Pomimo plotek o domach dziecka wierzył, że da radę. W przeciwieństwie do matki osiłkowi z bidula można oddać. Brunetka pokazała przez okno spory żółty budynek, pojedyncze ściany ozdabiały rysunki misiów, a obiekty na placu zabaw były podniszczone. Ledwo wjechali na parking, a grupka dzieci okrążyła samochód.
– Niestety, nie tym razem urwisy – starała się zachować spokojny ton. Grupa posmutniała.
– Spokojnie kochani, jestem pewien, że wkrótce ktoś nas wszystkich adoptuje – krzyczał czerwono włosy.
– Kiyama, ty tak codziennie mówisz – wtrącił chłopak o zielonych włosach.
– Spójrz z innej strony. Z każdą pomyłką jesteśmy bliżej właściwego samochodu.
Z budynku wyszła kobieta o krótkich limonkowych włosach. Marynarka była ubrudzona kredkami, a okulary porysowane. Na szyi nosiła naszyjnik z małym serduszkiem.
– Dzień dobry. – Wyciągnęła dłoń. – Jestem Kira Hitomiko, będę Twoją opiekunką. W rozpisce przeczytasz wszystkie niezbędne informacje. – Wręczyła plik papierów. – W górnej rubryce znajdziesz numer pokoju, czyli 302. Chodzisz do klasy B, podobnie jak twój współlokator. Jeżeli nie będziesz czegoś wiedział to pytaj mnie albo jego – mówiła tonem, który nie zdradzał nawet krzty emocji. Po czym odeszła.
Masaki stał przy bramie wpatrując się w tabelę. Zbliżała się dziesiąta, czyli czas na drugie śniadanie. Rozejrzał się po kompleksie budynków w poszukiwaniu stołówki.
– To ten. – Niebiesko włosa dziewczyna wskazała na rotundę. Kariya ruszył w wskazanym kierunku.
– Gbur – wymamrotała pod nosem.
Jadalnia była przestronna, usiadł z miską pomidorówki przy kompletnie wolnym stoliku. Denerwowały go wszechobecne śmiechy. Dostrzegł jak czerwono włosy chodzi po stole wydurniając się przed innymi. Obrońca wziął głęboki oddech i z uczuciem wyższości zaczął jeść.
– To nasze miejsce. – Umięśniona ręka uderzyła w blat. – Widzę, że jesteś nowy, dlatego tym razem to tylko ostrzeżenie – dodał ku uciesze swojej bandy, ale nowicjusz jadł dalej. – Masz problemy ze słuchem, czy z głową – krzyczał podirytowany. Masaki zmierzył go wzrokiem. Ciemne włosy krzykacza kontrastowały z bladą skórą. Obok niego stał chłopak o wrednym wyrazie twarzy i włosach ułożonych w kształt pochodni. Drugi najchudszy miał pociągłą twarz i emo grzywę na czole.
– Daj mu spokój – wykrzyczał chłopak schodząc ze stołu, ale Kariya uciszył go ręką.
– Zajmę się tym. – Wyskoczył z krzesła i uderzył przeciwnika w żuchwę Ten się zachwiał, ale przystąpił do kontrataku. Zielono włosy uskoczył przed kopnięciem i uderzył go w tył czaszki. Człowiek pochodnia chwycił ręce Masakiego, który zrobił przestraszoną minę.
– Co to znaczy? – zabrzmiał głos opiekunki. – Saginuma, lubisz sprawiać problemy, ale bić kogoś w pierwszym dniu. To przesada nawet jak na waszą trójkę. Za karę przez dwa tygodnie będziecie pomagać w kuchni – nawet teraz jej głos nie zdradzał emocji.
– Proszę pani... – wymamrotał pod nosem, lecz go zignorowała.
– Bardzo cię boli? – Spojrzała na posiniaczone ramię ofiary.
– Tylko troszkę – ciągnął teatralnie.
– Pójdziemy do pielęgniarki. – Mijając osiłka posłał mu jadowity uśmiech.
W gabinecie uświadomił sobie, że zostawił plan zajęć. Hitomiko przypomniała mu numer pokoju. Dodając, że ma miłego współlokatora, który na pewno już tam zaniósł papiery. Przez co posmutniał, bo nie znosił miłych ludzi. Za nim wszedł do pokoju 302 słuchał, czy jego „kolega" siedzi w środku. Po chwili ciszy otworzył drzwi.
– Witam nowego kolegę – wykrzyczał czerwono włosy ubrany w urodzinową czapkę, przydużą bluzę i brudne dresy. – Jestem Kiyama Tatsuya, na pewno będziemy się razem świetnie bawić – dodał dmuchając w gwizdek imprezowy.
Pokój był kompaktowy i dominowała w nim symetria. Naprzeciw drzwi było okno, a przy nim dwa biurka. Małe kredensy dzieliły je od łóżek, przy których stały szafki nocne.
– Kurde, tylko nie on – zaklną w duchu siadając na łóżko.
– Ah, rozumiem chcesz się przyzwyczaić do miejsca. Pamiętaj jestem po to by pomóc. Jeżeli czegoś potrzebujesz wal jak w dym. A jak uderzyłeś Osamu normalnie kosmos cały przytułek cię podziwia. Tylko uważaj, bo Saginuma to niebezpieczny typ. Kilku przez niego skończyło w gipsie.
– Zamknij się. Czy farba wyżarła ci mózg? – krzyknął rzucając poduszką. Patrzyli na siebie przez chwilę.
– Zabawny z ciebie koleś, lubię takich – mówiąc rechotał. – Nie mogę się doczekać, aż poznasz moich kolegów...
– Czy tego typa da się wyłączyć! – Próbował zagłuszyć go myślami, choć z marnym skutkiem. Chłopak trajkotał jeszcze przez dziesięć minut.
– No, to chyba wszystko co musisz wiedzieć. Opowiesz coś o sobie? – Zapadła cisza. – Masz ulubiony kolor, bo mój to czerwony. To taka energiczna barwa, choć reszta również jest ładna. Pamiętam jak kiedyś...
– Ignoruj tego narwańca z ADHD. Wreszcie się znudzi. – Powtarzał w duchu, ale lawina pytań trwała długo.
– Mam coś dla Ciebie. – Wyjął spod łóżka kartonik czekolady. – Proszę. Dostałem je na święta, jednak trzymałem na specjalną okazję. Już trochę mieszkam sam, więc to najlepszy moment. Są twoje. – Wysunął ręce.
Współlokator zmierzył go wzrokiem, po chwili wziął czekoladkę. Nie były zbyt smaczne, lecz coś zaczęło go gryźć od środka.
– Może zjemy je razem z twoimi kolegami?
– To super pomysł zawołam ich. – Wybiegł.
– Skaranieboskie z tym głupkiem.
CZYTASZ
Słoneczny Ogród Kariya i Kiyama
AventuraKariya Masaki nienawidził swojej rodziny i miał ku temu kilka dobrych powodów. Co, jeśli jego marzenie o opuszczeniu domu wreszcie się spełni? Czy chłopiec z tak traumatycznym życiem w ogóle może się zmienić i zaufać nowym, a przy tym pierwszym przy...