Skipper nie spodziewał się, że kiedy wstanie tego pięknego, sobotniego poranka, ujrzy ich wierną przyjaciółkę, Marlenkę w ich bazie. Grała w karty z Rico i Szeregowym, zaś Kowalski zapewne znów planował dziwne maszyny, mające na celu wysadzenie pół planety w powietrze. Jednak szef skupił się przede wszystkim na Marlence. Wyglądała jak zwykle świetliście i nienagannie. Tego dnia wydawało mu się, że jej brązowe futro lśni mocniej niż zazwyczaj.
Zawsze gdzieś w podświadomości miał do niej sentyment. Już od pierwszych dni w zoo, doszedł z nią do porozumienia. Była odważna, szczera, piękna i miała głowę na karku. Przede wszystkim nie dawała sobie w kaszę dmuchać, co szef cenił w niej najbardziej. Oczywiście za nic w świecie Skipper nie przyznałby tego głośno! Nasz szefunciu był zbyt dumny, aby przyznać się do sympatii wobec kobiety.
- Witam, Szefie. Dobrze się spało? - zapytał Szeregowy, nie odrywając wzroku od kart.
- Owszem, mój drogi Szeregowy, jednak nie rozumiem, dlaczego nikt mnie nie obudził, kiedy przyszła do nas Marlenka.
- Stwierdziliśmy, że powinien szef odpocząć. W końcu to pierwszy wieczór kiedy Julian nie słucha muzyki całą noc. Mógł się szef w końcu wyspać. - odparł. - Ha! Wygrałem. Pierwszy raz w życiu!
Jego szczęście nie trwało długo, gdyż Rico wyciągnął z gardła miotacz ognia i spalił karty najmłodszego, którego oczy napełniły się łzami.
- Rico, czy nie uważasz, że używanie niebezpiecznych urządzeń przy damie jest odpowiednie? - zapytał szef, spoglądając na Marlenke. - A wy Szeregowy nie martwcie się. Wszyscy wiemy, że Rico nie znosi porażek.
- Przepraszam. - odparł Rico swoim zniekształconym głosem.
Jednak karciana gra była już skończona. Duża część kart została doszczętnie spalona, zresztą żaden z zebranych nie chciał już bardziej denerwować, Rico. Nikt nie wiedział, co siedziało w głowie szaleńca, jednak nikt wolał nie poczuć jego wściekłości na własnej skórze. Szeregowy zatem poszedł oglądać bajki na telewizorze, Rico wyczuwawszy rybę wyleciał na zewnątrz po jedzenie. Zaś w pomieszczeniu została tylko ta dwójka, patrząc w swoim kierunku dość niepewnie.
- Zatem co cię do nas sprowadza? - zapytał, siadając przy stole, szykując sobie jeden ze swoich ulubionych napoi. Kawę z dorszem.
- Chciałam porozmawiać z Kowalskim, bo do mojego wybiegu wsadzono jakieś nowe kwiaty. Strasznie śmierdzą, więc pomyślałam, że zapytam się go coś nie co. Chciałabym jej się pozbyć, ale nie wiem, jak ponieważ nie pachną sympatycznie.- odpowiedziała, a Skipper wstał gwałtownie i rzekł:
- W takim razie chodźmy. - szedł już powoli w stronę wyjścia, jednak odwrócił się w jej stronę, widząc, że ta nie rusza się z miejsca. - No co?
- A Kowalski? Skipper czy ty znasz się na roślinach? - dopiero wtedy wstała i wspólnie wyruszyli w stronę wybiegu wydry.
- Kowalski zapewne ma ważne sprawy, a ty, Marlenko, nie doceniasz moich możliwości.
Nie wiedział, czemu wprawdzie skłamał i od razu nie kazał mózgowi grupy dołączyć do misji, lecz chciał pokazać jej swoje umiejętności. Jakże oczywiście to tylko zwykły domysł narratora! Skipper uważał, że wcale nie próbuje popisać się przed Marlenką, a ta sytuacja to konieczność. Przecież wymagała tego sprawa. A przynajmniej tak próbował sobie wmówić, chcąc odpędzić swoje myśli, że jego fascynacja wydrą jest czymś więcej niż zwykłą przyjaźnią.
Niejednokrotnie zdarzały się momenty, kiedy dawał po sobie poznać, że jest zauroczony, chociaż starał się ukrywać to przed całym światem, a nawet przed samym sobą. Uwielbiał bowiem wymyślać preteksty, aby spędzić z nią czas. Czy to wymyślał zawody w bekaniu, czy dodatkową pomoc, jaką miała być. Byle widzieć jej pewny siebie, czasem zirytowany, ich zachowaniem, wzrok. Akurat w takim stanie lubił ją najbardziej.
CZYTASZ
Pingwiny z Madagaskaru || one shot
HumorOne shoty z postaciami z serialu "Pingwiny z Madagaskaru"