ROZDZIAŁ 8

147 19 119
                                    

•— 𓅪 —•
| AYLA QUINN |

W Centrum Odnowy ulokowanym na niższym z poziomów Ośrodka Szkoleniowego nie spędzam wiele czasu. Gdy mieszkałam w Kapitolu wraz z rodzicami zapraszano mnie przed kamery, więc już wcześniej byłam zmuszona do dbania o wygląd, nawet gdy nie chciało mi się tego robić. Moja ekipa przygotowawcza oddaje mnie w ręce nowego stylisty w mgnieniu oka, przez co nie zdążam poznać dokładnie ich tożsamości; po pośpiesznym przedstawieniu pamiętam tyle, że wszyscy mają imiona od gwiazd. Budzi się we mnie współczucie, bo po drodze widzę i słyszę, jak pozostałe trybutki z niższych Dystryktów syczą z bólu przy każdym odrywaniu plastra z woskiem od skóry.

— Łapy precz od włosów!

Lwiątko Kapitolu daje nieproszony popis. Lepiej, żeby się uciszył. Nie wpływa pozytywnie na nasz wspólny wizerunek.

Plotkujący z opiekunkami z Dwunastki i Siódemki Arcady zerka w kierunku chłopaka, akurat w chwili, gdy Leo strzela po dłoniach swojego fryzjera, dając jasno do zrozumienia, że nie życzy sobie majstrowania przy wymuskanych kosmykach. Opiekun kładzie przepraszająco dłoń na ramieniu opiekunów. Rusza na interwencję.

— Czysto obiektywnie — odzywa się mknąca po mojej prawej dziewczyna. Nazywa się Carina. To ona zajęła się moimi paznokciami, które są teraz tak połyskujące, że zastanawiam się, czy przypadkiem nie pomalowała ich prawdziwym złotem.

— Nie ruszałabym go — dodaje szeptem. Poprawia delikatnym ruchem swoje kręcone fioletowe loki, komponujące się ślicznie ze srebrną szminką. — Wygląda uroczo.

— Czysto obiektywnie — powtarzam po niej — ogoliłabym tę grzywkę przy samej potylicy, żeby się nie puszyła — żartuję. Carina nie docenia mojego poczucia humoru. Przygląda mi się dziwnie. Odchrząkuję i spojrzawszy ponownie w kierunku Leo, odpieram ze sztucznym świergotem:

— No! Jest przesłodki!

Idzie się aż rozchorować od tego cukru.

Tuż po tym, gdy oznajmiwszy, że wraca do swoich współpracowników, Carina zamyka za moimi plecami drzwi. Mam ochotę podziękować za to, że użyła ich imion; Puppis i Vela. Powtarzam w głowie wszystkie trzy, dopóki nie utykają w niej na dobre.

Garderoba jest niewielka, ale wystarczająca, aby odsapnąć nieco od zgiełku na zewnątrz i przygotować się spokojnie do Parady. Przysiadam na czerwonej sofie, dając sobie chwilę oddechu. Rozglądam się po pokoju. Wieszaki są puste. Przebieralnia również. Mój stylista długo nie przychodzi.

Powoli zjada mnie trema. Zaciskam palce na materiale ubrania, ale nie czuję pod nim haftowanych róż. Musiałam przebrać się w brzydką, prawie szpitalną koszulę, aby stylistom było łatwiej przygotować mnie do występu. Mam nadzieję, że moja sukienka się nie zagubi. Tak jak nie mogłam na nią patrzeć, tak teraz uznaję, że dawała mi małe poczucie bezpieczeństwa. Boże, sapię w duchu, jakie to głupie. Powinnam czuć się stabilnie przy ludziach, a nie rzeczach martwych.

Jęczę pod nosem. Jeśli zaraz nie zmienię myśli, będę zbyt zestresowana. Wstaję więc na równe nogi i pozbywając się z głowy głupot, podchodzę do drugich drzwi. Nie wydaje mi się, żeby były zamknięte. Naciskam klamkę i uchylam je ostrożnie, aby wyjrzeć na zewnątrz.

Przejście prowadzi do stajni, z której wyruszę na pokaz. Obsługa Ośrodka zakłada uprzęże czarnym koniom. Grafitowe rydwany muszą być niezwykle ciężkie; ustawiając je w konkretnym szyku, jeden za drugim, i zachowując przy tym spory odstęp, marudzenia mężczyzn docierają aż tutaj.

— Och, skarbie! Nie rób tak! Uchwycą cię kamery!

Odskakuję od drzwi jak oparzona. Syczę głośno, uderzając łokciem o ścianę. Nie potrzebowałam tego siniaka. Pocieram rękę, gdy przyłapana na gorącym uczynku, wracam potulnie na swoje miejsce. Gdy zerkam w kierunku wejścia od strony Centrum Odnowy, drzwi znów są zamknięte. Przesłyszałam się? Już zaczynam wariować?

THE SONG OF LUNATICS | THG [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz