- Dzieci moje, proszę uważajcie. Teraz to co robię jest bardzo ważne - jękneła bezradna i odłożyła moździerz, wyprostowała się i spojrzała na nas spod półprzymkniętych oczu. Pani Tulip to kobieta w średnim wieku, która uczy nas botaniki.
- Ale pani Tulip, te lekcje o chaszczach są nudne - powiedział Kinro, nigdy nie słucha jej wykładów.
- Kinro, twoja babcia ma dużo roślin, prawda? - spytała chłopaka, któremu mina zrzedła.
- Nawet jeśli, to co? - odpowiedział.
- Skoro mnie nie chcesz słuchać, to spytam się czy twojej babci czy cię nauczy - powiedziała i zaczęła podchodzić do każdego zobaczyć jak nam idzie - Dziewczyny, dodajcie jeszcze dwa listki mięty i listek bazyli, i będziecie miały skończoną maść - powiedziała i włożyła listki do moździerza.
- Dobrze - powiedziałam a Rose zaczęła rozgniatać zioła, Lily przeglądała rośliny, które pani Tulip przyniosła.
- Jak myślicie, co to za maść? - spytała Lily podnosząc doniczkę z bazylią.
- Nie wiem, ale bardzo ładnie pachnie... - powiedziała Rose, wąchając substancję w miseczce.
- Proszę pani, co to jest za maść? - spytałam a kobieta odwróciła się w moją stronę, dziewczyny podniosły wzrok na nią i wyczekiwały odpowiedzi.
- Cieszę się, że spytałaś dziecino - powiedziała idąc na środek - Maść, którą robiliście, a raczej co niektórzy robili, jest na lekkie urazy otwarte i stłuczenia - powiedziała i przeniosła wzrok na Daisy - Oraz działa dobrze na cerę - powiedziała z uśmiechem.
- No co tak stoisz Kinro, zasówaj i rób tą maść - wrzasnęła a chłopak jak na zawołanie chwycił zioła i moździerz.
- Haha... - zaśmiała się i spojrzała na nas z czułym uśmiechem - Wasi rodzice w porównaniu do was zachowywali się gorzej - powiedziała.
*****
Czas mijał w dość przyjemnjej atmosferze, Daisy i Kinro już nie przeszkadzali pani Tulip w wykładzie. Dowiedzieliśmy się dzisiaj bardzo przydatnych rzeczy, np. maść na urazy, herbatka na ból głowy.
- Widzicie chaszcze, tak jak to ująłeś Kinro, są bardzo przydatne, prawda? - spytała, a on się lekko zarumienił - Możecie już iść do domów, do widzenia za tydzień - uśmiechnęła się promiennie.
- Do widzenia - powiedziałam i zabrałam moździerz z leczniczą substancją.
- Znowu idziesz do lasu pogadać z jeleniami? - zaśmiała się Lily.
- Nie, ale dobrze myślałaś, że idę do lasu - odpowiedziałam a jej mina z rozśmieszonej zmieniała się na zamyśloną.
- To po co tam idziesz? - spytała Rose.
- Ostatnio znalazłam gdzieś w głębi lasu rodzinkę niedźwiedzi i od jakiś trzech tygodni chodzę tam postawić jednego na nogi - powiedziałam, chowając resztę rzeczy do torby i ruszyłam przed siebie.
- Słucham, że komu?! - wrzasnęły obie i pobiegły zastawić mi drogę.
- Niedźwiedź, las, iść, pomóc - powiedziałam gestykulując przy tym rękoma.
- Zwariowałaś już do reszty, Astra?! - krzyknęła Lily i złapała mnie za ramiona potrząsając mną.
- Masz chociaż coś do odbrony? - spytała Rose, która była bardziej opanowana niż Lily.
- Mam, za kogo wy mnie macie. Za Daisy? - spytałam i podniosłam lekko koszulkę, ukazując sztylet włożony za pas.
- Całe szczęście... - powiedziała i złapała się za miejsce gdzie jest serce.
- Ale to nie zmienia faktu, że idziesz sama do lasu z małym sztylecikiem pomagać ogromnemu niedźwiedziowi - powiedziała i puściła mnie - Zresztą las jest w drugą stronę - powiedziała, pokazując ręką drogę do lasu.
- Wiem, ale muszę jeszcze iść do domu po parę rzeczy - powiedziałam i wyminęłam je - Chyba, że chcecie iść ze mną... - spytałam i uśmiechnęłam się patrząc na nie przez ramię.
- W sumie to nie mam co robić, więc chętnie pójdę - odpowiedziała Rose i podeszła do mnie.
- Ja też - odpowiedziała i w podskokach doszła do nas.
- Ja też pójdę... - powiedział wychodząc zza krzaka... GINRO??
- Ginro słyszałeś wszystko? - spytała Lily.
- Wszyściutko - odpowiedział szczerząc się od ucha do ucha.
- Wiecie, że żartowałam, nie zabiorę was tam - odpowiedziałam z założonymi rękoma.
- Słowo się rzekło i zresztą sama to zaproponowałaś, Astruniu - powiedziała Rose i uśmiechnęła się żartobliwie.
- Nie nazywaj mnie tak i niech wam będzie, ale najpierw kierunek mój dom - powiedziałam i odwróciłam się pokazując palcem drogę do mojego domu.
- No to w drogę - powiedział Ginro dorównując nam kroku
Po jakimś czasie byliśmy prawie pod moim domem, prowadziliśmy zażyłą rozmowe o głupotach.
- Mam teorię, że Daisy wykorzystuje teojego brata na swoje własne potrzeby, pasożytujac na jego uczuciach do niej - powiedziała Lily.
- Teraz to odkryłaś? Wiesz ile razy się kłóciliśmy przez nią? - odpowiedział i podniósł ręce do góry by położyć je na karku.
- Nie czuję się za dobrze... - powiedziała a raczej szepnęła Rose opierając się o płot.
- Wszystko w porządku? - spytałam i podeszłam do niej a inni zrobili to samo.
- Nie wiem, może zjadłam coś nieświeżego... - odpowiedziała i poleciała do przodu, na szczęście Ginro ją w porę złapał.
- Chodźmy szybko do domu - powiedziałam a chłopak wziął Rose na ręce, a Lily jej rzeczy i poszliśmy do mnie. Otwierając drzwi moja mama nas przywitała.
- Witaj w domu Astruniu, przypro-... - nie dokończyła, gdyż szybko doskoczyła do nas - Matko, co się stało?! - wrzasnęła aż tata się pokazał.
- Kobieto, co się tak drzesz? - spytał.
- Chodźcie, położymy ją - powiedziała i przepuściła Ginro pierwszego, który położył Rose na puszystym dywanie - Dzieci, powiedzcie co się stało? - spytała już bardziej opanowana.
- Mieliśmy iść razem do lasu, gdy nagle Rose się przewróciła - powiedziałam.
- Idziecie powiadomić panią Tulip i rodziców Rose, a ty Astra idź na górę po wodę, płynie takim małym strumyczkiem i postaraj się zebrać jej jak najwięcej. Ja i tata zostaniemy tu - powiedziała a nasza trójka wstała i wyszła.
- Ja pójdę po panią Tulip, Lily pójdź po rodziców, a ty Astra idź po tą wodę, jak mniemam znasz ten las jak własną kieszeń - powiedział.
- I dobrze myślisz - puściłam mu oczko i biegiem ruszyłam w stronę lasu.
******
Rozdział ma około 900 słów, mam nadzieję, że wam się spodoba. To moja pierwsza książka, którą publikuję
Buziaki<3