►1◄

47 4 0
                                    

Zdawało mi się, że po tak wielu latach przywyknę. Że nie będzie to dla mnie czymś tak szokującym. Widziałam... i widzieć będę, setki jeśli nie tysiące zakrwawionych, uwalonych błotem i ze wbitymi kawałkami żelastwa w sztywne piersi, ciał. Sama byłam odpowiedzialna za  pewien ich procent. W końcu byłam demonem. Bronią masowego rażenia. Pociskiem, który należy wystrzelić. Lontem, który trzeba odpalić. Potworem, którym będą straszyć małe dzieci, kołysząc je do snu.

Czy to jeszcze nienawiść, czy już strach?


Czerwień broczyła mi wzrok, a gdy zaczęła ustępować, przed sobą miałam zwęglone kości i popiół.

Prochem jesteś i w proch się obrócisz — ale ta maksyma dotyczyła tylko ludzi. A do czego należały poczerniałe kości? Nie miałam pojęcia, ale na pewno to coś nie było człowiekiem. Ani potworem. Więc czym to coś było? Ale skoro już nie żyło, to czy potrzebowało nazewnictwa? Równie dobrze może być teraz po prostu nawozem dla kwiatków.

— Generale! — Ktoś krzyczał, lecz w uszach rozbrzmiewał mi tylko wrzask. Mój własny.

— Evelyn!

Całe moje ciało zaczęło drżeć, a nogi odmówiły posłuszeństwa i upadłam, twarzą lądując w stercie popiołu. Nie wiedziałam, jak długo mogłam tak leżeć, lecz gdy w końcu ktoś mnie odnalazł, pytając jak się czuję, jakby w ogóle nie zauważył spopielonego ciała, potrafiłam powiedzieć tylko:

— Mój mały książę.

~

Człowieczeństwa nigdy nie straciłam, bo tak naprawdę nigdy tej cechy nie posiadałam. Nie miałam prawa jej mieć. To cecha ludzka i może tych, co pośród ludzi się wychowywali. Gdy jednak karty mówią o tobie ta, która odwróci czas, wszyscy widzą w tobie monstrum, którego istnienie przyniesie zgubę.

— W życiu nie widziałem nikogo, kto mógłby sobie przysmażyć rękę do łokcia, a jestem lekarzem od przeszło pół wieku.

— Łatwiej będzie odciąć.

Odmruknął co niewyraźnie, ale ostatecznie tylko zapisał coś na tablecie. Przed wyjściem, zawahał się.

— Krys... znaczy twój mąż tutaj jest. Wpuścić go, czy...

Spięłam się momentalnie, czując jak serce zaczyna mi kołatać.

Nie.

Proszę.

Nie chcę, żeby wiedział.

Nie zasługuje na to, żeby wiedzieć.

Proszę.

— Niech wejdzie.

Mogę być nazywana potworem. Mogę być nazywana zarazą. Mogę być nazywana Królową Demonów. Ale pośród tych wszystkich inwektyw są takie słowa, których brzmienie pośród nich wszystkich jest wręcz absurdalnie.

Żona. Matka.

Drzwi sali otworzyły się, a ja nie miałam odwagi, by tam spojrzeć. Nie zasługuję, by na niego patrzeć.

— Kochanie. — Jego głos był cierpki i ochrypły.

Nie brzmiał jak jego, więc to nie mógł być on, racja? To dobrze, bo nie chcę, żeby na mnie patrzył.

Nagle podszedł bliżej i objął mnie w pół, a ja mogłam jedynie zesztywnieć. Tulił jak on i pachniał jak on, ale przecież nie mógł...

— Moje kochanie, moja najdroższa, moje wszystko — szeptał zupełnie jak on. — Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Tak bardzo mi przykro.

— Dlaczego?

Dlaczego? Przecież to moja wina.

— Wiem co się wydarzyło w Edenie. Tak bardzo przepraszam, że musiałaś... musieliście na to wszystko patrzeć.

Musieliście. Obraz wydawał się aż nadto wyraźny — biała strzała wbita prosto w nieosłoniętą niczym pierś. Żałosny, piękny uśmiech i gasnące spojrzenie zielonych oczu.

— Nie żałuję, mamo.

— Aaron... — wyszeptałam nieświadomie, a on się spiął.

— Cicho, najdroższa, wiem. — Jego głos brzmiał jeszcze bardziej cierpko i ochryple niż wcześniej. — Twój brat... pokazał mi go.

Trząsł się, a ja poczułam jakbym właśnie zrzuciła z półki wazon, który już i tak był wszędzie popękany.

Mój mąż.

Moje dziecko.

Nasz syn.

Nasz mały książę. 


Mój mały książę || Siła Kobiet 2022Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz