Rozdział VII.

685 60 143
                                    

- To wy nie wiedzieliście? - pomimo że Ranpo się zaśmiał, jego zielone oczy zalśniły w sposób, który pisarzowi wydawał się być wręcz złowrogi.

- O czym? - Poe nawet nie zarejestrował tego, kto to powiedział. Wszystko przed oczami zaczęło mu się rozmywać, a oddech stał się niesamowicie ciężki.

- On jest cholernie bogaty - Edogawa zdawał się, w ogóle nie przejmować tym jak reagowali, a Allan już nawet nie był tego świadomy. - A co myśleliście? - zaśmiał się i rozsiadł wygodniej w fotelu. - Że mieszka w Japonii za ładne oczy? A może były szef mu funduje takie wakacje?

Edgar powoli kulił się w sobie. Jego partner nawet nie powiedział niczego poufnego, ale mężczyzna i tak zaczynał się czuć zdradzony. Jakby tego było mało, nagły początek wywodu Ranpo sparaliżował go do tego stopnia, że jedyne co był w stanie zrobić to rozpaczliwie błagać swojego ukochanego o zamknięcie się... ale tylko w myślach.

- Ma w kraju parę biznesów, w których prowadzeniu mogą mu pomagać wynajęci ludzie, do tego zbił mały majątek na tych swoich książkach - opowiadając, wyciągnął się dość mocno i po omacku zaczął szukać tyłu głowy pisarza, aby pobawić się kosmkami jego włosów.

Poe był już w takim stanie, że nawet nie poczuł, kiedy zwinne palce wplotły się w jego włosy, jednocześnie lekko pieszcząc skórę głowy. Jedynie siedział z dłońmi opartymi o siedzenie, między swoimi nogami i patrzył w podłogę, drżąc lekko i z coraz większym trudem łapiąc oddech.

- Dar, intelekt... no wiemy, jaki ma charakter i zdolności towarzyskie, ale cholera umie o siebie zadbać - znowu się śmiał i choć miały to być komplementy, jedynie pchały Edgara ku załamaniu.

Coraz mocniej zaciskał palce na oparciu. Kostki już dawno zbielały, a nieco przydługie paznokcie były o krok od pęknięcia. Drżenie narastało, ale Edogawa jakimś cudem zdawał się tego nie dostrzegać.

- W końcu przez tyle czasu miał jakieś tam układy z mafią, dalej biedak z nich do końca nie wyszedł, chociaż próbuje od kilku lat... - mówił o tym z tak niedorzeczną lekkością, że nawet zaczął od niechcenia przyglądać się swoim paznokciom. Edgar natomiast po raz pierwszy od naprawdę dawna zaczynał przeklinać imię swojego ukochanego. - Gildii dalej sprzedaje jakieś informacje, tak od czasu do czasu... parę razy używał do tego mojego daru, chyba miał nadzieję, że się nie domyślę...

Allan nawet nie zauważył, kiedy nadłamane już lekko paznokcie zjechały z oparcia, po to, aby wbić się w bladą skórę. Nie dostrzegł nawet, że zaczął zostawiać czerwone plamy na jasnym materiale.

- Dazai, ty się pieprzysz z hersztem mafii portowej, to się nawet nie odzywaj - Ranpo powiedział to słyszalnie zirytowany, kiedy tylko zauważył, że Osamu otwiera usta.

Ciemnowłosy mężczyzna wtedy zamarł. Przez naprawdę krótką chwilę było widać, jak traci kontrolę i wręcz się wścieka. Jednak zanim był w stanie powiedzieć coś nieprzemyślanego, udało mu się uspokoić i wrócić do tak wyćwiczonej kpiącej pozycji. Już miał spróbować obrócić słowa detektywa w żart albo się jakoś odgryźć, ale nie zdążył.

- DAZAI ROBI CO?! - tym razem to z gardła Atsushiego wyrwał się krzyk, przez który na krótką chwilę aż zrobiło się ciszej.

- Dla dobra własnego zdrowia psychicznego udawaj, że nic nie słyszałeś - niemal warknął Kunikida. Po jego tonie głosu i wyrazie twarzy można było dostrzec, że z całej siły starał się zachować spokój. Jednak pulsująca w okolicach skroni żyłka i palce bębniące o blat stolika z niezamierzoną prawdopodobnie siłą zdradzały, że mężczyzna był tylko o krok od przejścia do rękoczynów.

Niezakończony świat [Ranpoe]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz