"Draco, tylko nie rób nic głupiego"- powiedziała do niego kilka dni temu matka. Zawsze starał się jej słuchać, ale kiedy sytuacja wymykała mu się spod kontroli, nie wiedział już co robić. Święta były dla niego okresem przede wszystkim bolesnym i przypominającym na wszelkie sposoby, jak bardzo zjebane miał życie. Kiedy wszyscy ludzie jedli kolację, otwierali prezenty, śpiewali i rozmawiali, on załatwiał brudną robotę dla Czarnego Pana. Oczywiście ktoś musiał to robić, a jako że Śmierciożercy nie obchodzili świąt, Voldemort nie miał najmniejszych skrupułów, żeby nawet tego dnia wydawać im rozkazy. Kiedy zobaczył Granger w Norze sam nie wiedział czy bardziej się ucieszył, czy zdenerwował. Z jednej strony w jakiś sposób działała na niego kojąco i kiedy ją widział, czuł, że jest innym człowiekiem niż kiedy jej nie było. Z drugiej strony, dlaczego ona miała prawo siedzieć z rudzielcami i świetnie się bawić, w momencie kiedy on był zmuszany do zabijania? Jego początkowe zaskoczenie wywołane widokiem jej poszarpanych na wietrze loków, czerwonej sukienki, puchowej kurtki i przerażenia na twarzy szybko ustąpiło wściekłości i zazdrości. Taki już był, nie mógł się opanować. Chciał, żeby poczuła się tak samo źle jak on- i chyba mu się udało. Sekundę po swojej deportacji pożałował tak rozegranej sprawy, ale tak czy inaczej było już przecież za późno. W jej oczach i tak już na zawsze miał pozostać potworem.
Bardziej zastanawiał go fakt, skąd tak naprawdę wziął się wtedy w tamtym miejscu. Miał się przecież teleportować kompletnie gdzie indziej. Nigdy nawet nie był w Norze, więc jakim cudem jego mózg skierował go właśnie tam, gdzie była Hermiona Granger? Czuł z nią potworną więź, która tyko nasilała się w jego gorszych momentach. Jakby nieświadomie szukał jej w mroku, żeby choć na chwilę ujrzeć jakieś światło. Była tą jedną z niewielu jasnych i kolorowych stron jego życia, a mimo że nienawidziła go całym sercem, on potrzebował jej widoku, słodkiego zapachu i głosu- nawet jeśli miał to być tylko krzyk. Usilnie próbował zakamuflować swoje pragnienie sarkazmem i złośliwościami i miał nadzieję, że dziewczyna odbierała ich spotkania właśnie w ten sposób. Nudził się, więc wpadł, żeby ją podręczyć. Jej naiwna dobroć była tym, co przyciągało go najbardziej- mimo tego, co się wydarzyło, wciąż czuł, że gdzieś głębi wierzyła, że mógłby być kimś innym. Ale wyrok już zapadł.
Tego wieczora, kiedy wrócił w końcu do Hogwartu, pierwszym co zrobił było wypicie sporej ilości whisky. Blaise, zbyt zajęty ukochaną, żeby cokolwiek zauważyć, nie miał pojęcia co wydarzyło się w święta. Nie miał pojęcia ile niewinnych osób zginęło. Draco nie chciał go tym obciążać, cieszył się, że jego przyjacielowi udało się uciec od życia, które on sam sobie zafundował. To wszystko zaczynało go powoli przerastać. A już jutro miało się odbyć drugie zadanie Turnieju...
Przypomniał sobie gadkę Dumbledore'a o zaufaniu i współpracy i parsknął śmiechem. Tak, z całą pewnością Granger chętnie powierzy mu swoje zdrowie i życie. Bez szantażu nie miał kompletnie na co liczyć. Wypił do końca kolejną szklankę whisky i z zaskoczeniem zauważył, że zaczyna robić się senny. To nie było do niego podobne, z reguły przed ważniejszymi wydarzeniami nie mógł spać- a Turniej zdecydowanie się do takich zaliczał. Nie było też bardzo późno- dopiero północ. Coś było nie tak... Nie zdążył odstawić szklanki, która z trzaskiem rozbiła się o podłogę, rozsypując na tysiące malutkich kawałeczków. On sam opadł na łóżko i niemal momentalnie stracił przytomność.
Draco obudziły krzyki i hałasy za oknem. Wydawało mu się, że na zewnątrz raz po raz wybuchały bomby. Głowa pulsowała mu uciążliwie, jakby przesadził z alkoholem, ale przecież nie wypił aż tyle. Spróbował uchylić powieki, lecz nawet to okazało się trudne- oczy szczypały go i prosiły o ponowne zamknięcie. Chciał ruszyć ręką i wtedy poczuł, jak bardzo obolałe jest jego ciało. Coś tu nie pasowało... Nagle przypomniał sobie, co wydarzyło się wieczorem. Pił whisky i nagle odpłynął. Jak kopnięty prądem podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał po pokoju. Na podłodze dalej leżało porozbijane szkło, a Blaise'a nie było w pomieszczeniu. Potarł twarz dłonią, zastanawiając się, co go ominęło. Jednego był pewny. To wszystko nie wróżyło niczego dobrego. Z zewnątrz wciąż dobiegały huki i wrzaski. Wziął do ręki różdżkę i z syknięciem wstał do pozycji stojącej. W głowie mu zawirowało, a całe ciało odmawiało posłuszeństwa.
CZYTASZ
Tu i teraz ~ Dramione
Hayran KurguTurniej Trójmagiczny to nie lada wyzwanie w pojedynkę. Ale staje się jeszcze gorszy, jeśli dwójka największych wrogów musi współpracować, żeby wygrać. Ona- miła, mądra, inteligentna, nieczystej krwi czarownica. On- zimny, arogancki, nieczuły Śmierci...