Cały przemoczony od deszczu Taehyung siedział na zimnej ławce w pustym parku. Twarz miał zalaną łzami, które mieszały się z kroplami spadającymi z nieba. Mimo że o tej porze rzadko kto się tu pojawiał, ci nieliczni przechodnie rzucali mu spojrzenia pełne pogardy lub obojętności. Jakby samą swoją obecnością zakłócał ich spokojne, uporządkowane życie. Był dla nich nikim. Kimś, kogo można ominąć, ocenić, wywyższyć się jego kosztem.
Nikt nie wiedział, co znaczy być opuszczonym przez wszystkich, których się kochało. Nikt nie rozumiał, jak boli utrata nie tylko ludzi, ale i wspomnień, które kiedyś przynosiły ukojenie. Taehyung nosił w sobie dane — urywki przeszłości — których nie chciał nikomu pokazać. Jego świat miał cztery ściany i żadnych drzwi.
Choć tak bardzo pragnął być znów kochanym, czuć się potrzebnym, nie potrafił w to uwierzyć. Odkąd stracił rodziców, obwiniał siebie — bo to on pozwolił im wyjechać. Brat był jego jedynym oparciem, dopóki i on nie zniknął, pozostawiając po sobie jedynie pięść i zimne milczenie. Taehyung kochał go nawet wtedy, gdy bolało. Bo wiedział, że nie ma nikogo innego. A potem nie miał już nikogo.
Teraz siedział w ciemnym parku. Niebo przysłoniła czerń, a pojedyncze gwiazdy ledwo przebijały się przez łzy nieba. Walczył ze sobą. Ze wszystkim, co w nim zostało.
Telefon zawibrował. Wiadomość z nieznanego numeru rozdarła ciszę:
„Zniknij. Nikt cię nie potrzebuje. Jesteś nic niewarty, Taehyung. Odejdź. Zwyczajnie odejdź."
Z niedowierzaniem wpatrywał się w ekran. Łzy spływały mu po policzkach. Może ten ktoś miał rację? Może naprawdę nie powinien tu być? Ale jednocześnie... bał się. Bał się śmierci, choć nie bał się bólu. Tylko ten lęk — jedyny, który mu został — jeszcze go powstrzymywał.
⸻
Była już prawie trzecia nad ranem. Drżącymi dłońmi podniósł się z ławki. Spojrzał raz jeszcze na park – w nocy wyglądał jak z innego świata. Cicho, spokojnie, melancholijnie. Tylko woda w fontannie i deszcz tworzyły dźwięki. W tym pięknie było coś tragicznego.
Ruszył w stronę wyjścia z parku. Może ktoś zza okna zauważył samotną postać w przemoczonym ubraniu i bez parasola. Może ktoś się zdziwił. Ale raczej nie. Kto by się przejmował takim cieniem człowieka jak on? Był jak mrówka — niepotrzebna, niewygodna, zbędna.
Zatrzymał się przy całodobowym sklepie. Sprzedawczyni patrzyła na niego z niepokojem, a gdy stanął przy kasie z paczką zapałek, jej wzrok stał się jeszcze bardziej osądzający. Ale Taehyung wiedział jedno — nikt się nie wzruszy. Nikt się nie zatrzyma. Bo w tym świecie ludzie przejmują się tylko własnym komfortem. W życiu Taehyunga nie było już miejsca na kolory ani sens.
⸻
Wróciwszy do pustego mieszkania, usiadł na podłodze przed kanapą. Rozsypał zapałki, a spod kanapy wyciągnął pudło pełne zdjęć. Matka, ojciec, brat. Wszyscy odeszli. Zostawili go samego.
Rozłożył zdjęcia na stoliku. Jedna zapałka. Ogień. Zdjęcie po zdjęciu znikało, aż w powietrzu uniósł się ostry zapach spalenizny. Taehyung nie przejmował się, czy ogień nie zajmie reszty domu. I tak nie miał już nic do stracenia.
Zalał płomienie szklanką wody. Na stole został jedynie popiół. Wpatrywał się w niego chwilę, jakby chciał zrozumieć, co właśnie zrobił. Po czym wybiegł z mieszkania, wciąż w mokrych ubraniach, wracając do miejsca, które znało już jego ból – do tej samej ławki, do tego samego deszczu, który raz jeszcze mieszał się z jego łzami.

CZYTASZ
MAYBE SUICIDE? | J.JK X K.TH
FanfictionO Taehyungu który nie wie co ma robić i o nieznajomym który chce mu pomóc Tytuł może jest Oklepany więc pewnie nikt tego nie przeczyta ale myślę, że jest okej ❗Książka mojego autorstwa❗