Jeżeli przeczytaliście opis to już wiecie, że będę opowiadać o całym moim dotychczasowym życiu które zawdzięczam sama sobie. Zacznijmy od początku. Hej jestem Ada i obecnie mam jeszcze piękne 16 lat które niestety będzie ze mną tylko przez następne 105 dni biorąc pod uwagę dzisiejszy dzień czyli 11 marca 2022.
Nie chcę robić teraz jakiegoś ogromnego opisu, bardziej rozsądne według mnie jest to, żebyście mogli poznawać mnie krok po kroku, wtedy nic wam się nie pomyli.
Zabawa czas startZacznijmy od dnia 24 czerwca 2005, dzień moich narodzin. Moim docelowym miejscem narodzin była Gdynia ale nie przyjęli mojej rodzicielki w owym szpitalu i koniec końców urodziłam się w Gdańsku o godzinie 21:15. Hurra!
Gdybym wiedziała co się święci to mówię wam z ręką na sercu, że złapała bym się wątroby mojej rodzicielki i stamtąd nie wyszła.
Standardowo parę dni leżałam w szpitalu a później do domu i w tym momencie zaczyna się robić pod górkę, jest mnóstwo wersji ale trzymajmy się tej którą usłyszałam od mojego ojca. Wracając, pojechaliśmy do jakiegoś mieszkania i od razu nie było tak jak być powinno, mój ojciec cieszył się jak głupi na fakt tego że ma córkę natomiast sytuacja zmienia się przy mojej rodzicielce która nie była zadowolona z następnego dziecka. Następnego, bo już wtedy miałam sporą ilość rodzeństwa przyszywanego. Każde z nich było z innego ojca i żadne z nich nie wychowywało się z naszą rodzicielką, niektórzy byli u dziadków od strony ojca a inni byli w rodzinach zastępczych czy domach dziecka. Pierwsze dwa miesiące mojego życia były całkiem, spokojne? No nic się nie działo specjalnego czego nie mogę powiedzieć o kolejnych miesiącach. Moja rodzicielka w pewnym momencie wyszła z domu i wracała co 2 tygodnie z paczką pieluch i dwoma paczkami kaszek dla pierdków mojej wielkości. Owa kaszka była jedynym pożywieniem dla mnie jak i dla mojego taty który nie miał jak iść do pracy bo musiał się zajmować mną. Byliśmy w kropce.
Gdy skończyłam 6 miesięcy mój ojciec nie dawał już sobie rady i pojechaliśmy do moich dziadków (jego rodziców). Mój ojciec poinformował o tym moją rodzicielkę a ta od razu się zjawiła z pretensjami że co mu tam nie pasowało bla bla bla.
Pierwsza sytuacja która przechodzi ludzkie pojęcie była ta gdy moja rodzicielka chciała mnie sprzedać, dokładnie tak. Jak wszyscy byli w pracy ona mnie zgarnęła i pojechała na Port Lotniczy w Gdańsku imienia Lecha Wałęsy. Na owym lotnisku czekała parka bananowców z Niemiec którzy pokusili się na kupienie dziecka pewnie za jakieś marne grosze tak byle by miała za co ćpać przez najbliższe miesięcy. Los jednak chciał żebym była Polką i babcia która wróciła z pracy zauważyła że nie ma ani mnie ani jej i zadzwoniła do mojego ojca który co najlepsze o wszystkim wiedział. Ostatkami sił moja babcia ubłagała mojego ojca żeby po mnie pojechał i nie pozwolił na to żeby mnie ta durna baba sprzedała obcym ludziom i tak oto wróciłam do domu i niektórzy mogą sobie pomyśleć no dobra skoro wróciła do domu to jest git co nie? Od razu odpowiadam, nie. Kolejna sytuacja rozgrywała się już docelowo w domu, moi biologiczni rodzice się pokłócili, drama rosła i rosła aż w końcu moja rodzicielka ze mną na rękach zaczęła rzucać nożami w mojego ojca po czym wybiegła w ZIMĘ z 6 miesięcznym dzieckiem w pampersie na dwór. Mój ojciec bodajże razem z dziadkiem wsiedli w samochód i pojechali mnie szukać. Poszukiwania zakończyły się sukcesem gdy zauważyli moją matkę nad stawem nieopodal mojego domu. Cała ta przygoda nic nie wniosła do mojego życia prócz tego że od tamtej pory nie widziałam tej kobiety no i po tej sytuacji leżałam 2 tygodnie w szpitalu z zapaleniem płuc.
Mój okres niemowlęctwa leciał nieubłaganie, może i nie było przy mnie mamy której już wtedy potrzebowałam i w sumie której wtedy najbardziej potrzebowałam, ale bynajmniej była babcia, dziadek i ojciec. Z faktu odziedziczonych genów od mojego ojca od małego byłam jednym wielkim tornadem co nie raz tworzyło zagrożenie dla innych jak i dla mnie, na przykład sytuacja gdy uczyłam się już chodzić i wspinać w każde możliwe miejsce jakie było mi dostępne, sytuacja wyglądała następująco:
Wiecie jak wyglądają stare prl-owe meblościanki? napewno wiecie, w skrócie duża zabudowa z drewnianych półek drzwiczek i szafeczek, ale kontynuując, pewnego razu wdupcyłam się na jedną z niższych półek na której stała gablota ze szklankami, szklanymi kubkami, szklanymi talerzykami i cała reszta szklanej zastawy za szklanymi drzwiami. Mała Adzia złapała za te drzwiczki schodząc z tej półki a cała gablota poleciała za Adzią no i teraz jak to się stało, że Adzia przeżyła a no już tłumaczę, moje łóżeczko uratowało mi moją pampersową dupę i w trakcie lotu przytymało ową gablotę a ja skończyłam na podłodze bez jakiś większych obrażeń prócz poobijanych łokci i kolan, huk zbudzil mojego ojca który spał po nocnej zmianie dosłownie obok, nie w pokoju obok, obok łóżeczka na które właśnie spadła półtora metrowa szklana gablota która prawie roztrzaskała mu córkę. Ojciec od razu zaczął się rozglądać i po paru sekundach zauważył mebel w pozycji niestandardowej i usłyszał płacz małej mnie która dostała szklanka w łeb, jego reakcja była dosyć szybka, schylił się i mnie podniósł wychodząc z pokoju z prędkością światła i zaczęła się draka
- Co wy odpierdalacie!? Mieliście się nią zająć bo dobrze wiecie, że poszedłem spać po nocce!- Powiedział mój ojciec wchodząc do salonu.
-Ale o co ci chodzi Grzesiek?- powiedziała moja babcia siedząca na fotelu.
-O gówno, gdyby nie to jebane łóżeczko to byście wnuczki nie mieli bo gablota na nią spadła!- Kontynuował mój ojciec przy okazji starając się mnie uspokoić
-Jak to gablota na nią spadła? Co ty gadasz?- Babcia gwałtownie odwróciła się na fotelu.
-A skąd mam wiedzieć jak? Spałem! Po nocce!- Zbulwersował się mój ojciec- Idź se sprawdź- Dodał i usiadł na kanapie sadzając mnie na kolana.
Cała sytuacja skończyła się zbieraniem ogromnej ilości szkła i tym że nie miałam wstępu do małego pokoju gdy ojciec spał no i tym że ściągali mnie z mebli za każdym razem gdy na nie wchodziłam (a robiłam to bardzo często). Gdy kończyłam już 10 miesięcy mieli spokój od tego żeby ciągle mnie pilnować bo niefortunnie upadłam na plecy podczas biegania po domu i obraziłam się na moje nogi które nie chciały mnie utrzymać w pozycji prostej i zaczęłam się znów czołgać po podłodze. Niestety błogi spokój nie trwał długo bo po około 2 tygodniach zapomniałam o zaistniałej sytuacji i znów zaczęło się łażenie po meblach (które nie przeszło mi do teraz ale jest większy strach że cokolwiek się połamie/zepsuje/przewróci bo jestem po prostu ciężka) Tak o to burzliwym sposobem dotrwałam i skoczyłam roczek. Streszczając, straciłam jakiekolwiek możliwości na to że moja rodzicielka zamieni się w moją matkę a może i mamę. Prawie zostałam sprzedana i zamiast motyl mówiła bym szmeterling, albo bym nie mówiła? może chcieli mnie sprzedać na organy? Teraz już się nie dowiem i chyba wolę nie wiedzieć. Moja rodzicielka prawie zabiła mi ojca nożem i w sumie prawie też zabiła mnie. Kawałek później ja prawie zabiłam siebie ale koniec końców przeżyłam tak dziwnie burzliwy czas który miałam zafundowany od najwcześniejszych dni mojego życia.
CZYTASZ
całkiem (nie)zwyczajne życie
Short StoryAda, bo to wokół niej kręci się ten zbiór liter sklejonych w słowa a później w zdania. Ada chce wam pokazać całą swoją historię od początku do końca, tą historię bez której niebyła by sobą, usiądźcie i wysłuchajcie Ady. Ona na to zasługuje,