~~2 miesiące później Pov y/n~~
Wirujące światła tańczą nad moją głową, raz czerwone potem niebieskie, zielone. Niski bas przeszywa moje uszy. Niestety tym razem nie byłam w klubie by się bawić, tylko pracować. Stałam za barem. Potrzebowałam pieniędzy, a tu mogłam zarobić ich naprawdę dużo. Nie wiedziałam, że praca barmana jest tak bardzo opłacalna. Serwuje kolejne drinki następnym klientom. Jedni są bardziej pijani inni mniej. Pierwszy raz Will odwiedza mnie w pracy. Zaprosił chłopaków z Lovejoy. Obchodzą dwa lata zespołu. Mają co świętować! Całe szczęście pogodzili się ze sobą po ich ostatnim kryzysie. Zanoszę im pierwsze drinki. Widzę, że nie zwalniają tępa ani na sekundę. Co chwilę donoszę im nowe trunki.
Delilah: Y/n musisz mi pomóc na innych stolikach, a nie obsługujesz tylko swoich kumpli. Nie widzisz, ile tu jest ludzi? Ja mam to sama ogarnąć?
Delilah jest bardzo miłą dziewczyną. Chodziłam z nią na kursy literackie. Odkąd zamieszkałam z Willem zaczęłyśmy dużo imprezować. To ona załatwiła mi pracę barmanki. Bardzo jestem jej za to wdzięczna.
Y/n: Już lecę!
Obsługiwałam stolik po stoliku. Nie miałam już siły. Mam nadzieję, że za niedługo trochę się rozluźni. Weszłam do salki, którą wynajął zespół. Był pusty. Pewnie chłopaki poszli tańczyć. Posprzątałam puste kieliszki i zabrałam je za bar. Kolejne godziny mojej zmiany mijały, a mi wydawało się, że muzyka jest coraz głośniejsza i ma jeszcze niższy bas. Mam ochotę już pójść do domu. Wycierałam kieliszki, gdy do baru podszedł Will. Aczkolwiek "podszedł" to za dużo powiedziane.
Will: Słońcccee, dajj mi jeszcze kieliszeczek wódkii.
Y/n: Nie uważasz, że już za dużo? Nie żałuję Ci, ale nie myślisz, że już dość?
Will: Maleńkaaa no nie dajj się proosić. Pszecieszzz wiesz, że zapłacę...
Przewróciłam tylko oczami i nalałam mu wódki. Jest dorosły, wie co robi. Ja go ostrzegałam. Realizowałam kolejne zamówienia. Wychodząc zza baru pogładziłam go po plecach i poszłam do stolika, który odebrał swoje napoje. Gdy wróciłam WIlla nie było już przy barze. Pewnie poszedł znów pić. Zostawił swój telefon na blacie. Wzięłam go i zaniosłam do pokoju w klubie zarezerwowanym przez Lovejoy. W nim siedziała trójka, ale Willa nigdzie nie było.
Y/n: Will zostawił telefon na blacie. Nie wiecie, gdzie może być?
Chłopaki popatrzyli się na mnie ze zdziwieniem.
Joe: Too tyyy z nim nie byłaś? Przed chwilą chyba Was widziałem...
Y/n: Byłam z nim przez chwilę, a potem gdzieś wyszedł. Gdzie go widziałeś?
Joe: Wychodził z klubu chwilę temu...
Podziękowałam mu i wybiegłam z klubu. Pewnie wziął sobie moją radę do serca i zamówił sobie taksówkę do domu. Mam nadzieję, że zdążę mu dać jeszcze komórkę przed jego odjazdem. Wychodzę z klubu. Co za ulga. Od razu stało się dużo ciszej i spokojniej. Miło było po takim długim czasie zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Rozejrzałam się czy przed barem zobaczę znajomą twarz no i zobaczyłam. Na moje nieszczęście nie był sam. Kleił się do innej dziewczyny, gdy się przyjrzałam była to Delilah. Nie mogę w to uwierzyć. Złość we mnie kipiała. Zapewne, gdybym była postacią z kreskówki para poleciałaby mi z uszu. Podeszłam do nich. Widok ich całujących się, a wręcz obściskujących się ze sobą bardzo mnie bolał, ale złość i tak była większa. Złapałam ją za kudła i z całej siły odsunęłam ją od niego. Potem spojrzałam Willowi głęboko w oczy i wcisnęłam jego cholerny telefon do dłoni. Po czym się odwróciłam bez słowa i odeszłam. Próbował mnie gonić, ale jego chwiejny krok mu na to nie pozwalał. Miałam gdzieś czy w pracy mnie zwolnią czy nie i tak nie chcę już pracować z tą małpą. Niech sama sobie wraca na zmianę. Nie obchodzi mnie czy sobie poradzi czy nie. Może też ją zwolnią. Mam to gdzieś. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam z piskiem opon do domu Willa, chłopaka, który połamał moje serce jak jakieś szkło. Gdy byłam na miejscu, wpadłam do mieszkania jak huragan. Pozabierałam swoje rzeczy. Na szczęście nie zdążyłam rozpakować się jakoś bardzo, więc dopakowanie walizki nie zajęło mi tak dużo czasu. Wzięłam swoje rzeczy i tak szybko jak weszłam, tak wyszłam. Gdy zapakowałam cały samochód, na podjazd podjechała taksówka. Wysiadł z niej Will. Podszedł do mnie szybkim krokiem, jakby otrzeźwiał w kilka minut.
Will: Nie rób tego, proszę! Nie wyprowadzaj się! Nie odjeżdżaj!
Y/n: Słucham? Mam zostać? Nie wierzę! Czy ty do cholery jasnej się słyszysz? To co miało znaczyć to co widziałam pół godziny temu przed barem? I nie mów mi, że to co tam się wydarzyło nie miało żadnego znaczenia, bo miało i to duże! Albo że to nieporozumienie... Mam Cię po prostu dość. Nigdy więcej do mnie nie dzwoń. Twoje klucze. Już mi się nie przydadzą.
Rzuciłam w niego kluczami od jego mieszkania, które mi dał. Użyłam do tego całej swojej siły i gniewu. Zanim zdążył cokolwiek zrobić albo powiedzieć wsiadłam do samochodu i ruszyłam z piskiem opon. Łzy lały się po moich policzkach, a ja na całe gardło śpiewałam piosenki z mojej playlisty, które były o nieszczęśliwej miłości. To śmieszne, że na tekst piosenki zwraca się dopiero uwagę, gdy opowiadają o twoim życiu. Odrzucałam kolejne połączenia od Willa. Nie wiem, której części, "nie dzwoń do mnie!" nie rozumiał. Podkręciłam radio jeszcze o kilka decybeli. Chciałabym, żeby piosenki zagłuszyły wszelkie myśli o moim już chyba byłym chłopaku. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale moja noga coraz mocniej naciskała na pedał gazu. Nawet nie wiem, kiedy licznik w moim samochodzie przekroczył liczbę trzycyfrową.
CZYTASZ
She's beauty, she's grace... (Wilbur Soot x Reader)
Roman d'amourY/n właśnie ukończyła szkołę. Dziewczyna z wielkimi marzeniami opuszcza swoje rodzinne miasteczko i jedzie do Londynu, gdzie próbuje swojego dorosłego życia. Nie wie, że za rogiem, jak to w dorosłym życiu, czekają problemy. We właściwym momencie w j...