【XXI】Krzyk ciszy

117 6 17
                                    

Ciepłe promienie słońca, zapach świeżych kwiatów i delikatny śpiew ptaków. Te odczucia towarzyszyły Jackowi na jednej z jego zmian. Stał spokojnie oparty o ścianę i rozkoszował się chwilą wytchnienia. Uwielbiał każdy dźwięk, który docierał do jego uszu, nawet ten najmniejszy i najcichszy. Brak zmysłu wzroku wcale mu nie przeszkadzał. Widział na swój własny, wspaniały sposób. Odróżniał stukot kropel na różnych powierzchniach, drżenia starych kamienic pod wpływem lekkiego wiatru, a nawet wilgoć powietrza i drganie cząsteczek. Na swoim ciele czuł zmiany otaczającego go świata, które zachodziły co sekundę, urozmaicając czas spędzany przed wejściem do klubu. Nigdy nie narzekał na to, czego nie miał. Cieszył się z błahostek, które podsuwało mu życie. Dzięki pomocy swojego ukochanego, przestał się również obwiniać za ich los, a nawet przeciwnie. Był szczęśliwy do czego to wszystko doprowadziło. Ciepłe mieszkanie, świeże jedzenie, a co najważniejsze, wybranek serca, bezpieczny przy jego boku.
Gdyby tylko zdawał sobie sprawę, że to wspaniałe życie, znowu się posypie...

|**********|

Dzień mijał normalnie. Praktycznie nic się nie działo, co mogłoby zwrócić jego uwagę lub zaalarmować niebezpieczeństwo. Do domu wrócił tylko z podbitym okiem, co jak na stany w których znajdował się innymi razy, można było porównać do małego siniaczka. Powoli zbliżał się czas przeprowadzki, co trochę stresowało chłopaków. Pieniędzy mieli wystarczająco, ale sam fakt, że będą musieli opuścić tak wspaniałe miejsce, sprawiało, że łezki kręciły się w oczach Jeffa

- Co powiesz na kurort na Bahamach? - Woods przeglądał oferty mieszkań, znajdujących się na jak największym odludziu

- Nie jestem pewien... a nie ma czegoś... nie na wyspach? - odpowiedział bezoki, wyrzucając ubrania z szafy

- O to ci się spodoba. Posłuchaj opisu. "Poczuj się jak samotny wilk, z naszym nowym hotelem White Moon. Pozwól by siły księżyca oczyściły twoją duszę, a my zajmiemy się oczyszczaniem twojego pokoju". Cyrk jakiś - czarnowłosy zaśmiał się, a potem popatrzył na swojego kochanka - mamy jeszcze parę dni. Odpręż się trochę - wstał z kanapy i stanął za Eyelessem

Położył delikatnie dłonie na ramionach spiętego chłopaka i powolnymi ruchami, przy okazji przygryzając swoją wargę, zaczął rozmasowywać mięśnie

- Ciągle chodzisz do pracy i nie masz czasu dla mnie... a skoro udało mi się namówić ciebie na dzień wolnego... pozwól, że oboje z tego skorzystamy~

Mówiąc to, ugryzł płatek ucha brunetowi, na co ten tylko mruknął

- Chciałbym... ale nie mam na nic siły... przepraszam...

- Oh to ja się zajmę wszystkim w takim razie - zrzucił z siebie białą bluzę i pociągnął chłopaka w stronę kuchni - zabawimy się dzisiaj po mojemu - uniósł go za biodra i posadził na marmurowym blacie

- I kto tu teraz jest bestią, co? - kanibal zaśmiał się i usiadł grzecznie na zimnym kamieniu

- Zrobisz wyjątek i oddasz mi ten tytuł na teraz, skarbie - sprawnym ruchem podwinął czarną koszulę chłopaka i jednym pociągnięciem, pozbył się paska z jego spodni - kręci cię moja agresja~ cały się rumienisz~

- Oh zamknij się i przejdź do rzeczy - odwrócił głowę, a swoją twarz zakrył przedramieniem

- Wybieram jednak opcję droczenia się - wyjął nóż z szafki i go oblizał - ostrego drocze- Agh fuck! - ostrze wyślizgnęło mu się z dłoni i upadając, rozcięło lekko jego brzuch - wyszedłem z wprawy z tym...

Jednak Jack nie zareagował na początku. Siedział w bezruchu i tylko przyspieszył oddech. Przejechał palcem po świeżej ranie na torsie chłopaka, a później językiem zlizał ciepłą ciecz

- Czyli jednak robimy po twojemu? - zdezorientowany Jeff stał tylko ciekawy dalszej akcji

Ale gdy poczuł, jak paznokcie bezokiego, zaczynają rozciągać jego rozcięcie, odsunął się

- To zaczyna boleć w nieprzyjemny sposób. Wrócimy do tego kiedy indziej może?

- Twoja krew... jest taka smaczna... brakowało mi... - spokojny ton nie pasował do psychopatycznego uśmiechu na twarzy młodszego

- Shit zapomniałem! Przez ostatni miesiąc nie miałeś nic z mięsa, bo jedliśmy na mieście. Skoczę po jakieś nerki dla ciebie i będzie w porządku

- Nie jakieś... twoje... twoje organy, ociekające słodką krwią i rozpływające się w ustach... - trzymając uprzednio podniesiony z ziemi nóż, zaczął podchodzić do Killera w sposób, jaki drapieżnik skrada się do ofiary

- Jack uspokój się. Zaniedbałem twoją dietę, przyznaję, ale to nie powód by od razu mnie zabijać - starszy zaśmiał się nerwowo, gdy po chwili cofania się, poczuł za sobą ścianę

- Głodny... gło... głodny! -Eyeless rzucił się z impetem w stronę ukochanego, tylko po to, by po chwili zostać mocno odepchniętym w tył

Siła, z jaką Woods się obronił, sprawiła, że bezoki uderzył głową o kant blatu. Upadł na ziemię tracąc przytomność na parę minut. Obudził się z lekkim bólem skroni. Czuł dłonie mocno go obejmujące, zapach niesiony jeszcze przez krew i twardą posadzkę pod plecami. Rozchylił wargi i zaczął coś mówić... jednak tego nie słyszał. Nie słyszał słów płynących z jego ust, nie słyszał deszczu, który jeszcze przed chwilą odgrywał melodię na szybach, ani nie słyszał bicia serca, jakie towarzyszyło zawsze, gdy był blisko Jeffa. Nie słyszał niczego. Otaczała go czarna pustka, której nie wypełniały już dźwięki. Pierwszy raz poczuł strach, związany z niewiedzą. Gdzie się znajduje, w jakiej jest sytuacji, co robi kochanek... nie miał jak się dowiedzieć. Tracąc wzrok, nauczył się żyć uszami i nosem. Zapachy utożsamiał z dźwiękiem, a dźwięk z zapachami. Widział na swój sposób, który teraz przestał działać. Zaczął panikować i krzyczeć z całych sił z nadzieją, że może to usłyszy. Lecz nadal nic. Jedyne czego był pewien, to że nie jest sam. Czuł silne dłonie na policzkach, zapewniające mu bezpieczeństwo. Ale czy krzyk miłości wystarczy, by przezwyciężyć pustą ciszę bólu?

*Hewwo!
Napisałabym bym tu coś, ale nie wiem co. Najdłuższy rozdział jak do tej pory, więc pewnie najwięcej błędów. But hope you enjoyed!

*Deathcup

Black & White Flames (JeffTheKiller x EyelessJack)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz