Rozdział 9

15.9K 317 347
                                    


- Wszystko zrozumieliście? - Dyrektor spojrzał na mnie z nadzieją.

Wie, że na Alana liczyć w tej kwestii nie może. Ja też jakoś skora do tego nie jestem.

Ale co mam zrobić, jeśli nie mam innego wyjścia? Nie chce kolejnej mocnej kłótni z matką.

- Tak. - Burknęłam pod nosem, za to Alan nie powiedział nic. Chłopak dalej wpatrywał się obojętnie w mężczyznę.

- Harris, zrozumiałeś? - Osobiście drugi raz spytał czarnowłosego.

- Jak słońce. - Powiedział, jednak w jego głosie mogłam wyczuć lekki sarkazm i totalną olewkę.

Świetnie.

Jeśli on myśli, że sama będę myć te okna, to się myli.

- Odrazu zaznaczam, wyjdziecie wtedy, kiedy okna będą lśnić. - Patrzy się na naszą dwójkę. - Jasne ?

Zanim umyje jakiekolwiek okno, zdążę się trzy razy zdenerwować.

Niechętnie kiwnęłam głową.

- Możecie iść na lekcje. - Dyrektor zasiadł na swoim krześle.

Wstałam wraz z Alanem i nauczycielka pokierowała nas do wyjścia.

- Radzę, nie wymigujcie się od tego. - Nauczycielka posłała nam surowe spojrzenie, gdy wyszliśmy. - Jeśli nie zrobicie tego dzisiaj, to jutro, ale wtedy twoja mama będzie o wszystkim wiedzieć. A ty Alan, będziesz mieć problemy. - Zagroziła kobieta.

Sądzę, że Alan nie chce być wywalony ze szkoły i tam pójdzie. To jest jego ostatni rok na kierunku biol-hem, tak samo jak mój.
Wiem jedno, to ja będę musiała odwalić całą robotę, bo księciu nie ruszy palcem!

Jestem tego pewna.

Oboje się nie odezwaliśmy, tylko pokierowaliśmy w stronę sali, do której prowadziła nas nauczycielka. Kobieta złapała za klamkę i wpuściła nas do środka.

- Oddaje ich. - Nauczycielka od matematyki uśmiechnęła się w stronę nieco młodszej kobiety.

Odrazu poczułam jak na mnie i Alanie, ląduje każde spojrzenie.

Chyba mamy historię, mogę to sugerować, po książkach na ławkach uczniów.

- Siadajcie. - Powiedziała do nas babeczka zza biurka.

Oboje pokierowaliśmy się na swoje miejsca. Chłopak usiadł do ostatniej ławki przy oknie, a ja do ostatniej przy ścianie, tam gdzie siedziała Jane. Matematyczka wyszła z sali.

Odetchnęłam i zdjęłam plecak z ramienia. Spojrzałam na Jane. Widziałam, jak dziewczyna próbowała wykryć co się stało, bo po mojej minie widziała, że nie jestem zadowolona.

- Zadzwoniła do twojej mamy. - Strzelała.

Nie tym razem.

- Nie zadzwoniła. - Wprawiłam ją tym, w jeszcze większe zamyślenie. Rozpakowałam  piórnik i książki na ławkę.

- To przecież dobra wiadomość. - Uśmiechnęła się do mnie.

Niby tak, a niby nie.

- Zostaje po lekcjach, żeby umyć okna w sali 50. - Burknęłam zmarnowana.

- Oni są jebnięci! - Uniosła się zbulwersowana. O mało nie zwróciła na siebie uwagi nauczycielki. - Przecież to największa sala, będziesz to robić cztery godziny. - Nie przejmowała się tym, że pare osób odwróciło się w naszą stronę.

- Ciszej. - Wymamrotałam. Przetarłam ręką twarz. - Mam tam być z Alanem. - Powiedziałam, jak by mieli mnie zaraz potępić.

Odrazu zobaczyłam zdziwienie na twarzy brunetki.

Two Countenance In One Body [ W TRAKCIE POPRAWY ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz