Lauren- Och - jęknęłam niemalże z rozpaczy. Na widok syna którego oczy przypominały w najczystszej postaci rubiny czułam jak serce rozpada mi się na milion kawałków - Fabiano, co ty robisz?
Zatrzymał się w połowie kroku na moje pytanie.
- Mamo...
- Fabiano dlaczego mi to robisz? - czułam jak zbierają się pod powiekami łzy goryczy, i bólu - Dlaczego synu? Gdzie popełniłam błąd przy przewijaniu cię? Gdzie?
- Mamo...
Podszedł do mnie i złapał za dłonie.
- To jaki jestem nie jest twoją winą. Stoczyłem się sam, i wejdę pod tę górę również sam. Uda mi się, obiecuję...
Położyłam dłoń na gładkim policzku syna, przez zamglone spojrzenie zdołałam zauważyć jak delikatnie się uśmiechnął.
- Będę cię wspierać z całych sił, ale to nie wystarczy. Musisz w pełni sam tego chcieć - wyszeptałam pocierając kciukiem gładką skórę.
- Wiem mamo, jestem w pełni świadom, że idąc na odwyk przełamię każde zło w które wpadłem. Nie masz prawa się matko obwiniać, to moja zasługa, że popadłem aż na takie dno - łamał mu się głos.
Widziałam swoje dzieci w różnych okresach. Widziałam Mary która nagle stała się odważną kobietą, widziałam jak Michael starał się z dnia na dzień coraz to bardziej, widziałam Liama który ganiał za Georgią by pojawił się kolejny wnuk na świecie. Jednak to widok zmarnowanego Fabiano jako jedyny mnie niszczył.
Codziennie obwiniałam się za to, że zrobiłam coś źle chcąc wychować ich na jak najlepszych ludzi. Wiedziałam, że ułatwieniem na pewno nie było nasze nazwisko. Garcia niosło za sobą wiele skaz. Osoby noszące to nazwisko miały na sobie presję środowiska.
Po potomkach Treyvona zapewne spodziewano się wielkiej wytrwałości, pewności, siły, oraz dzikiego zapału do pędzenia przed siebie zostawiając za sobą zwłoki wrogów.
Wychodząc z pokoju Fabiano otarłam mokre policzki chcąc przywrócić się do normalnego stanu, jednak gdy tylko się wyłoniłam wpadła na mnie mała Ariel która dopiero co zaczynała uczyć się swobodnego chodzenia.
Zaczepiła rączkami o moją długą suknię i upadła na tyłek.
- Skarbie uciekłaś znowu tacie? - zachichotałam do złotowłosej.
- Ariel! Ariel! Gdzie ty na Boga jesteś?! Twoja mama jaja mi urwie przy samej nasadzie - jęk należący do Mosculio sprawił, że mało co zaczęłam w głos się śmiać.
Brunet wybiegł na korytarz ociekając w pot. Na widok swojej rocznej córki wziął głęboki wdech i oparł się o zimną ścianę.
- Matko bałem się, że weszła gdzieś i coś się jej stało.
- Ależ spokojnie, Mosculio. Tu nie ma takich miejsc względem których możesz mieć obawę. Wychowało się tu wiele maluchów - wzięłam dziewczynkę na ręce i podałam ją mężczyźnie.
- Dziękuję, że zatrzymałaś tego małego smrodka - zaśmiał się tuląc córkę do piersi - Jak mama wróci to masz gruchać o tym jak cudownie ze mną spędziłaś czas, tak? Za to dostaniesz nowa lalki.
- Oj, nie rozpieszczaj jej - ponagliłam go.
- Och, będzie miała jeszcze czas na bycie sztywną kobietką - cmoknął ją w pulchny policzek.
Uśmiechnęłam się szeroko i ruszyłam w stronę sypialni. Potrzebowałam odpoczynku, cała sytuacja z Fabiano również i mi dawała się we znaki. Przyłożyłam zimny okład do czoła i zamknęłam powieki.
***
- Mamo! - moja córka mając na głowie jakiś czerwony pióropusz weszła do jadalni trzymając za rękę mojego wnuka który wyglądał jakby wyszedł prosto z jakiegoś domu mody. Jego lakierki błyszczały w świetle słońca oślepiając mnie przy tym - Wracamy z Nico do Rosji już jutro, zapewne Maksim już wszystko załatwił, co powiesz na wspólny odpoczynek?
Tęskniłam za swobodnym spędzaniem czasu ze swoimi dziećmi więc bez wahania zgodziłam się. Odłożyłam lekturę którą wcześniej chłonęłam obok i przytuliłam chłopca.
- Nico leć do domu, Octavio zapewne na ciebie czeka - ucałowałam wnuka w policzek i obserwowałam małą sylwetkę która zniknęła za drzwiami rezydencji.
- Fabiano zgodził się na odwyk? - Mary usiadła obok mnie i przytuliła się do boku.
- Ach, tak - delikatnie zachichotałam - Nawet skarbie nie wiesz jak to mnie podniosło na duchu.
- Nie potrafię wyobrazić sobie co przechodziłaś w środku. Odkąd urodziłam tego smarkacza to nie mogę spać w nocy spokojnie w obawie, że przykryje się sam kołdrą, i...
- Mary, Nico to cwane dziecko. Ma to po tobie i Maksimie, nie snuj złych scenariuszy, bo będziesz wywierać na nim presje.
Wykrzywiła wargi w grymasie i skinęła głową.
Chciałam chodź na chwilę przenieść się kilka lat wstecz kiedy to moje dzieci dopiero zaczynały sklejać zdania. Marzyłam o tym by ponownie poczuć ich niemowlęcy zapach, ale...
Musiałam w końcu pogodzić się z tym, że prawie każde z nich założyło już swoje rodziny, i to na ich barkach spoczywały dalsze losy naszej rodziny.
- Upiekłam bezę, może zechcesz kawałek?
- Mamo...- jęknęła - Przytyję.
- Kochanego ciałka nigdy za wiele - zachichotałam i poleciałam do kuchni by wziąć deser.
CZYTASZ
Uwikłani w miłości |18+
عاطفيةTo już koniec... Każdy z bohaterów dotrwał do momentu gdzie odczuwa pełnie szczęścia. Miłości nie zniszczy nikt...choćby nawet wdzierał się do środka mając tajną recepturę. Tu definicja miłości była całkowicie inna, to nie były zwyczajne motyle...