32

70 4 8
                                    

Gdy chłopak wypowiedział owe zdanie, z jakiegoś powodu poczułam niewyobrażalny ucisk w sercu. Patrzyłam na niego kilka sekund z rozchylonymi ustami nawet nie mrugając. Po pierwszym szkoku, zaczęłam uważnie przyglądać się jego twarzy, aby doszukać się podobieństwa do Alana bądź Clarissy.
Nikt z nas się nie odzywał. Dylan nie zatrzymywał mnie też gdy odwróciłam się i zaczęłam się oddalać. Nie wołał, nie krzyczał, tylko wciąż stał w tym samym miejscu. Z każdym kolejnym metrem nieświadomie przyśpieszałam kroku chcąc być jak najdalej od tego miejsca oraz tego człowieka. Z jakiegoś powodu wzbudzał we mnie nieufność.

Do domu wpadłam niemalże biegiem.  Szybko zamknęłam drzwi wejściowe i przekręciłam kulcz. W ganku pozbyłam się swoich butów których nie odłożyłam do szafki. Zignorowałam też mamę gdy minęłam się z nią na schodach. Widziałam zmartwienie w jej błękitnych oczach ale nie zareagowałam na to.

-Kochanie coś się stało?- spytała, pukając do drzwi.

-Zależy jak na to patrzeć. Nie martw się!- powiedziałam, krążąc po pokoju.

Nie miałam pojęcia co o tym wszystkim myśleć, a już tym bardziej, nie miałam bladego pojęcia co zrobić. Dziesiątki pytań krążyły mi po głowie, a ja na żadne z nich nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.

Dlaczego Dylan to właśnie mnie zaczepił? Dlaczego akurat teraz? Dlaczego Clarie ani Alan NIGDY nie wspominali o tym, że mają starszego brata? Dlaczego budził we mnie tak wielką nieufność do jego osoby, mimo tego, że znam go zaledwie kilka minut.

Wzięłam głęboki oddech siadając na parapecie wyłożonym poduszkami i szarym kocem. Musiałam zebrać myśli i wszystko sobie logicznie ułożyć. Bo może nie jest to niczym nadzwyczajnym, a po prostu Dylan studiuje i innym kraju i rzadko się widują? W końcu to po części wyjaśniało by to, że nigdy wcześniej go nie spotkałam. Tak, to na pewno jest trafna teza. Przyłożyłam głowę do szyby z nerwów skubiąc skórki przy paznokciach. Nie rozumiałam też dlaczego na wieść o tym, że Harrisowie mają starszego brata zareagowałam tak...nadpobudliwie? Tak, nadpobudliwie to raczej dobre określenie mojej reakcji.

Nie wiem ile czasu siedziałam na owym parapecie w jednej pozycji praktycznie się nie poruszając. Z całkowitego odcięcia się od świata wyrwało mnie ciche skrzypnięcie drzwi, na co automatycznie odwróciłam głowę w tamtą stronę. Stała tam mama która spoglądała na mnie z troską i zmartwieniem bijącym prosto z jej błękitnych tęczówek. Delikatnie podkurczyłam nogi robiąc jej miejsce obok mnie i właśnie wtedy poczułam jak bardzo były skostniałe.

-Coś się stało? Wpadłaś do domu jakbyś była w jakimś amoku.- powiedziała z troską w głosie.

-Nic takiego, po prostu...dowiedziałam się czegoś, co kompletnie mnie zdezorientowało.- odparłam, wzruszając ramionami.

-Saray, wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć?- spytała, marszcząc swoje równe brwi i przybierając dość surowy ton głosu.

-Tak, wiem...-przytaknęłam skinięciem głowy.- Naprawdę, nie masz o co się martwić.- powiedziałam uśmiechając się delikatnie.

Charlotte popatrzyła na mnie z powątpieniem nic nie mówiąc. Uważnym wzrokiem skanowała moją twarz aby doszukać się jakiś oznak kłamstwa z mojej strony, które za wszelką cenę starałam się ukryć, co w sumie można nazwać głupotą, ponieważ kobieta zna mnie lepiej niż nikt inny. Zna mnie lepiej, niż ja sama siebie znam. Uśmiechnęła się dość krzywo i w milczeniu opuściła mój pokój, zamykając drzwi które zamkły się z cichym skrzypnięciem.

Bo taka właśnie była Charlotte. Mimo tego, że widziała i zdawała sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak (oh ona zawsze doskonale zdaje sobie z tego sprawę) nie pytała, nie prosiła żebym jej powiedziała, nie naciskała. Blondwłosa kobieta wyznawała zasadę, że jeśli będziemy chcieli jej się z czegoś zwierzyć- zrobimy to bez jej nacisku na to.

Hi princess| zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz