Rozdział 8. Wspólni znajomi?

178 4 2
                                    

- Cześć mamo – odebrałam telefon, który pośpiesznie wygrzebałam trzęsącymi się jeszcze dłońmi z kieszeni kurtki leżącej nadal na przedpokoju. – Coś się stało, że dzwonisz o tej porze? – zapytałam niepewnie ściskając w dłoni wilgotny wacik, którym przed chwilą przemywałam ranę Gaba.

- Córka – powiedziała z przekąsem. – Czemu rachunki jeszcze nie są opłacone? Przelałam ci pieniądze tydzień temu – westchnęła, na co przewróciłam oczami.

- Mamo – odparłam z takim samym przekąsem jak ona wcześniej – rachunki płacimy pod koniec miesiąca – poinformowałam ją zdecydowanym głosem. – Dzwonisz tylko po to, żeby mi przypomnieć o rzeczach, które wykonuję bez zastrzeżeń od ośmiu lat? – zapytałam rozdrażniona, bo odkąd pamiętałam moja rola w rodzinie była zaburzona. Nie dlatego, że tego chciałam, ale dlatego, że sytuacja tego ode mnie wymagała a przynajmniej tak mi się wydawało.

Zaczęło się niewinnie. Mój tata skuszony obietnicą zarobienia dużych pieniędzy podjął pracę za granicą, co wiązało się z jego rzadką obecnością w domu. Już wtedy wzięłam na siebie niektóre obowiązki domowe. Zachęcana ciągłymi pochwałami ze strony rodziców jako dumna trzynastolatka nieświadomie wkraczałam na ścieżkę dorosłości.

Przez ciągła pogoń za karierą i towarzyszący temu stres moja mama z czasem zrzucała na mnie coraz więcej codziennych rzeczy. Doszło sporo spraw, o których nie miałam pojęcia takich jak opłacanie rachunków, opieka nad Natanem czy pełnienie roli doradcy. Z pokorą przyjmowałam coraz to nowsze zadania i wspierałam ją jak tylko mogłam. Wierzyłam, że niecelowo wyposażyła mnie we władzę, którą z trudnością sprawowałam.

Dzień, w którym oznajmiła mi i mojemu wtedy dwunastoletniemu bratu, że zamierza przeprowadzić się do ojca był ciosem prosto w serce. Oznaczało to, że wszystko co do tej pory robiłam było niewystarczające.

Kiedy przez większość życia stawiasz potrzeby innych ponad swoje zaczynasz podświadomie wierzyć, że nie jesteś zdolna do pełnienia innej roli niż bycie opiekunem. Tylko to przynosi ci spełnienie i zauważenie swojej jakiejkolwiek wartości a każda najmniejsza uwaga daje poczucie, że na jakiejś płaszczyźnie poległaś.

- Już się tak nie fochuj – próbowała mnie udobruchać co wzmocniło moje podirytowanie. – Chciałam tylko sprawdzić czy przypadkiem nie zapomniałaś – dodała żartobliwym tonem a ja ścisnęłam wacik w dłoni.

- Nie zapomniałam – powiedziałam na pozór spokojnie, ale jad aż sączył mi się z ust. – Dobra mamo, bo ja mam gości i nie za bardzo mogę teraz rozmawiać – odwróciłam się w stronę otwartych drzwi łazienki, w których stał Gabo ze skupioną miną przysłuchując się mojej rozmowie.

- Gości?! – zawołała zdziwiona. – Kto u ciebie jest? A ty nie idziesz jutro do pracy? – zapytała z matczyną troską. Zdarzało się jej to często, ale ja tego nie potrzebowałam, bo świetnie dawałam sobie bez niej radę.

- Nie – odpowiedziałam krótko. – Natan i Maks przyjechali bez zapowiedzi – mruknęłam przestępując z nogi na nogę zniecierpliwiona tym, że przedłużała rozmowę, na którą nie miałam w tym momencie ochoty.

- Natanek?! – krzyknęła entuzjastycznie. – Daj mi go do telefonu – zażądała piskliwym głosem, na co pokręciłam głową, ale też odetchnęłam z ulgą, że teraz jego będzie zadręczała pytaniami.

- Natan! – zawołałam a chłopak wychylił się z salonu z pytającym spojrzeniem. – Mama chce z tobą rozmawiać – poinformowałam go oddając mu telefon.

- O tej godzinie? – zapytał zdziwiony, na co tylko wzruszyłam ramionami.

Zniknął w salonie a ja westchnęłam ciężko i przecisnęłam się obok Gaba nawet na niego nie patrząc, by wejść z powrotem do łazienki.

ULTRAVIOLETOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz