Rozdział 19

47 4 0
                                    

*Lorenzo* Następny dzień 16 lipiec

Obudziłem się i przysięgam, że zadrżałem widząc nad sobą postać Mike'a. Higgins patrzył na mnie niczym głodny na kotleta schabowego i trzymał w dłoni coś co wyglądało niemal jak miska z wodą.

–Jeśli to na mnie wylejesz, lepiej znajdź w tej dziurze kryjówkę, której nie znajdę– powiedziałem nadzwyczaj spokojnie.

–Zamierzałem cię tym obudzić żebyś nie zniweczył mojego planu, ale na szczęście sam wstałeś –zaśmiał się. – Mamy dwie godziny żeby dojechać na miejsce i zdobyć trochę kasy. Więc zwijaj się panienko.

Mike wyszedł z miską (na jego szczęście pełną miską) wody i zamknął drzwi od mojej sypialni. Położyłem sobie poduszkę na głowę, ale zaraz potem zdałem sobie sprawę, że leżę w łóżku nadal ubrany w ciuchy z wczoraj.

–Mamy dziś pełne ręce roboty! Więc podnieść swoją arystokratyczną dupę i zajmij się tym po co tu przyjechałeś albo pożałujesz, że nie ma cię obok swojej pani.

Pierdolony dupek. Myślał, że ma mnie teraz w garści, skoro jestem mu coś winny. Myślał, że może mi rozkazywać jak jakiemuś szczeniakowi i myślał, że będę wykonywał jego polecenia jak piesek, któremu wodzi przed nosem kiełbasą. I miał kurwa rację. A wszystko przez tą piękną, dobrą kobietę, która została setki kilometrów stąd by być od niego bezpieczna. Miękłem. Dla niej. Przez nią. Więc teraz też musiałem się zabrać do pracy.

Dla niej.

Wziąłem się więc w garść, pojechałem z Higginsem na jakieś blokowiska, gdzie po kątach kryło się masę nastolatków. Wyglądali jakby wielu rzeczy w życiu im brakowało, nawet tych podstawowych jak żywność czy miejsce do spania. Ale wiedziałem, że to tylko złudzenie. Ponad dziewięćdziesiąt procent osób zażywających narkotyki robi to własnowolnie. Zaczyna się niby niewinnie, raz na tydzień, dwa. Jedna działeczka czy dwie. A potem taki człowiek nie umie wyjść z tego nałogu, nie umie sobie poradzić bez zażycia choćby najmniejszej dawki 'leku' i wraca po więcej.

Dilerzy, tacy jak ja z odległych czasów, cieszyli się z takich ludzi. Łatwy zysk. Można było podnieść cenę, a oni i tak kupili mniej towaru, za wyższą cenę. Wszystko, żeby ich organizm zaczął pracować "normalnie".

–Zanieś to pod trójkę. I spróbuj nie zarobić kulki – Higgins rzucił we mnie malutkim woreczkiem. Mogło być tu z pięć gram.

–Ile mam odebrać?

–Dwieście pięćdziesiąt. Im wyłudzisz więcej, tym lepiej dla ciebie, pamiętaj– Higgins mrugnął do mnie okiem i odwrócił się w drugą stronę w aucie. Ja zaś z niego wyszedłem, nie czułem się tu bezpiecznie ani trochę więc szybkim krokiem wszedłem do bloku i znalazłem drzwi numer trzy. Wszedłem tam bez pukania, jeśli mieszkają tu tacy sami ludzie jak na dworze, nawet by go nie usłyszeli.

–Jest tu ktoś?– zawołałem wgłąb domu. Śmierdziało tu moczem, papierosami i taką typową patologią. Modliłem się bym nie znalazł tu małego dziecka, bo nie wiem co bym zrobił.

Z pokoju obok mnie wyłonił się mężczyzna, miał na sobie tylko spodnie, ale chyba w czymś przerwałem, bo jego ohydny ptak wisiał luźno nad spodniami.

–Czego?! –warknął do mnie poruszając nosem. Charakterystyczny gest ćpuna.

–Mam towar –pokazałem mu torebkę.
–Pięćset –dodałem. Mężczyzna oparł się o ścianę i warknął pod nosem. Nawet to jak wyglądał nie było tylko skutkiem narkotyków, był zalany w trupa. Wrócił do pokoju z którego przyszedł, przyniósł skrzynkę, która wypadła mu z rąk przy moich nogach. Sam ją sięgnąłem, otworzyłem i znalazłem dużo więcej niż zawołałem. Złapałem plik banknotów, nie skubiąc go jednak doszczętnie, a potem upuściłem znów skrzynkę i rzuciłem w niego małą paczuszką, która była zdecydowanie mniej warta niż osiemset dolarów, które wziąłem.

Lorenzo (Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz