Rozdział 22

257 14 4
                                    

Greyson

Gdy wyszła, zabrała ze sobą część mojego serca. Tą większą część. W jednym miała rację. Jestem skończonym sukinsynem. Bardzo dobrze o tym wiem. Chociaż nie łączą nas więzy krwi, jestem dokładnie taki sam jak ojciec. Jestem potworem.

 
- Greyson, może jednak zabawimy się? – gdy czuję jej mdły dotyk na mojej skórze, wzdrygam się.

- Idź już.

- Co? – wyrywam swoją dłoń z jej dłoni i odwracam głowę.

- Spadaj stąd. Nie mam zamiaru pieprzyć się z tobą – krzyczę w jej stronę. Nie potrafię już stłumić tej narastającej frustracji i gniewu. Moja samokontrola opuściła ten świat razem z nią. Z moją Rosie. Sophia mruczy coś do siebie, prycha i mija mnie. Ledwo co wychodzi z mojego domu, drzwi znów z impetem otwierają się. Tym razem tak mocno, że odlatują w bok i uderzają z całej siły o ścianę. Odwracam głowę w stronę huku i nim dochodzi do mnie co tak naprawdę dzieje się, ktoś z całej siły łapie mnie za koszulkę i przyciąga do siebie.
Michael.

- Mówiłem ci, że jeśli ją skrzywdzisz to pożałujesz – syczy przez zaciśnięte zęby. Jest tak bardzo wkurzony, że na jego szyi pulsuje żyłka – Myślałem, że naprawdę zależy ci na niej, ale najwidoczniej myliłem się, bo ty jesteś jeszcze większym skurwielem niż ja – uderza mnie pięścią w nos. Gdy od siły uderzenia odskakuję do tyłu, on uderza mnie w prawy policzek, a później cała ta sytuacja zaczyna żyć własnym życiem. Okłada mnie pięściami wszędzie. Dosłownie. W brzuch, w głowę, w nos. Boli mnie każdy kawałek ciała, ale nie bronię się. Zasłużyłem sobie na takie traktowanie.

- Dlaczego nie oddajesz, dupku? – krzyczy, ale nie kończy mnie bić. Nie mam siły na nic. Jestem cały obolały. Nie mogę oddychać, bo chyba złamał mi żebro. Albo dwa. Jak dla mnie mógłby pobić mnie do nieprzytomności. Gdy zmęczony padam na ziemię, jestem już cały poobijany. Podnosi mnie jedną ręką i stawia w pionie – Dlaczego nie bronisz się? – cisza. Nie mam mu już nic do powiedzenia – Co się z tobą dzieje, złamasie? Przecież nie mogłeś cały czas udawać. Wyglądałeś tak ..- przerywam mu w połowie zdania, wybuchając słabym śmiechem.

- To wszystko była zwykła ściema. Od początku. Poznaliśmy się dwa miesiące temu, w klubie – zamiera. Chyba domyśla się do czego zmierzam – Wtedy zerżnąłem ją. No i później pojawiłeś się ty i udawaliśmy parę żebyś odwalił się od niej. Koniec historii– nie powinienem tego mówić. Wiem to, ale chcę żeby oboje znienawidzili mnie. Wolę by Rosie czuła do mnie czystą nienawiść, niż by była skrzywdzona przez bolesną prawdę.

- Co?

- To co słyszałeś. Jestem dobrym aktorem – zszokowany puszcza moją koszulkę – Ale to koniec, więc możesz ją sobie wziąć spowrotem – sam nie mogę uwierzyć w to co mówię. W myślach uderzam się kilka razy w głowę. Wiem jednak, że to jedyne wyjście.

- Obiecałem ci, że jak spierdolisz to ja wrócę do gry. I tak zrobię, a ty wypierdalaj z jej życia raz na zawsze – syczy wściekły, wypluwa ślinę tuż obok mnie, po czym wychodzi z domu zostawiając mnie samego i całego we krwi. Zaciskam zęby z bólu. Opadam na kanapę, opieram się plecami o jej oparcie. Odchylam głowę do tyłu, a z moich ust wydobywa się szalony śmiech.

Tak, właśnie. Oficjalnie oszalałem i zamierzam poddać się temu szaleństwu w całości. W pewnym momencie, nawet nie wiem w którym, mój śmiech przeistacza się w głośny szloch. Na przemian płaczę i śmieje się. Z moich ust spływają ciepłe łzy. Nie mam już niczego. Wszystko co miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie zniknęło.

Rosie

- Możesz mi powiedzieć, czy to prawda, że udawaliście z Greyson'em parę by pozbyć się mnie? – spuszczam głowę zażenowana, bo teraz gdy Michael mówi to na głos, dochodzi do mnie niedorzeczność całej tej sytuacji.

- Tak – mówię cicho.

- Więc, to kiedy mówiłaś, że go kochasz ...

- To prawda. Zaczęło się od udawania, ale teraz naprawdę go kocham. Cholera – nerwowo przeczesuję włosy opuszkami palców – Nie wierzę, że to zrobił. Musi być jakiś powód, żeby .. – przerywa mi głośny, zdenerwowany głos Michael'a.

- Nie ma żadnego wytłumaczenia dla jego zachowania. Jest zwykłym gnojem. Żaden facet nie traktuje kobiety w ten sposób – warczy przez zaciśnięte zęby. Gdy przestaje chodzić w tę i spowrotem, w końcu siada tuż obok mnie, na kanapie. Kładzie dłoń na mojej dłoni ściskając ją delikatnie.

– Pamiętaj, że masz moje wsparcie. Zawsze – kiwam głową podciągając nosem. W tej chwili podejmuję decyzję. Od dzisiaj przestaję kierować się sercem.
Tylko rozum.

1# Pragnienie serca [+18] {ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz