Wieczór nie zapowiadał się zbyt ciekawie, choć ludzi w lokalu było więcej niż normalnie. Może za sprawą tego, że był to ostatni weekend przed rozpoczęciem roku akademickiego. Studencie bawili się beztrosko i wlewali w siebie morze alkoholu. Z jednej strony im zazdrościłam, z drugiej – lubiłam swoją prace, mimo średnich zarobków. Właściciel lokalu, w którym byłam kelnerką, był podobno bossem jakiejś lokalnej mafii. Nie wierzyłam w to, może dlatego, że wobec pracowników był zawsze bardzo przyjaźnie nastawiony. Rozumiał nasze problemy i robił co mógł, żeby każdemu dobrze się pracowało. Nigdy też nie widziałam, żeby w klubie prowadził jakieś spotkania z szychami. Pewnie to plotki zazdrosnej konkurencji.
Teneryfa była sporym lokalem usytuowanym na przedmieściach, ale z dobrym dojazdem. Lokalizacja i charakter klubu przyciągały codziennie klientów, a w weekendy wręcz pękał w szwach. Ten dzień nie był inny. Odebrałam od barmana tacę z czterema piwami i ruszyłam przez tłum do stolików pod ścianą. Nie reagowałam na zaczepki gości i z szerokim uśmiechem ustawiałam pełne szklanki, a zabierałam puste. Taka praca, zdążyłam przywyknąć. Panowie po paru piwach byli odważniejsi, ale jak dotąd żaden nie przekroczył granicy. Szybkim krokiem skierowałam się do baru i oddałam Tomkowi tacę.
-Jak tam? – Spojrzał na mnie i mrugnął okiem.
-Znośnie – odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. Wiedziałam co facet do mnie ma, bo odkąd tu pracowałam, każdego dnia przypominał mi, że jeśli tylko bym chciała, to leciałby po pierścionek. Dla mnie był świetnym kolegą i przyjacielem, na którego mogłam liczyć. Za każdym razem obracałam jego wyznania w żarty, lecz nie sprawiało mi to przyjemności. Było mi go szkoda.
-Może chcesz odpocząć? – Przechylił się przez bar i lekko trącił moją dłoń palcami. – Szefa nie ma.
-Dzięki, nie potrzebuję. – Odsunęłam się nieznacznie i wzięłam tacę do ręki. – Może później.
Uciekałam od niego i zrobiłam to specjalnie, zawsze kiedy robił do mnie takie słodkie oczy, nie wiedziałam, jak się zachować.
Biegałam z kuflami, nie zauważając upływającego czasu, a kiedy wreszcie miałam chwilę na oddech, okazało się ze jest dopiero jedenasta wieczorem. Zrezygnowana chwyciłam tacę z czterema szklankami wypełnionymi jasnym pszenicznym i poszłam przy ścianie w stronę najbardziej oddalonego stolika. Siedziało tam czterech młodych mężczyzn. Tak żywo o czymś dyskutowali, że nawet nie zauważyli, że przyszłam.
-Mogę? - spytałam i dopiero wtedy odsunęli puste szklanki, robiąc mi miejsce.
Odstawiając piwo, zwróciłam uwagę na ich telefony leżące na blacie. Na wszystkich były włączone strony z ofertami sprzedaży samochodów. Mimowolnie zerknęłam na wyświetlone modele aut i uniosłam kącik ust.
-Merca nie polecam, asystent jest awaryjny - mruknęłam bez emocji i wszyscy wbili we mnie wzrok.
-Co? - Obruszył się najbliżej mnie siedzący chłopak. - To jeden z nowszych modeli!
-Zgadza się. To nie znaczy, że jest bezawaryjny –mówiąc to, stawiałam puste szkło na tacy i znów spojrzałam na telefon przede mną. - Założę się, że właściciel był już z tym w serwisie, i to nie raz, skoro samochód ma trzy lata. No ale jeśli pan lubi mrugające lampki na kokpicie i wieczne wizyty w serwisie, to polecam gorąco. Klasa wózek. Laski będą się o pana zabijać. - Zaśmiałam się i odwróciłam w stronę sali.
-Moment! – zawołał, zanim odeszłam. - Kelnerka mechanik?
Wszyscy obecni zaczęli się śmiać, a ja z lekceważącym uśmiechem mrugnęłam do faceta okiem.
-O co zakład, że właściciel był już minimum trzy razy z usterką w naprawie? - Trzymając tacę jedną ręką, drugą wyciągnęłam do wpatrzonego we mnie faceta.
-Zgoda. Jak przegram, zabieram cię na randkę, jak ty przegrasz, ty zapraszasz mnie.
-Stoi - odparłam pewnie i poczułam jak ściska moją dłoń.
Chwilę patrzył mi w oczy, po czym złapał telefon i po wybraniu numeru przyłożył do ucha. Z drżącym sercem czekałam co się wydarzy, bo gość nie wyglądał na biednego i jeśli bym przegrała, to randka z nim mogłaby mnie sporo kosztować. Nie słyszałam co sprzedający mu mówił, ale coraz szerzej otwierające się oczy faceta zdradzały mi wiele. Spojrzał na mnie trochę ze złością, trochę z zaskoczeniem i podziękował rozmówcy.
-Niewiarygodne – mruknął i rzucił telefon na stolik. Nie patrzył w moją stronę, gapił się na kolegów i zaplatając ręce na klatce piersiowej, podniósł na mnie wzrok. – Kiedy pani pasuje ta randka?
-Ojej! – zawołałam, udając zaskoczenie. – Miałam rację?
-Kiedy? – warknął.
-W przyszłym tygodniu mam wolny weekend. Chętnie spędzę go w jakimś spokojnym miejscu. – Wzruszyłam ramionami i dziarskim krokiem odeszłam od ich stolika.
Poprawił mi się humor i nie dlatego, że obcy facet miał mnie zabrać na randkę, ale że przytemperowałam trochę ich męskie ego. Prawdę mówiąc, wcale nie znałam się na samochodach. Rozróżniałam kilka marek, ale brat na tyle często gadał w domu o pracy, że chcąc nie chcąc, coś w głowie mi zostało.
Po powrocie z zaplecza zastałam mojego przyszłego randkowicza przy barze. Tym razem był bez kumpli, pił piwo i gadał z jakąś dziewczyną. Kiedy mnie zobaczył, lekkim skinięciem głowy przywołał mnie do siebie.
-Coś podać?
-Chyba powinniśmy się poznać. – Uniósł szklankę w toaście.
-Nie. – Pokręciłam z uśmiechem głową. – To był żart. Nie musi mnie pan donikąd zapraszać.
-Przegrałem.
-Ale naprawdę nie trzeba, cieszę się, że pomogłam.
-To sprawa honorowa. – Zmrużył oczy, jakby miał do mnie pretensje.
-Skoro tak, to ok. – Udałam przestraszoną i wyciągnęłam do niego rękę. – Wiktoria.
-Jakub.
-Bardzo poważne imię.
-Tak? I kto to mówi.
-Wygrałeś. – Uniosłam dłonie.
-Długo tu pracujesz?
-Pół roku.
-Nie widziałem cię wcześniej, a często tu bywam. – Podpierając policzek na dłoni, rozparł się na barze.
-Staram się nie rzucać w oczy. - Wzięłam tacę do ręki i postawiłam na niej szklanki. – Przepraszam, ale obowiązki wzywają.
Odeszłam, zanim mi odpowiedział i zniknęłam w tłumie. Sama nie wiedziałam, czemu uciekłam, bo nie był natarczywy. Coś mi w nim nie pasowało, a może byłam już przewrażliwiona przez spotykanie wiecznie podchmielonych klientów.
Kiedy wracałam do baru, ktoś mnie zaczepił i od razu się odwróciłam. Przy stoiku pod ścianą siedział Jakub.
-Jeszcze jedno. – Wskazał palcem pustą szklankę i od razu ją zabrałam. Kiedy przyniosłam mu piwo, nawet nie odwrócił wzroku od telefonu, ale zanim odeszłam, znów mnie zatrzymał. – Jeszcze orzeszki, ale niesolone.
-Oczywiście. - Uśmiechnęłam się oficjalnie i odwróciłam do sali. Kiedy znów stanęłam przy stoliku, zmierzył mnie wzrokiem i głupio się wyszczerzył.
-A macie pistacje?
Zanim odpowiedziałam, wzięłam głęboki wdech.
-Tak. Mamy pistacje, orzeszki ziemne solone i niesolone, chipsy paprykowe, solone, fromage, serowe i o smaku zielonej cebulki. Mamy również nachosy, paluszki i popcorn. Oferujemy słodycze w postaci batonów, czekolad i lodów…
-O! – Przerwał mi. – Lody. Lody będą w sam raz.
-Czekoladowe, waniliowe, truskawkowe, z bakaliami, wegańskie, z polewą lub kruszonką ciastkową.
-Oj. To może czekoladowe.
-Proszę. – Oddaliłam się i poszłam na zaplecze. Kiedy wróciłam z pucharkiem wypełnionym czekoladową masą, Jakub znów się zaśmiał. Wiedziałam, że zaraz coś wymyśli.
-I waniliowe poproszę. – Prychnął śmiechem.
-Spadaj! – Postawiłam przed nim szklany pucharek.
-Oj dobra, nie gniewaj się. – Chwycił mnie za rękę, zanim odeszłam. – Nie mogłem się powstrzymać.
-Ha. Ha. Ha. Pośmialiśmy się, a teraz wybacz, jestem w robocie.
Do końca zmiany Jakub już mnie nie zaczepiał, ale też nie wyszedł z lokalu. Wciąż siedział pod ścianą. Po zakończonej pracy wyszłam z zaplecza z przewieszoną przez ramię torebką i po pożegnaniu załogi, która została, wyszłam na powietrze. Przed klubem stało sporo osób, czekających na taksówki lub inny transport. Ja spokojnie poszłam w stronę pobliskiego przystanku autobusowego. Miałam dojazd prawie pod same drzwi, więc bardzo mi to pasowało. Zaraz po tym jak usiadłam na ławce, usłyszałam szelest i odwróciłam twarz do siedzącego obok mnie chłopaka.
-Na autobus czekasz? – Kuba spytał, nie przestając patrzeć przed siebie.
-Nie, na samolot.
-Tutaj?
-Taki kamuflaż, żebym nie musiała brać pasażerów na gapę.
-Może cię podwiozę. – Od razu wstał, lecz ja nie miałam najmniejszego zamiaru.
-Dziękuję. Poradzę sobie.
-Wiem, jednak…
-Jednak nie. – Wychyliłam się w stronę ulicy i dojrzałam mój autobus.
-Autobus? – Uśmiechnął się i zagrodził mi przejście.
-Kamuflaż. – Obeszłam go dookoła i wsiadłam do pojazdu.
Po wejściu do domu cicho zdjęłam buty i bez wizyty w łazience położyłam się do łóżka. Obudził mnie zapach świeżej kawy i szczypiące od niezmytego makijażu oczy. Z trudnością podniosłam głowę z poduszki i nieprzytomnie spojrzałam na zegarek. Było przed dziewiątą. Owinięta ciepłym szlafrokiem weszłam do kuchni i uśmiechnęłam się na widok siedzącego przy stoliku braciszka.
-Hej – zachrypiałam.
-Haj młoda, co tak długo dzisiaj?
-Sama nie wiem, szczerze, to jeszcze bym pospała. – Klapnęłam na krzesełko i podparłam głowę na ręce.
-Dziś też idziesz? – Dominik przysunął bliżej mnie talerz z kanapkami.
-Niestety. – Pokręciłam z niesmakiem głową i wzięłam kęs chleba z dżemem.
Wieczór nie zapowiadał się inaczej niż poprzednie. Tłum ludzi, roboty od metra i Jakub siedzący przy barze. Tym razem na trzeźwo cały wieczór. Zagadywał mnie kilka razy, jednak bezskutecznie, bo i bez niego miałam sporo pracy. Jedyne co było tego dnia inne, to zachowanie Tomka. Był trochę zimny i burczący, cóż każdemu zdarza się gorszy dzień. Nie pytałam o nic i udawałam, że nie zauważam zmiany jego nastroju. Swoją drogą, ja też nie miałam humoru i cieszyłam się, że godziny szybko lecą i wielkimi krokami zbliżałam się do fajrantu. Po dotarciu do przystanku zastałam Jakuba już pod wiatą.
-Czekasz na samolot? – spytałam i spojrzałam na zegarek.
-Nigdy nie leciałem, to pomyślałem, że razem będzie raźniej.
-Przykro mi, ale ja dziś piechobusem. – Rozłożyłam ręce i szybkim krokiem go minęłam.
Wiedziałam, że nie będzie za mną szedł. Wyglądał na takiego, co wszędzie wozi dupę. Niestety, pomyliłam się. Szybko mnie do gonił i zrównał ze mną krok. Nie odzywałam się do niego, bo niby o czym miałam z nim gadać, nie znałam go.
-Daleko mieszkasz? – spytał pierwszy.
-Jak cię nogi rozbolały, to zadzwoń po taksówkę.
-Nie to. – Zaśmiał się. – Chciałem wiedzieć, ile mamy czasu.
-Tym tempem, to jakąś godzinę.
-Serio? – Nagle się zatrzymał.
-Nie, żartuję, półtorej. Na razie!
Pomachałam dłonią i nie zwalniając kroku, szłam przed siebie. Noc była dość ciepła i w sumie dobrze się złożyło. Niestety, Jakub nie odpuścił i znów poczułam go za plecami. Docierał do mnie jego zapach i bardzo mi się podobał. Był lekko słodki, ale przebijała się przez tę słodycz ostra nuta, dodająca całości charakteru. Kiedy mnie wyprzedził i zaczął iść tyłem, roześmiałam się.
-Wyrżniesz orła zobaczysz! – Wskazałam go palcem.
-A zapunktuje tym jakoś w twoim rankingu? – Zachowywał się jak rozwydrzony dzieciak, któremu rodzice wmówili, że jest najśliczniejszy.
-Rankingu? Co ty myślisz, że ja spis kawalerów prowadzę?
-Powinnaś. Który będę na liście?
-Pierwszy – odparłam bez zastanowienia, a on od razu mnie zatrzymał.
-Jestem zaszczycony.
-I ostatni – dokończyłam. - Nie ustawia się przed moim domem kolejka chętnych. – Minęłam go i przebiegłam przez ulicę. Tym razem zwolniłam tempo i spacerkiem wędrowałam w stronę centrum. Nie zdziwiły mnie kroki za plecami i nie chcąc żeby gość się zmęczył poczekałam chwilę.
-Nie chciałem cię urazić – odezwał się cicho.
-Nie uraziłeś. – Klepnęłam go w ramię. – Nie czuję się gorsza od reszty dziewczyn i chętnie poczekam na tego wyśnionego. – Mrugnęłam okiem i ruszyłam chodnikiem.
-W sumie racja, po co brać byle kogo.
-Też jestem tego zdania.
Jednocześnie się do siebie odwróciliśmy i przez chwilę nasze spojrzenia się krzyżowały. Nie było chemii, a jednak był to coś fajnego. Uśmiechnęłam się i szarpnęłam go za rękę, chroniąc przed uderzeniem w słup drogowy. Był tak blisko mnie, że napięłam mięśnie ze strachu i szybko się odsunęłam.
-Dzięki – odezwał się po kilku kolejnych krokach.
-Nie ma za co.
Gdy dotarliśmy pod blok, w którym mieszkałam, zatrzymałam się przed klatką i schowałam ręce za plecami. Nie wiedziałam, jak się zachować, czy podziękować czy tylko pożegnać.
-Wiesz, tak pomyślałam – przyhamowałam, nie wiedząc jak zareaguje – może uznajmy ten spacer i rozmowę jako tę wygraną randkę, co?
-Nie żartuj.
-Nie żartuję. Spotkaliśmy się, pogadaliśmy, było fajnie. Jak randka.
-Randka to powinna zupełnie inaczej wyglądać i będzie inaczej wyglądać. – Niespodziewanie zbliżył się do mnie i położył dłonie na moich biodrach. Mimo lęku nie odsunęłam się. – Obiecuję, że to będzie wyjątkowe spotkanie i że zapomnisz na chwilę o wszystkim.
-Interesujące. – Zsunęłam z siebie jego dłonie. – Muszę lecieć, bo…
Zanim dokończyłam, rozdzwonił się mój telefon. Bez patrzenia wiedziałam, kto o tej porze się dobija i sięgnęłam ręką do torebki.
-Gdzie jesteś? – spytał zaniepokojony Dominik.
-Pod domem, uciekł mi autobus i poszłam z buta. – Skrzywiłam lekko usta na widok uśmiechu Jakuba.
-Trzeba było dzwonić, wyszedłbym po ciebie.
-Daj spokój Józek. – Zaśmiałam się. - Jestem za dwie minuty. – Rozłączyłam się i mrugnęłam do Kuby okiem.
-Jednak masz kogoś – westchnął.
-Brata, ale kocham go jak męża. – Uniosłam dumnie głowę.
-Józek?
-Dominik, ale jak chcę go wkurzyć, to mówię mu Józek, pieni się wtedy strasznie. Lecę. Dzięki za odprowadzenie.
Kiedy się odwróciłam, Jakub złapał moją rękę i na chwilę mnie zatrzymał. Nie wiem na co liczył, ale nie chciałam tego przedłużać. Wysunęłam się z jego ręki i pobiegłam na piętro.
Każdego kolejnego dnia Jakub pojawiał się w Teneryfie, ale rzadko kiedy na dłużej niż dwie godziny. Przychodził, siadał przy barze albo przy wolnym stoliku, zamawiał coś do picia, chwilę ze mną pogadał, a później się zmywał. Nasze rozmowy rozbijały się o drobne tematy i niezobowiązujące do niczego. Jakbyśmy mieli się już nigdy nie spotkać. Zwykłe, luźne pogaduszki, lecz bardzo przyjemne i chyba mi potrzebne. Od rozstania z ostatnim chłopakiem nie potrafiłam z nikim normalnie gadać, bo każdy wydawał mi się oszustem i kłamcą. Od Jakuba niczego nie oczekiwałam i chyba to sprawiało, że nasze spotkania były udane. Nie wierzyłam mu tak samo, jak innym, ale na tym to polegało, mówił mi co chciał i ja jemu tak samo. Prawdę czy nie, to obojętne, bo nie ponosiliśmy żadnych konsekwencji. Nie zależało mi na jego szczerości i choć sama byłam wobec niego szczera, to od niego tego nie wymagałam.
W końcu nadszedł długo oczekiwany weekend i przyszedł czas na naszą randkę. Nie miałam pojęcia jak się ubrać. Nie chciałam wyglądać zbyt wyzywająco, ale z drugiej strony miało być randkowo. Wyjęłam z szafy czarną spódnicę z wysokim stanem i od razu ją założyłam. Dobrze się w niej prezentowałam, choć trochę za bardzo podkreślała mój lekko odstający brzuch. Tym się nie przejmowałam, bo bardzo go lubiłam. Do tego dopasowałam kremową bluzkę pokrytą koronką, a na wierzch zarzuciłam czarna skórzaną ramoneskę. W odbiciu lustra dostrzegłam stojącego w drzwiach Józka.
-Zdecydowałaś się – stwierdził wyraźnie niezadowolony.
-Nie wahałam się. – Wzruszyłam ramionami. – Zwykła kolacja, nic nadzwyczajnego. Poza tym będziemy w mieście, więc może mnie nie zamorduje.
-Krótko go znasz.
-A ile według ciebie trzeba się znać, żeby iść na randkę? – Odwróciłam się gwałtownie i chwyciłam torebkę. – Nie mam dwunastu lat. Nie idealizuję facetów i wiem doskonale, czego może ode mnie chcieć. Może cię to zaskoczy, ale wiem też, że mogę mu odmówić.
-Możesz? – spytał, marszcząc złowrogo brwi. – Możesz?
-Jestem dorosła. – Odpowiedziała spokojnym tonem, który chyba jeszcze bardziej go poruszył. – Nie muszę ci się zwierzać i tłumaczyć nawet z tego, czy uprawiam seks.
Skamieniał na te słowa i dotarło do mnie, że wciąż byłam dla niego małą siostrzyczką. Podeszłam bliżej i oparłam dłoń na jego obojczyku, chcąc go uspokoić.
-Brat, zapewniam cię, że nie zrobię żadnej głupoty. – Przechyliłam lekko głowę na bok. – Nie wychodzę za mąż, nie przeprowadzam się do niego. Idę z nim na kolację, to wygrany zakład i nic więcej. Poza tym wciąż mam przy sobie gaz, który mi kupiłeś, jak szłam pierwszy raz do pracy.
-Jasne – westchnął i objął mnie ramieniem. – Przepraszam, po prostu się martwię.
-Wiem. Obiecuję, że wrócę cała i zdrowa. – Wspięłam się na palce i po szybkim cmoknięciu go w policzek, wybiegłam z mieszkania.
Z Jakubem umówiłam się w centrum miasta. Nie chciałam się zadyszeć, bo miałam już niewiele czasu, dlatego wzięłam taksówkę. W kilka minut dojechałam na miejsce i zanim wysiadłam, zobaczyłam go stojącego przy knajpce. Wyglądał obłędnie. Miał na sobie ciemne spodnie i czarną koszulę z podwiniętymi rękawami. Pasował mu ten styl. Kiedy stanęłam naprzeciwko niego, zmierzył mnie dyskretnie wzrokiem i uniósł nieznacznie kącik ust. Chyba mu się podobałam. Zrobił krok w moja stronę i bez pytania uniósł moja dłoń do ust. Zaskoczył mnie tym gestem, ale nie protestowałam.
-Pięknie wyglądasz – odezwał się po chwili. – Szkoda że straciłem cały tydzień, mogłem cię zaprosić już wcześniej.
-Przestań. – Zawstydzona opuściłam wzrok na buty. – To dokąd idziemy?
-Niespodzianka, ale najpierw… – Wstrzymał głos i wyjął coś z kieszeni spodni. Zanim zauważyłam co trzymał, zasłonił mi oczy ciemnym materiałem. Szarpnęłam głową, ale po sekundzie poczułam jego twarz bardzo blisko swojej, mogły nas dzielić zaledwie milimetry. Zamarłam na sekundę, ale nie pozwoliłam sobie na ruch, bo na pewno bym go dotknęła. – Nie bój się, nie chcę żebyś wiedziała dokąd jedziemy.
-To nie jest śmieszne, puść mnie. – Mój głos drżał ze strachu.
-Obiecałem, że zabiorę cię na randkę, której nie zapomnisz. Pozwól mi na to – szepnął mi do ucha. – Przysięgam ci, że nie zrobię ci najmniejszej krzywdy. Chcę, żeby to była niespodzianka, to wszystko. Zaufaj mi.
Trochę wbrew rozumowi kiwnęłam głową i poczułam, jak łapiąc mnie w talii, lekko mnie obraca, chyba w stronę ulicy. Poprowadził mnie kilka kroków, po czym usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi auta. Cofnęłam się, ale stał zbyt blisko, żebym mogła odejść.
-Cicho, to taksówka. – Znów usłyszałam jego aksamitny głos.
Jechaliśmy kilkanaście minut. Kuba całą drogę zapewniał mnie, że nic strasznego mnie nie czeka, że będziemy się świetnie bawić, ale ja z każdą minutą bardziej się bałam. Nasza podróż dobiegła końca i prawie bez jego pomocy, wysiadłam z auta. Nadal nie pozwolił mi zdjąć opaski i pod rękę poprowadził mnie kilka kroków.
-Uważaj, stopień. – Ostrzegł mnie i zaczęłam się zastanawiać gdzie jesteśmy, skoro przede mną były schody.
Nie odezwałam się, weszłam na górę i prowadzona za rękę poczułam, że jesteśmy już w pomieszczeniu. Zapach, który się tu roztaczał był dziwny, nie mogłam go z niczym skojarzyć. Nie była to knajpa, choć w powietrzu dało się wyczuć delikatny zapach kawy. Zostałam posadzona w wygodnym, miękkim fotelu i jedyne co słyszałam, to głuchą ciszę, przerywaną oddechami. Potarłam dłonią po miękkim obiciu i dotarło do mnie, że to fotel sali kinowej. Uśmiechnęłam się, bo cisza znaczyła, że chłopak wynajął salę na prywatny seans. Podekscytowanie rosło, a nerwy coraz bardziej dawały o sobie znać. Nagły hałas poderwał mnie do góry i bez zastanowienia zdjęłam z oczu śliski materiał. Nieprzytomnie rozejrzałam się po wnętrzu i spojrzałam Kubie w oczy.
-Ty draniu! – krzyknęłam i wstałam z fotela. – Jesteś psychiczny! Wypuść mnie stąd!
-Wiki – szepnął z uśmiechem i chwycił moje pięści. – Obiecałem ci randkę życia, tak? Kolację, której nie zapomnisz, tak? To gdzie miałem cię zabrać?
Płakałam, patrząc jak za oknem przesuwał się horyzont. Kabina, w której siedzieliśmy, była niewielka i byliśmy w niej sami, co jeszcze bardziej mnie stresowało. Opadłam bezsilnie na fotel, a Kuba natychmiast zapiął mi pasy.
-Chcę wysiąść – zawołałam i próbowałam się uwolnić, jednak drżące dłonie nie współpracowały.
-Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła, że cię nie porywam i nie chcę cię sprzedać?
-Wypuść mnie – wyszeptałam, wciąż szlochając, ale zanim Jakub mi odpowiedział, pęd wbił mnie w fotel. Nie miałam wyjścia, po kilku sekundach maszyna odbiła się od pasa i byliśmy w powietrzu. Płakałam w głos i z nienawiścią patrzyłam w oczy siedzącemu w fotelu naprzeciwko mnie chłopakowi.
-To będzie fantastyczna randka zobaczysz – odezwał się, kiedy tylko samolot wyrównał lot. – Jadłaś kiedyś śniadanie na Kanarach?
-Gdzie? – wrzasnęłam. – Gdzie my lecimy?
-Na Teneryfę. – Uśmiechnął się.
Nie wiedziałam co powiedzieć, myślałam, że taki wyjazd, to będzie maks Paryż, a nie wyspy kanaryjskie. Spojrzałam w okienko i chciałam się obudzić, to musiał być sen.
-Kim ty jesteś do cholery? – Rozejrzałam się po kabinie. – Kim?!
-Synem twojego szefa. – Przyznał dopiero po chwili. – Nie chciałem mówić wcześniej, bo byś się ze mną nie spotkała.
-Macie samolot?
-Aż tak dobrze nie jest. – Nagle zwrócił twarz do kogoś stojącego za mną i odebrał od stewardessy butelkę szampana i kieliszki. – Zapłaciłem za wypożyczenie i zarezerwowałem nam pokój nad samym oceanem.
-Jesteś szurnięty.- Wcisnęłam plecy w fotel.
-Nieprawda. Ojciec sypie kasą na wszystkie moje pomysły, bo tak chce mi wynagrodzić to, że nigdy go przy mnie nie ma. Tym razem postanowiłam spożytkować ten hajs na coś lepszego niż nowa zabaweczka. – Wzruszył ramionami i nalał szampana do kieliszków. – Nie kupiłem auta, to miałem na inne przyjemności. Uwierz, to będzie fajny urlop.
Nie odezwałam się, a kieliszek, który mi podał, od razu odstawiłam na stolik. Po uspokojeniu nerwów odpięłam pas i podkuliłam nogi na fotel. Byłam bardziej niż przerażona. Dygotałam, a kiedy Jakub chciał usiąść obok mnie, od razu się odsunęłam. Bez słowa kiwnął głową, a po chwili podał mi miękki koc.
-Przed nami prawie osiem godzin lotu. – W jego oczach widziałam żal, że tak zareagowałam, ale czego on się spodziewał. Kto wie, może do tej pory spotykał laski o mniejszej wyobraźni i bardziej łase na takie wycieczki. Mi było źle, że mnie nie spytał.
Szum silników i kołysanie maszyny powoli mnie usypiały, aż w końcu przestałam się bronić i zamknęłam powieki. Gdy je otworzyłam, od razu poczułam zapach jedzenia. Szybko poprawiłam się na fotelu i rozejrzałam się po kabinie. Moja nadzieja uleciała w mgnieniu oka, to nie był sen.
-Zjedz coś. – Jakub przesunął w moja stronę niewielką tackę. – Na pokładzie mają tylko kanapki i sałatkę. Na wczesne śniadanie wystarczy, coś lepszego zjemy po lądowaniu.
-Nie jestem głodna – burknęłam i podciągnęłam koc pod brodę, jakbym chciała się przed nim schować.
-Ślicznie wyglądasz, jak śpisz. – Zaskoczona jego słowami spojrzałam mu w oczy. – To znaczy, jak nie śpisz, to też ślicznie, tylko… No wiesz o co chodzi.
-Nie wysilaj się.
-Jak sobie życzysz, lądujemy za godzinę.
Nagle przypomniałam sobie, że mam telefon i od razu go wyciągnęłam. Chłopak patrzył na mnie ze zmrużonymi oczami, a po chwili oparł łokcie o niewielki blat. Nie zwracałam na niego uwagi i od razu wyszukałam połączenia powrotne. Krew mnie zalała, kiedy zobaczyłam ceny biletów i najbliższe wolne loty, lecz się nie poddawałam, mogłam wrócić czymkolwiek, byle szybko.
-Hej – szepnął i na siłę zabrał mi telefon. – Po co to? Przecież gdybym chciał ci coś zrobić, zrobiłbym to w Gdańsku. Nie jestem gangsterem.
-Odwal się ode mnie i daj mi wrócić do domu! – krzyknęłam i w sekundę do moich oczu napłynęło tyle łez, że spłynęły mi po policzkach.
Jakub zrezygnowany pokręcił głową i bez słowa przesiadł się na fotel obok mnie. Kiedy objął mnie ramieniem, od razu się w niego wtuliłam. Chyba nigdy tak bardzo się nie bałam. Lekko mną zakołysał, po czym delikatnie pocałował w skroń.
-Czemu nie chcesz mi uwierzyć, że to zwykła wycieczka. Posiedzimy na plaży, wygrzejemy się na słońcu i wrócimy do domu. Stać mnie na to i wiedziałem, że takiej randki się nie spodziewasz. Chciałem cię zaskoczyć i udało mi się.
-No udało. – Odepchnęłam go od siebie i otarłam łzy. – Nienawidzę cię!
-Szkoda – westchnął z żalem. – Wydawało mi się, że się dogadujemy, ale spoko, nie będę cię do niczego nakłaniał i przekonywał. Zgodziłaś się na randkę i randka będzie. Nie ustalaliśmy warunków co do miejsca i charakteru tego spotkania, więc mogłem to zorganizować gdzie chciałem, tak?
-Tak – mruknęłam. Miał rację, ale skąd mogłam wiedzieć, że wywiezie mnie na drugą półkulę?
-Skoro tak, to szykuj się do lądowania. Czeka nas długi weekend z plażą w tle.
Nie odpowiedziałam, kiwnęłam przytakująco głową i zebrałam w sobie wszystkie siły, żeby nie wybuchnąć. Byłam wściekła i rozżalona, choć mogłam mieć pretensje wyłącznie do siebie. Jedno było pewne, nigdy więcej nikomu nie uwierzę na słowo. Z głośników nad głową usłyszałam komunikat o zbliżającym się lądowaniu i złapałam klamrę pasa. Nie potrafiłam go zapiąć. Poruszyłam nim kilka razy i nagle poczułam na sobie ręce Jakuba. Odepchnęłam go.
-Zabierz ręce – warknęłam i natychmiast zapięłam zamek.
-Nie bądź zła. – Próbował spojrzeć mi w oczy, ale wciąż unikałam jego wzroku. – Chciałem, żeby to był wyjazd z twoich marzeń, żeby był niezapomniany.
-Nie odzywaj się do mnie. – Gapiłam się w okienko. Z jednej strony byłam zła, a z drugiej, postarał się. Ja nigdy nie śniłam o weekendzie na Wyspach Kanaryjskich. Nigdy nie mogłam sobie na to pozwolić, a on przecież nie musiał. Mógł mnie zabrać do zwykłej knajpy na steka i tyle.
Ukradkiem zerknęłam w jego stronę, a nasze spojrzenia się spotkały. Dostrzegłam w nim ulgę, jakby wyczuł, że złagodniałam. Długo nie odwracaliśmy od siebie spojrzeń, jakbyśmy pierwszy raz się zobaczyli i nie umieli zareagować. Dopiero kiedy samolot zakołysał się od turbulencji, pisnęłam i zacisnęłam ze strachu powieki. Kołysanie ustało po kilku sekundach i od razu poczułam jak dziób zwraca się ku lądowi.
Kiedy stanęłam na płycie lotniska, odetchnęłam z ulgą i poczułam spokój. Jakub objął moją talię ramieniem, ale szybko się od niego odsunęłam i poprawiłam przewieszoną przez ramie torebkę. Moje ubrania nie były przystosowane do temperatury, jaka tam panowała i kiedy znaleźliśmy się już w hotelu, to moim jedynym marzeniem było się umyć. Swoją drogą hotel był cudowny. Na plażę nie mieliśmy dalej niż dwieście metrów, a lazur oceanu aż kusił, żeby do niego wskoczyć. Zaskoczyło mnie, jak Kuba odebrał jeden klucz zamiast dwóch i lekko się spięłam.
-Mamy wspólny pokój? – zapytałam, kiedy odeszliśmy od recepcji.
-Tak wyszło.
-Jak to sobie wyobrażasz? – Odruchowo objęłam się rękami.
-Normalnie – odparł spokojnie i po wejściu w długi korytarz na parterze, poprowadził mnie do drzwi.
-Może jeszcze chcesz powiedzieć, że… - Zawiesiłam głos na widok wnętrza apartamentu. – Będziemy mieli jedno łóżko – dokończyłam, kiedy emocje na widok ogromnego łoża, opadły.
-Ustalmy coś. – Chwycił mnie za ramiona i posadził na wygodnym materacu. – Nie przyjechaliśmy tu się bzykać. Mamy fajnie spędzić czas, więc błagam, nie doszukuj się we wszystkim problemów. Bawimy się tak, żebyśmy z uśmiechem wspominali to do końca życia. Bez żadnych zobowiązań, po powrocie do domu możemy się nie widywać. Liczy się tu i teraz, dlatego wyskakuj z tego co masz na sobie i idziemy. – Głową wskazał mi duże drzwi na taras i dopiero zauważyłam, że mamy stąd wyjście na plażę. - W łazience są kostiumy kąpielowe, sukienki, bluzki i tak dalej.
-Ty jesteś jednak wariatem – odezwałam się, kiedy zamilkł. – Ale miłym.
-Na to liczyłem. – Nieznacznie się do mnie przybliżył i lekko oblizał wargę. Drgnęłam, kiedy oparł o mój policzek usta i nie potrafiłam zareagować. – Pospiesz się, stolik czeka.
Jego szept przy mojej skórze przyprawiał mnie o dreszcze. Wstrzymałam oddech i z napiętymi do bólu mięśniami czekałam, aż się ode mnie odsunie. Gdy to zrobił ,bez zastanowienia wbiegłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi na zamek. Dyszałam ciężko, jakbym przebiegła maraton, ale dopiero teraz nerwy zaczęły ze mnie schodzić. To jak realistyczny sen, z którego nagle się obudziłam. Niestety, łazienka, w której się znajdowałam, była prawdziwa. Rozejrzałam się po jasnym wnętrzu i głośno wciągnęłam powietrze. Przypomniałam sobie o Dominiku i szybko wyjęłam telefon z torebki. Na początku przeleciałam wzrokiem wiadomości od operatora o zmianie taryfy i o kosztach połączeń. Nieźle, zapłacę jak za mokre zboże za minutę rozmowy, pomyślałam. Wybrałam numer brata i z zamkniętymi oczami przyłożyłam telefon do ucha. Na początku tylko na mnie krzyczał, dopiero po chwili dał mi dojść do słowa. Wytłumaczyłam mu sytuację, ale nie uwierzył. Wręcz wybłagałam, żeby nie zawiadamiał policji i obiecałam jeszcze tego samego dnia podać mu konkretną datę powrotu do domu. Był wściekły i rozumiałam go, sama wciąż czułam się jak w sennym koszmarze, zamknięta w szklanych ścianach i nie mogąca wyjść.
-W porządku? – Usłyszałam głos za drzwiami.
-Tak, zaraz wychodzę! – zawołałam i dopiero teraz spojrzałam na ułożone na białych półkach stroje kąpielowe.
Podniosłam jeden z nich i przyłożyłam do siebie, trochę skąpy, ale czego chcieć od bikini. W końcu po prysznicu wybrałam najbardziej zabudowany kostium, a na to założyłam białe szorty i luźną, zwiewna tunikę. Wilgotne włosy związałam w koka i gotowa wróciłam do sypialni. Jakub również był już gotowy. Miał na sobie kremowe spodenki i lnianą koszulę rozpięta aż do mostka. Musiałam przyznać przed sobą, że jego widok zapierał mi dech. Był bardzo pociągający i taki… Sama nie wiedziałam, co myślałam na jego widok. Był idealny. Z uśmiechem podszedł bliżej mnie i patrząc mi w oczy, zgarnął z mojego policzka kosmyk włosów, zakładając go za ucho.
-Wyglądasz fantastycznie – szepnął, a miedzy rozciągniętymi w uśmiechu ustami błysnęły jego białe zęby.
-E tam. – Wstydliwie pokręciłam głową i lekko się cofnęłam.
-Żadne e tam. – Pochylił się w moja stronę i dotknął palcami mojej talii. Znów nie potrafiłam zareagować, paraliżował mnie każdy jego dotyk. – Idziemy na plażę?
-Chętnie. – Nie wiedziałam, czemu zniżyłam głos i nie zastanawiałam się nad tym, bardziej mnie interesował facet podający mi ramię.
Myślałam, że żartował, ale naprawdę na plaży czekał na nas stolik. Półmiski wypełnione były świeżymi owocami jak również owocami morza, a w wiaderku chłodziło się wino. Bajka trwała, a ja miałam dziwne wrażenie, że zakończy się hukiem. Kuba odsunął mi fotel i zanim sam usiadł, podał mi kieliszek musującego trunku.
-Jak ci się podoba? – Kiwnął głową w stronę szumiących fal.
Nie odpowiedziałam, opuściłam wzrok i wzięłam oddech, jakby brakowało mi tlenu. Dopiero po chwili podniosłam wzrok i znów nie przestawaliśmy się na siebie gapić. Jego wzrok był elektryzujący i przenikliwy. Miał coś ze swojego ojca, był nieustępliwy i zawsze stawiał na swoim, a jednak nie robił niczego na siłę, każdego umiał sobie zjednać.
-Podoba. Nie sądziłam, że kiedyś zjem śniadanie nad oceanem.
-To dopiero początek. – Uśmiechnął się i nadstawił swój kieliszek. Brzęk szkła zmieszał się z szumem fal, a ja nie przestawałam mu się przyglądać.
-Chyba mam dość niespodzianek.
-Reszta nie będzie tak widowiskowa, jak lot tutaj, ale zapewniam cię, że z atrakcjami.
Spoglądałam na niego spod rzęs i coraz bardziej mi się podobał. Przestał być rozwydrzonym dzieciakiem mamusi i tatusia. Było w nim coś fajnego, czego wcześniej nie dostrzegałam.
Po śniadaniu spędzonym w ciszy, podczas którego słuchałam tylko szumu wiatru i śpiewu ptaków, poszliśmy na spacer wzdłuż plaży. Złocisty, gorący piasek otulał moje stopy, a wiatr rozwiewał mi włosy. Kosmyki co chwilę opadały mi na twarz, a Jakub jakby tylko na to liczył, bo zanim zdążyłam je odsunąć, robił to za mnie. Zdjęłam szybko gumkę z włosów i jeszcze raz mocno je związałam. Nie pasowało mi, żeby wciąż mnie dotykał. Uśmiechnął się do mnie słodko, a ja poczułam jak się rumienię.
Po kilkunastu krokach jego ręka zjechała na dół moich pleców, a po chwili przeniosła się tak, że dotknął moich palców. Drgnęłam i zacisnęłam je w pięść. To go nie zniechęciło. Schował zaciśniętą dłoń w swojej i tak ze mną szedł. W końcu rozluźniłam palce i powoli splotłam je z jego. Dawno tego nie czułam, chyba nigdy, ponieważ to nie był tylko kontakt fizyczny. Moi dotychczasowi partnerzy nie byli zbyt czuli. Liczyli się oni, a ja wierzyłam, że tak wyglądają związki. Z Kubą nie byłam w związku, a czułam się przy nim sporo lepiej. Przy nim byłam kobietą i w końcu to czułam.
Po całym dniu spędzonym na plaży chętnie wróciłam do hotelu. Kolacja czekała na nas w apartamencie i z największą rozkoszą pochłaniałam sałatkę owocową.
-Dla samego smaku warto tu przyjechać. W Polsce te owoce są zupełnie inne – gadałam bez oddechu. – Tu jakby bardziej słodkie i soczyste. Poza tym chyba klimat też dobrze wpływa na to jak odczuwa się smak, nie? - Z kawałkiem mango w ustach podniosłam na niego wzrok. Śmiał się ze mnie, ale krył to.
-Słodka to ty jesteś – powiedział w końcu i tym razem to on wyglądał na zawstydzonego. – Mamy do wyboru wyjście na miasto, plażę lub leżenie na łóżku przed telewizorem. Co wybierasz?
Z lekko otwartymi ustami odstawiłam salaterkę z sałatką i ściągnęłam brwi.
-Wiesz, chyba po tych emocjach z całego dnia, to wolałabym odpocząć w pokoju, ale to twoja randka, ty wybierasz.
-No to wybieram pokój. – Rzucił się na łóżko i przytulił twarz do białej poduszki. Fajnie tak wyglądał. W ogóle fajnie wyglądał, a to wszystko psuło. Przez chwilę nie potrafiłam oderwać od niego wzroku, a kiedy uchylił powieki, zabrałam się za jedzenie.
-Przyłączysz się? – spytał lekko ochrypniętym głosem.
-Do czego?
-Siesty. – Przekręcił się na bok i poklepał dłonią w poduszkę.
Speszona przechyliłam głowę na bok i zaprzeczyłam. Jakoś nie wyobrażałam sobie nas w łóżku. Po dojedzeniu sałatki wskoczyłam pod prysznic i opłukałam ciało z kurzu i emocji. Odprężona wróciłam do salono-sypialni i z lekko przygryzioną wargą wpatrywałam się w leżącego na łóżku mężczyznę. Był już bez koszulki i czuł się bardzo swobodnie, czego nie można było powiedzieć o mnie. Sama jego obecność bardzo mnie krępowała, a świadomość, że będziemy mieszkać w jednym pokoju jeżyła mi włosy nie tylko na głowie.
-Kładź się – odezwał się nagle, aż podskoczyłam.
-Nie, wiesz… - Zawahałam się i podeszłam do fotela. – Może nie będę się kładła, bo…
-Nic ci nie zrobię. – Zaśmiał się, a wzrok miał utkwiony w ogromny wiszący na ścianie telewizor. – Nic tu nie ma.
Wgapiałam się w niego, jakby był cudem, ale nigdy wcześniej nie byłam z tak dobrze prezentującym się facetem. Był hipnotyzujący samym swoim jestestwem. Nie musiał się odzywać, żeby zrobić dobre wrażenie, wystarczyło że w skupieniu zmrużył jedno oko, a mi miękły kolana. Jedną rękę miał założoną za głowę, co idealnie eksponowało spory tatuaż, który miał na żebrach.
-To znak zodiaku i układ gwiazd z dnia, w którym się urodziłem – odezwał się cicho i dopiero dotarło do mnie, że dostrzegł, że mu się przyglądam.
-A… - zacięłam się. – A tak, sorry. Bardzo fajny.
-Podoba ci się? – Podniósł się z poduszki i jeszcze bardziej napiął mięśnie, których ruch dojrzałam z fotela. Rumieniec wstydu zalał mi policzki i szybko odwróciłam się do telewizora.
-Co wybrałeś?
-Wypożyczymy coś, bo nic ciekawego nie ma. Masz jakiś ulubiony gatunek albo film? Tylko że będzie z napisami.
-Włącz, co chcesz, ja pewnie i tak zaraz zasnę.
Kiwnął głową w stronę łóżka i zrobił mi miejsce. Nie wyobrażałam sobie spania z nim i było to po mnie widać, bo po chwili Jakub parsknął głośnym śmiechem.
-Zróbmy tak, połóż się na czas filmu, a ja pójdę później spać na kanapę, dobrze będzie?
-To może ja na kanapę, jestem trochę mniejsza i…
-Nie. – Pokręcił szybko głową i klepnął w łóżko obok siebie.- Zapraszam.
Niechętnie położyłam się obok niego i okryłam cienką pościelą. Przy każdym jego ruchu docierała do mnie chmura jego zapachu, co samo w sobie było przyjemne. Usypiało mnie to i już po chwili zaczęły szczypać mnie oczy. Nieznacznie zsunęłam się na poduszce i trochę mocniej wtuliłam w nią policzek. Kiedy otworzyłam oczy, miałam przed sobą śpiącego Jakuba. Wyglądał pociągająco i wcale nie miałam ochoty go budzić i wyganiać na kanapę. Podobało mi się, że mogłam bez przeszkód na niego patrzeć i korzystałam z tego przywileju. Miał długie rzęsy i podkręcone, jak zalotką, idealne. Do tego wygięte w zgrabny łuk, szerokie, lecz nie krzaczaste brwi. Trochę zadziorne i sprawiające wrażenie, że jest groźny. Nie był groźny, był takim romantycznym misiem do przytulenia i schowania się w niego, kiedy jest źle. Przeniosłam powoli wzrok na jego usta i tu też się zatrzymałam. Ich kolor był intensywny, jakby miał na nich pomadkę, różowe takie między maliną a jaskrawa różą. Wydatne i symetryczne, choć na górnej miał niewielką bliznę. Wyobrażałam sobie ich miękkość i smak, i żałowałam, że w ogóle o tym pomyślałam. Nie wierzyłam, że między nami może do czegoś dojść i nie chciałam, żeby doszło. Mój rozum kazał mi uciekać. W końcu przymknęłam oczy i zaczęłam odpływać w sen.
Poderwałam się z poduszki, kiedy poczułam dziwne ciepło i uderzyłam czołem w twarz Jakuba. Złapał się za policzek, a ja nie wiedziałam co się wydarzyło.
-O Boże, przepraszam ja… nie chciałam!
-Chciałem cię obudzić, nie pogryźć –warknął groźnie, lecz nie przestawał się śmiać.
-Przestraszyłam się! – Wstałam z łóżka i nie patrząc na to, że byłam tylko w krótkiej koszulce, podeszłam bliżej niego. – Pokaż, trzeba czymś chłodnym przyłożyć. – Obróciłam jego twarz do światła. Nim zdążyłam odwrócić się do drzwi łazienki, złapał moją dłoń i po chwili patrzenia mi w oczy pocałował jej wnętrze. Dziwny ból przeszył mój brzuch i przestraszyłam się tego. Nie planowałam czuć do niego czegokolwiek, a poczułam. Poczułam się wyjątkowo, jakbym teraz była jedyną kobietą w jego świecie. Nie odwracając spojrzenia od jego płonących oczu, wysunęłam dłoń, którą trzymał, i prawie pobiegłam po apteczkę. Starałam się zachować jakieś resztki opanowania, lecz mimo chęci, sprawnie ulatniały się za sprawą żaru jego spojrzenia.
-Gotowe – szepnęłam po posmarowaniu zaczerwienionej skóry maścią. – Może nie będzie siniaka.
-Przestałbym ci się podobać?
-Skąd przypuszczenie, że do tej pory się podobałeś? – Z cwanym uśmiechem przeniosłam wzrok z apteczki na niego.
-A nie?
Zaprzeczyłam głową i zostawiłam go samego. Nie miałam pewności czy mi uwierzył, ale kiedy wróciłam, dziwnie na mnie patrzył. Badał moje zachowanie i obserwował każde spojrzenie.
Po śniadaniu poszliśmy w stronę miasta. Nie zatrzymywaliśmy się nigdzie, bo chcieliśmy wrócić wcześnie, żeby poleżeć na plaży. Tym razem Kuba nie próbował łapać mojej ręki. Szliśmy obok siebie, nawet na siebie nie spoglądając. Było dziwnie, po wczorajszym dniu spędzonym na zabawie, ten wyglądał na poważny kryzys w związku. Co chwilę zatrzymywaliśmy się w kawiarniach i małych knajpkach, z których unosiły się piękne zapachy, a w drodze powrotnej zmieniliśmy drogę na plażę. Szliśmy po drobnych kamyczkach i milczeliśmy, a jednak to nas do siebie zbliżało. W połowie drogi Jakub objął moją talię ramieniem i odruchowo się do niego przytuliłam. Jeszcze mocniej zacisnął na mnie rękę i pocałował mnie w głowę. Znów było dobrze i nie chciałam tego psuć ani kończyć, zwłaszcza kończyć. Po dotarciu do hotelu, byłam wypompowana. Spacer po plaży wyssał ze mnie wszelkie siły i opadłam bezwładnie na ciepły piasek. Patrzyłam w dal, a gdy Jakub przyniósł z apartamentu duże ręczniki, posłałam mu buziaka. Ja się nie położyłam, ja się uwaliłam na tym ręczniku i nie miałam zamiaru wstawać przez najbliższe sto lat. Szum oceanu przyjemnie pieścił moje uszy, a lekki wiatr rozwiewał luźne włosy.
-Niczego o tobie nie wiem - odezwał się chropowaty głos obok mnie i od razu odwróciłam do niego głowę.
-Pytaj – szepnęłam poważnie.
Jakub położył się na boku i podparł głowę na zgiętej w łokciu ręce. Długo na mnie patrzył, zanim się odezwał i poruszył palcami piasek między nami.
-Ile właściwie masz lat?
Prychnęłam śmiechem i położyłam się tak, jak on.
-Dwadzieścia dwa pod koniec roku. A ty?
-Dwadzieścia pięć. A skąd znasz się na samochodach? – Na to pytanie znów głośno się zaśmiałam.
-Józek jest elektromechanikiem. Mieszkamy razem, więc słucham czasem o samochodach. A ty, co robisz w życiu?
-Kończę studia na politechnice.
-Na jakim kierunku? – spytałam trochę zazdroszcząc i jednocześnie bardzo się wstydząc.
-Architekturze.
-Fajnie. – Uśmiechnęłam się.
-Gdzie tam. Wcale nie chciałem tego studiować, w pracy mi się to nie przyda. Mam objąć rządy po ojcu.
-To też dobrze. Jako architekt będziesz mógł sam projektować nowe lokale i zmieniać istniejące.
-A ty? Zawsze chciałaś być kelnerką?
-Archeologiem – westchnęłam. – Jako mała dziewczynka grzebałam w piaskownicy w poszukiwaniu starych cywilizacji. Żadnej nie znalazłam.
-A co się stało, że nie poszłaś w tym kierunku? Jesteś bardzo mądra, na pewno byś sobie poradziła.
-Może. – Przewróciłam się na plecy. – Tak wyszło po prostu. Wzięłam to, co przyniosło mi życie i nie żałuję.
-Szczęściara.
-Ty zrobiłeś inaczej? – Odwróciłam do niego samą twarz.
-Tak. Podporządkowywałem się rodzicom. Uznawałem, że skoro płacą, to mają prawo ode mnie wymagać i nie powiem, zgodziłem się na kilka rzeczy, które mi nie pasowały i nie pasują, a z których nie mogę się wyplątać.
-Jakich? – Nie słysząc odpowiedzi, machnęłam dłonią. – Zresztą nie mów.
-Chciałem iść na robotykę, ale ojciec uparł się na architekturę lub biotechnologię. Uległem. Wcale nie chciałem przejmować jego biznesu, ale uznał, że nie po to harował tyle lat, żebym tego nie doceniał, uległem. Od małego wmawiali mi, że pieniądz się liczy i na początku mi to pasowało, bo miałem to, o czym inni nie mogli marzyć, później przywykłem do tego stanu i uznałem, że ojciec miał rację.
-Teraz tak nie uważasz?
-Nie. Co prawda z kasą łatwiej spełniać marzenia, ale to, co najważniejsze nie ma ceny, a najtrudniej to dostać.
-Coś w tym jest – odpowiedziałam z zamkniętymi oczami.
Leżeliśmy do późnego wieczora i dopiero przed północą postanowiliśmy wrócić do pokoju. Tym razem bez żadnych negocjacji położyliśmy się razem na łóżku. Jakub włączył jakiś film przygodowy i objął mnie ramieniem. Jego dotyk na moim nagim ramieniu powodował przyjemne skurcze w podbrzuszu i nieznacznie się do niego przysunęłam. Jakby wyczuwając moje skrępowanie, przyciągnął mnie do siebie i oparł moją głowę na swojej klatce piersiowej. Nie protestowałam, udałam obojętność, choć moje serce z bólem uderzało w żebra. Wciąż bawił się moimi włosami i tak już do tego przywykłam, że nie wyobrażałam sobie innego spędzania czasu. Przymknęłam zmęczone powieki i wdychałam głęboko zapach mojego marzenia. Chciałam go takiego zapamiętać, przytulonego i tylko mojego, mojego tak naprawdę tylko na chwilę.
Łaskotanie na twarzy powoli mnie wybudzało i tym razem nie zerwałam się tak nagle. Uchyliłam jedną powiekę i uśmiechnęłam się na widok wpatrzonego we mnie faceta. Jak zwykle bawił się moimi włosami i zgarnął je na bok.
-Kawka do łóżka. – Podał mi małą porcelanową filiżankę i poczekał aż usiądę. Podłożyłam poduszkę pod plecy i wygodnie się usadowiłam, po czym upiłam łyk pachnącej kofeiny.
-A my musimy jutro wracać? Bo całkiem mi tu dobrze. – Zrobiłam minę rozkapryszonej królewny.
-Też bym bardzo chciał, ale obawiam się, że nie tym razem.
-Szkoda – westchnęłam z bólem. - A jakie plany na dzisiaj?
-Idziemy pozwiedzać, później posiedzimy gdzieś w jakimś fajnym miejscu i popatrzymy na ocean.
-Brzmi ciekawie.
-Będzie ciekawiej niż brzmi. – Chwycił moją dłoń i szybko ją pocałował. Wciąż nie mogłam przywyknąć, że mnie tak traktował i peszyło mnie to za każdym razem tak samo.
Kończyłam robić lekki makijaż, kiedy Jakub stanął w otwartych drzwiach łazienki. Nie chciałam zdradzać tego, jak na mnie działał i obojętnym wzrokiem omiotłam jego sylwetkę.
-Kończę i możemy iść – powiedziałam patrząc w lustro i wyjęłam z niewielkiej kosmetyczki jasną pomadkę.
-Nie spiesz się. – Po tych słowach stanął za moimi plecami. – To nawet fajny widok.
-Jaki? – zmarszczyłam czoło, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
-Jak się malujesz. – Przysunął się tak bardzo, że prawie dotykał moich pleców i oparł dłonie o blat po obu stronach mojego ciała. – Serio. Nikt ci wcześniej tego nie mówił?
-Nie – odparłam oschle.
-Mogę? – Spojrzałam w odbiciu na jego wyciągniętą dłoń. Zanim się zorientowałam, zabrał mi aplikator i odwrócił mnie twarzą do siebie. Bardzo bałam się odruchów, jakie miałam, kiedy był blisko. Serce szybciej mi zabiło, gdy z uśmiechem podparł mój podbródek na swoim palcu i dotknął miękką, wilgotną gąbeczką do mojej wargi. – Mam nadzieję, że dam radę – szepnął tak poważnie, że skamieniałam. – Zawsze chciałem to zrobić. – W jego głosie było słychać koncentrację, jakby przynajmniej bombę rozbrajał.
Wstrzymywałam oddech, kiedy przesuwał patyczkiem po moich ustach, a dreszcze nie pomagały mi w utrzymaniu ciała w bezruchu. Nie spuszczałam z niego wzroku i podobał mi się teraz jeszcze bardziej. Delikatnie dotykał każdego skrawka skóry i z uśmiechem zwycięstwa spojrzał mi w oczy.
-Udało się? – spytał nagle i od razu odwróciłam się do lustra.
-Jakbyś od zawsze to robił. – Zaśmiałam się. – Może dlatego, że jest jasna.
-Dzięki.
-No przecież pochwaliłam. – Zacisnęłam wargi, rozprowadzając pomadkę i przymknęłam oczy. – Uwielbiam jej smak.
-Serio?
-Jest mega słodka.
-Mogę spróbować? – Zaskoczył mnie i przytakując, niepewnie podałam mu wyjęty z buteleczki aplikator.
Zaśmiał się, lecz go nie wziął. Drgnęłam, kiedy położył dłoń na mojej szczęce i zbliżył się do mojej twarzy.
-Wolę tak… - wyszeptał i złączył nasze usta.
Niby nie robił niczego więcej, ale dla mnie to i tak było za wiele. Był czuły i delikatny. Subtelnie cmokał moje wargi, a ja coraz mocniej zaciskałam mięśnie. Dopiero kiedy swoimi ustami rozchylił moje i dotknął językiem moich zębów, oprzytomniałam i cofnęłam głowę. Natychmiast opuściłam wzrok i otarłam usta dłonią. Nie miałam dokąd uciec, bo za mną była tylko umywalka, a ona nadal trzymał moją twarz.
-Rzeczywiście smaczna. – Powiódł wzrokiem od moich ust do oczu. - Nie gniewaj się – szepnął, a jego oddech przyjemnie owionął moją twarz.
-Po prostu nie chcę, bo… - zawiesiłam głos.
-Bo?
-Ciężko tak wytłumaczyć – odparłam, kiedy wypuścił mnie z rąk. – Nie znamy się.
-Od tygodnia widujemy się codziennie. – Oparł swobodnie ręce na moich biodrach.
-Widujemy. To nie znaczy, że się znamy i że… - Znów bałam się przyznać, że mi się podoba i że dla mnie to nie jest zabawa.
-Wiesz co? – Pochylił się do moich ust. – Podobasz mi się taka.
-Jaka?
-Taka prawdziwa. – Zacisnął dłonie na mojej talii i posadził mnie na blacie obok umywalki. – Nie udajesz kogoś, kim nie jesteś. Masz jakieś swoje zasady i się ich trzymasz. To rzadkość.
-Ty nie masz zasad? – spytałam poważnie, ale tylko głośno się zaśmiał i oparł czoło o mój bark.
-Moje zasady zmieniają się w zależności od aktualnych potrzeb.
-Czyli właściwie nie masz żadnych? – Niedowierzałam. – Musi być coś, czego nie zrobiłbyś nigdy i za nic albo co byś zrobił bez względu na okoliczności i konsekwencje.
Patrzył mi w oczy, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. Nie wierzyłam, że nie zna własnych reguł. Każdy je ma i zna na pamięć.
-Nigdy nie skrzywdziłbym dziecka i zwierzęcia. – Na jego słowa szeroko otworzyłam oczy, bo spodziewałam się raczej odpowiedzi w stylu, nie poszedłbym do łóżka za pieniądze. – Zaskoczona?
-Bardzo. – Zwiesiłam głowę. – Nie wyglądasz na takiego.
-Bardzo ci dziękuję. A co bym zrobił bez względu na wszystko? – Skrzywił usta i zamyślony spojrzał w sufit. – Chyba nie ma takiej rzeczy. A ty? – Potarł dłońmi moje uda i przechylił głowę na bok.
-Ja? Ja nigdy nie udawałbym uczuć, żeby osiągnąć jakiś cel. Nie zdradziłabym nikogo bliskiego. Nie rozbiłabym czyjegoś związku. A co bym zrobiła? – Tym razem i ja się zamyśliłam. – Broniłabym słabszego i zeszła z drogi tym, którym w jakikolwiek sposób bym przeszkadzała.
-Nigdy nie walczysz o siebie?
-Walczę, o ile to nie wadzi innym. – Zasmuciłam się. – Mój ojciec nas zostawił, jak byłam malutka, nie pamiętam go. Moja mama związała się z innym facetem. On ją bardzo krzywdził, pił, czasami bił.
-Ciebie też? – Wtrącił się i na siłę uniósł moją twarz.
-Nie pamiętam – westchnęłam ze łzami w oczach. Zrozumiał co chciałam powiedzieć i kiwnął nieznacznie głową. – Moja walka, jak to nazwałeś, o siebie, byłaby udręką dla mojej mamy. Ona naprawdę w tych warunkach chciała żyć, była z nim szczęśliwa, nadal jest. Ona wybrała życie w brudnym mieszkaniu, z facetem awanturnikiem. A ja, jak tylko mogłam, to uciekłam do brata. Nie mam szkoły, bo zaraz po maturze poszłam do pracy. Zeszłam jej z drogi, i to była moja walka o siebie. Dominik jest całą moją rodziną i całym światem. Nie mam nikogo poza nim.
-Nie wyglądasz na taką.
-Jaką?
-Silną – odparł bez zastanowienia. – Nawet nie wiedziałem, że dzisiejsze dziewczyny potrafią takie być. Znam tylko takie, które nadstawiają się do klepania i wymagają sponsoringu.
-Nie lubisz takich?
-Lubię, ale to nie znaczy, że nie lubię niczego poza tym. – Potrząsnął szybko głową. – Chodź już.
Jednym ruchem zsadził mnie z blatu i na chwilę przytrzymał przy sobie. Miałam wrażenie, że czuje dokładnie to samo, co ja i tak samo, jak ja stara się powstrzymać. Nie byłam dla niego odpowiednią dziewczyną. Nigdy nie wierzyłam w udane związki osób z różnych światów, a my do takich należeliśmy.
-Co by się nie wydarzyło – zaczął mówić, a ja nie wiedzieć czemu, lekko się cofnęłam – to cieszę się, że cię poznałem.
-Trochę kosztowna ta nasza znajomość. – Stuknęłam pięścią w jego bark.
-Bezcenna – szepnął z ustami przy moim czole i obejmując mnie ramieniem, wyprowadził z apartamentu.
Na targowisko szliśmy, trzymając się za ręce, jak prawdziwa para, i robiąc sobie mnóstwo zdjęć. Wszystko było tam kolorowe i pachnące. Musiałam przyznać, że Jakubowi udało się odciągnąć moją uwagę od życia. Miała być niezapomniana randka i faktycznie była. Od jednego ze sprzedawców dostaliśmy po grubym plastrze soczystego ananasa i ocierając co chwilę sok z podbródków, zajadaliśmy się słodkim owocem. Nie szukaliśmy żadnych pamiątek z podróży. Żyliśmy chwilą i cieszyliśmy się wszystkim, co nas otaczało. Kiedy byliśmy zmęczeni, kładliśmy się na trawie i patrzeliśmy w niebo. Opierałam głowę na kolanach Kuby, a on bawił się moimi włosami. Odkąd tu przyjechaliśmy, robił wszystko, żeby ich dotykać. Głupio mi było spytać czemu aż tak, zwłaszcza że to było bardzo przyjemne i lubiłam, kiedy to robił.
-Ładnie tu nie? – spytał cicho i potarł kciukiem mój policzek.
-Lepiej niż ładnie. – Podniosłam się i usiadłam przodem do oceanu. – Dziękuję ci.
-Za co? – Usiadł, opierając klatkę piersiową o moje plecy, a podbródek wsparł na moim barku. Czułam na szyi jego oddechy i żałowałam, że to wszystko skończy się razem z powrotem do Polski.
-Że mnie tu przywiozłeś – wyszeptałam i poczułam na skórze jego miękkie wargi. Wstrzymałam oddech, a po chwili lekko się odsunęłam. Nie przestawał na mnie patrzeć i w końcu sama odwróciłam do niego głowę. Przez chwilę patrzyłam mu w oczy, a później nieświadomie przeniosłam wzrok na jego wargi. Były lekko otwarte i kuszące. Przymknęłam oczy, kiedy jego palce wsunęły się w moje włosy i poddałam mu się. Przyciągnął mnie do siebie i oparł nas o siebie ustami. Znów ten sam ból brzucha dał o sobie znać i wiedziałam co oznaczał. Pragnęłam go. Nieśmiało oddawałam pieszczoty, ale żadne z nas nie pogłębiało pocałunku. Dopiero po kilku długich chwilach przyspieszyliśmy, a język Jakuba wsunął się głębiej. Przyjęłam go z ochotą i cichym jęknięciem. Stanowczym ruchem objął mnie w pasie i posadził na sobie. Od razu zaplotłam nogi na jego lędźwiach, a nasze kołysanie wprawiało mnie w coraz lepszy stan. Moje włosy opadały luźno na jego twarz i co chwilę poprawiał na nich dłoń, nawet wtedy się nimi bawił. Byliśmy coraz głośniejsi i bardziej spragnieni siebie. Nasze oddechy urywały się między pocałunkami, a ręce błądziły po drżących ciałach. Kuba ściskał moje uda i pośladki, a ja wstydziłam się zrobić coś więcej. Dopiero kiedy wcisnął dłoń z pasek moich spodenek, oderwałam się i oparłam dłonie o jego obojczyki.
-Poczekaj. – Oddychałam ciężko.
Nie czekał. Objął mnie ramieniem i znów pocałował. Tym razem był wolniejszy, karmił mnie swoimi oddechami i dotykiem, który z chwili na chwilę bardziej mnie podniecał. Falowałam w jego objęciach, tracąc powoli kontrolę nie tylko nad ciałem, ale i umysłem. W głowie miałam tylko jego i to, co działo się między nami. Może głupio robiłam, ale gdzieś w środku czułam, że to się dobrze nie skończy. Kiedy naparł na mnie swoim ciałem, oderwałam go od siebie i zacisnęłam dłoń na ustach. Nie zwracał na mnie uwagi, całował moją szyję i dekolt, a dłonie zaciskał na żebrach. Kiedy dotarł do biustu, poderwałam się i chwyciłam leżącą obok Kuby torebkę. Szłam przed siebie, nie wiedząc, czy w dobrym kierunku, a po kilkunastu krokach usłyszałam za sobą Jakuba.
-Podobasz mi się – powiedział, jakby z groźbą i złapał mnie za przedramię. – To takie dziwne?
-Dla mnie tak – odparłam i szarpnęłam ręką. – Nie zrozum mnie źle, jesteś fajnym facetem, ale ja…
-Boisz się, że cię wykorzystam i rzucę.
-Nie gniewaj się.
Długo patrzyliśmy sobie w oczy, a nasze emocje powoli opadały. Miał do mnie żal i może słuszny, jednak ja wiedziałam, że nie warto tego ciągnąć. Następnego dnia mieliśmy już wracać do domu, więc i tak nie miałoby to sensu. W końcu zawiedziony kiwnął głową i złapał moją dłoń.
Do hotelu dotarliśmy w milczeniu. W sumie wszystko już sobie powiedzieliśmy, nie było czego dodawać. Tym razem Jakub pierwszy poszedł pod prysznic, a ja w tym czasie odpisałam na setkę wiadomości od Józka. Wciąż nie wierzył, że jestem cała i zdrowa i ulżyło mu, kiedy napisałam, że wracam już do domu. Z wstrzymanym oddechem spojrzałam na wychodzącego z łazienki faceta i powiodłam wzrokiem w dół jego ciała. Miał tylko ręcznik zawiązany wokół bioder, a sam ociekał wodą. Wiedziałam do czego zmierzał, myślał, że ten widok mnie poruszy. Miał rację, ale ja umiałam nad tym panować. Obojętnie minęłam go w drzwiach i na znak demonstracji, zamknęłam się od środka na klucz. Kiedy wyszłam, Jakub leżał na łóżku w krótkich spodenkach i przerzucał kanały w telewizji. Ja nawet nie miałam zamiaru się kłaść. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i zaczęłam wieczorną rutynę pielęgnacyjną. Wyjątkowo długą i skomplikowaną. Wszystko po to, żeby jak najdłużej być daleko od niego. Po wizycie w łazience, podczas której zmyłam pięknie pachnącą maseczkę, spojrzałam na mężczyznę na łóżku. Biedak zasnął, ale cholernie dobrze wyglądał. Przygryzłam lekko wargę i podeszłam bliżej. Jego ręka spoczywała na twarzy, jakby próbował osłonić się od światła, a okazały tatuaż na boku żeber w tej pozycji jeszcze lepiej się prezentował. Ze wstrzymanym oddechem sięgnęłam z ramy łóżka koc i okryłam śpiącego królewicza. Sama wyszłam na taras, ciesząc się ciszą i spokojem nocy. Nie mogłam się powstrzymać przed zejściem na plażę i po kilku krokach zanurzyłam stopy w ciepłym piasku. Szum fal był głośny, lecz ani trochę nie przeszkadzał. Usiadłam na brzegu i wpatrywałam się w horyzont. Następna wizyta nad morzem będzie już w Polsce. Objęłam rękami podkulone nogi i oparłam podbródek o kolana. Ciepły wiaterek rozwiewał moje włosy, a ja, wsłuchując się w przyjemny szum, zamknęłam oczy. Niespodziewany dotyk poderwał mnie z miejsca i gwałtownie się odwróciłam.
-Co tu robisz? – Jakub kucnął przy mnie.
-A ty?
-Nie było cię w łóżku. – Usiadł za moimi plecami i objął ramieniem mój brzuch. Dobrze mi przy nim było. Trochę bardziej się w niego wtuliłam i nie musiałam go widzieć, żeby czuć, że się uśmiechnął. Oparł policzek o moją skroń i lekko mną zakołysał. To był chyba najbardziej romantyczny moment tej naszej randki. Najbardziej intymny i niezapomniany. Delikatnie pocałował moją skroń i znów oparł o nią policzek.
-Nie chce się wracać, nie? – szepnął, a moje ciało w sekundę pokryło się gęsią skórką.
-To nie był dobry pomysł, żebyś mnie tu przywoził. – Nie odrywałam wzroku od widoku przed sobą.
-Cieszyłaś się przecież.
-Trudno pogodzić się ze stratą czegoś, co zostawiło w sercu ślad, a czego już nigdy nie zaznamy. To tak, jakby nauczyć ptaka latać, a później obciąć mu skrzydła.
-Drastyczne porównanie, nie sądzisz? – Lekko mnie szturchnął.
-Tak samo bolesne. – Sama nie wiem, dlaczego poczułam wzruszenie.
-Może jeszcze kiedyś tu przylecisz.
-Może kiedyś – westchnęłam i poczułam jak mocniej się do mnie przytula. – Wracamy?
-Jak sobie życzysz. –Szybko wstał z piasku i wyciągnął do mnie dłoń. – Zanieść waćpannę?
-Waćpanna umie iść sama, ale… - Pisnęłam, kiedy wziął mnie na ręce i zaplotłam ręce na jego szyi. – Waćpan mnie nie słucha!
-Słucha między wierszami. – Przystanął na chwilę i mną podrzucił. – Źle ci?
-Dobrze – westchnęłam, patrząc mu w oczy.
Nie odpowiadając, zaniósł mnie prosto do łóżka i ostrożnie ułożył w miękkiej pościeli. Nawet na moment się ode mnie nie odsunął i lekko ocierając się o mój biust, położył się obok. Jego zapach wypełniał moje ciało, a spojrzenia rozpalały do czerwoności. Leżeliśmy twarzami do siebie, ale żadne z nas się nie odezwało. Wydawało mi się, że każde słowo zepsułoby nastrój.
-Wiesz, że nie całkiem wygrałaś ten zakład? – Pokazał w uśmiechu lśniące zęby.
-To znaczy?
-Zakład był, że gość przynajmniej trzy razy był w serwisie. Tak naprawdę był dwa razy.
Zaskoczona oparłam się na przedramieniu i podniosłam się z poduszki.
-Czemu nie powiedziałeś? Nie wygrałam!
-Pomyliłaś się z ilością napraw, a nie w tym, że samochód jest awaryjny.
-Tak czy inaczej. – Usiadłam i okryłam się kołdrą. – Miały być trzy serwisy! Czemu nie powiedziałeś? Straciłeś kupę kasy! – Wstrzymałam na chwilę oddech. – Co prawda ja nie zaprosiłabym cię na taką randkę. – Podniosłam wzrok, kiedy klęknął naprzeciwko mnie.
-Po pierwsze, nie straciłem żadnej kasy. Nie żałuję ani grosza. To były najlepiej zainwestowane pieniądze w moim życiu i gdyby ten wyjazd kosztował dziesięć razy tyle, to też bym za niego zapłacił. Po drugie, nieważne ile było tych serwisów, ja chciałem iść z tobą na tę randkę. Nie wiem dlaczego, ale od razu wydałaś mi się fajną dziewczyną, taką wiesz… - Pokiwał głową na boki. – Taką, co to nikt na nią uwagi nie zwraca, a ona jest więcej warta, niż można sobie wyobrazić. Później każda nasza rozmowa mnie w tym utwierdzała i naprawdę żałuję, że tyle czasu straciłem na puste rozmowy przez bar. Mogłem już wtedy zabrać cię do kina, na kolację czy spacer. Tego nie odrobię, ale mogę nie marnować przyszłych dni.
-Nie za poważnie? – Niby się zaśmiałam, ale wcale nie było mi do śmiechu.
Spięłam mięśnie, kiedy się do mnie zbliżył i znów poprawił mi luźno puszczone włosy.
-Ty nie chcesz?
-Moje chcenie nie ma tu nic do rzeczy. – Złapałam jego nadgarstek i odciągnęłam od siebie. – W sumie, miał być jeden wspólny wieczór, a siedzimy tu trzeci dzień.
-Żałujesz?
-Nie – odparłam po krótkim namyśle. – Ale to nie zmienia faktu, że wrócimy i każde pójdzie w swoją stronę. Bo przecież nie zamieszkamy razem! – zawołam ze śmiechem, a on wbił we mnie poważne spojrzenie. Nie wiedziałam co myślał, ale widać było, że coś go trapi.
Nie czekając co zrobi, położyłam się na poduszce i od razu zamknęłam oczy. Długo nie mogłam zasnąć, ale udawałam, że śpię. Chciałam sprawdzić co zrobi, ale tylko przyciągnął mnie do siebie i ułożył tak, że opierałam twarz o jego bosko pachnącą klatkę piersiową. Jego kciuk pocierał moje ramię, a mnie każdy jego dotyk raził jak prądem. W końcu znużona i rozmarzona zasnęłam.
Obudził mnie piękny zapach kawy. Uchyliłam leniwie powieki i spojrzałam na pustą poduszkę przed twarzą. Jego zapach unosił się z pościli i wcale nie miałam ochoty się z nim rozstawać. Wtuliłam twarz w poduszkę, na której sypiał Jakub i głęboko zaciągnęłam uzależniającą woń. Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele i z uśmiechem spełnienia odwróciłam się w stronę otwartych drzwi na taras. Kuba siedział w fotelu, z nogami opartymi o drugi fotel. Wyglądał wyjątkowo męsko i pociągająco. Niewiarygodne, jak łatwo przychodziła mu zmiana z chłopaka-łobuza, w mężczyznę. To mnie w nim intrygowało. Zakopałam się w pościli i wpatrywałam się w niego. Miał głowę mocno odchyloną do tyłu, jakby patrzył w niebo, a dłonie splecione na brzuchu. Nie umiałam oderwać od niego wzroku i nawet kiedy się do mnie odwrócił, nie przestałam się gapić. Dopiero kiedy pomachał do mnie dłonią, ocknęłam się i udając obojętność, wstałam z łóżka i narzuciłam na siebie biały szlafrok.
-Ostatnia kawka? – spytał, wstając na mój widok.
-Chętnie. – Usiadłam przy stoliku i patrzyłam w ocean. Chciałam ten widok zapamiętać na resztę życia.
-I co? – Na dźwięk jego mruczącego głosu odwróciłam twarz. – Koniec imprezy.
-No koniec – westchnęłam i podniosłam filiżankę. – Dziwi mnie, że w robocie nie gderali, że mi się wolne wydłużyło. – Potarłam nos dłonią i nieco skrępowana podniosłam na Kubę wzrok. - Tak pomyślałam, może oddam ci przynajmniej część kasy za wyjazd. Bądź co bądź, zakład wygrałam tylko w części.
-Nie chcę tego słuchać.
-Umiem obsługiwać telefon ,wiem, ile kosztuje lot tutaj, hotel i…
-Wiki – pochylił się i złapał moje dłonie – możesz mi nie uwierzyć, ale nigdy nie było mi tak dobrze, jak tutaj z tobą. To więcej warte niż jakieś pieniądze.
-Jakieś? – podniosłam głos.
-W porównaniu do wspomnień, jakie nam zostaną, to są marne grosze. – Uniósł moją dłoń i pocałował – Cieszę się, że przyniosłaś nam to piwo, że zajrzałaś w telefony i nie zachowałaś komentarza dla siebie.
-Do usług – szepnęłam, patrząc mu w oczy i nie przestałam, kiedy bardziej się do mnie pochylał. Czekałam na to. Kiedy był już milimetry ode mnie, zadzwonił jego telefon. Zamrugałam oczami, jakbym właśnie się obudziła i odsunęłam głowę.
-Przepraszam. – Spojrzał na ekran. – To ważne.
Odszedł w głąb pokoju, a ja wodziłam wzrokiem za każdym jego gestem. Mój rozum bił się z sercem, ale wiedziałam, kto wygra tę bitwę. Przymknęłam oczy, kiedy Jakub nerwowo potarł tył głowy i poczułam dziwny lęk, jakby coś miało się za chwilę zdarzyć. Kiedy wrócił do stolika udawałam spokój i czekałam, aż powie co się stało.
-Lot mamy trochę wcześniej – odezwał się.
-O której?
-O szesnastej.
-Ok, nie mam czego pakować. – Zaśmiałam się, ale w jego twarzy nie znalazłam dobrego humoru. Nie czułam się upoważniona do pytania go o szczegóły, więc po prostu dopiłam kawę i zjadłam przyniesione przez obsługę śniadanie.
Jeszcze przed wyjazdem z hotelu poszłam na plażę. Ostatni raz spojrzałam na ocean i zamoczyłam stopy w ciepłej wodzie. Zamknęłam oczy i głęboko zaciągnęłam powietrze. Nie musiałam się odwracać, żeby poczuć Jakuba za plecami. Nie odezwał się, ale przytrzymał mi przed twarzą szklany słoik. Uniosłam kącik ust na widok miniaturowej plaży zamkniętej w szkle.
-Co to? – Odwróciłam lekko głowę.
-Teneryfa. – Zgarnął włosy z mojego ramienia i pocałował mnie w szyję. – Żebyś nie tęskniła za plażą. Masz tu wodę, muszelki, patyczki, wodorosty – mówiąc to, poruszał lekko słoikiem, unosząc zamknięty tam piasek.
Mój podbródek zaczął drżeć, a po chwili dwie łzy spłynęły mi po twarzy. Chciałam je otrzeć, ale Jakub mnie uprzedził. Starł kciukiem mokre stróżki i obejmując mnie ramieniem, przyciągną do siebie. Długo słuchałam bicia jego serca i tak strasznie było mi źle.
-Nie płacz – szepnął i oparł usta o moją głowę. – Jeszcze niejedno piękne miejsce zwiedzisz.
-Ja nie dlatego. – Zaszlochałam. – Nikt nigdy nie dał mi takiego prezentu. – Odchyliłam głowę i spojrzałam mu w oczy, miał piękne oczy. – Dziękuję.
Odsunął mnie od siebie i odstawił słoik na piasek. Nie czekałam co zrobi, sama zaczęłam go całować, a kiedy mnie uniósł, splotłam nogi na jego lędźwiach. Gwałtowny podmuch wiatru rozwiał moje włosy i wszystkie opadły na głowę Kuby. Nie reagował, przyciskał mnie z całej siły do siebie, a nasze westchnięcia były coraz bardziej nerwowe. Ostatni taki pocałunek na naszym wspólnym koncie.
Kiedy zabrakło nam tchu, spojrzeliśmy na siebie. Działo się miedzy nami coś dziwnego, coś nienamacalnego. Stanęłam na gorącym piasku i zawstydzona opuściłam wzrok.
-Już czas. – Pocałował mnie w czoło i schylił się po słoik.
W drodze na lotnisko, podobnie jak do Polski, prawie się nie odzywaliśmy. Patrzyłam w okienko i podziwiałam widoki. Czułam na sobie wzrok Kuby, ale nie reagowałam. Oboje byliśmy bardzo spięci, co jeszcze bardziej utwierdzało mnie w tym, że z chwilą lądowania, rozejdziemy się na zawsze. Dokładnie tak się stało. Zeszliśmy po schodach na płytę i w milczeniu stanęliśmy naprzeciwko siebie. Trzymałam w ręce słoik i patrzyłam pod nogi.
-To co, do zobaczenia – odezwał się Jakub.
-Skoro pracuję u twojego taty, to pewnie się kiedyś zobaczymy.
-Teraz będę przychodził częściej. – Zbliżył się do mnie.
-Nie masz dość?
-Nie! – Zaśmiał się w głos i objął mnie w talii. – Chętnie bym to powtórzył, ale niestety, w najbliższym czasie nie dam chyba rady, co nie znaczy, że nie będę chciał się z tobą spotykać.
-Może ja nie będę chciała – szepnęłam i oderwałam od siebie jego rękę.
-Nie chcesz?
-Nie powinnam. – Mimo pewności siebie, wiedziałam, że mi nie uwierzył. Pokiwał tylko głową i wskazał podjeżdżającą na plac taksówkę.
Najpierw odwiózł mnie, ale znów się nie odzywaliśmy. Popsuło się. Może samo to, że wróciliśmy, tak bardzo zmieniło nasze nastawienie. Ucieczka z raju do życia nie poprawiała nastroju. Pod domem odwróciłam do niego głowę i lekko się uśmiechnęłam.
-Jeszcze raz dziękuję. To była niezapomniana randka.
-Cieszę się, że trafiłem w twój gust. – Złapał mnie za rękę. – Odezwij się czasem.
-Pa! – Wręcz uciekłam.
W domu czekał już na mnie Dominik. Stał w przedpokoju z rękami zaplecionymi na klatce piersiowej i prawie dyszał ze złości.
-Panna nie przegina?! – krzyknął, jak tylko zamknęłam drzwi. – Co ty sobie wyobrażasz?
Nie odpowiedziałam. Spokojnie zdjęłam buty i odstawiłam słój na komodę pod lustrem. Kiedy mijałam Józka, chwycił mnie za ramię i przytrzymał przy sobie.
-Nie sądzisz, że należy mi się jakieś wyjaśnienie? – syknął.
-Nie sądzę – odparłam obojętnie. – Jestem od kilku lat pełnoletnia, mogę wybierać prezydenta, mogę wyjść za mąż i kupować legalnie alkohol, a nie mogę wyjechać bez pytania na urlop?
-Wiktor, nie przeginaj pały! Jestem za ciebie odpowiedzialny! – Stanął nade mną jak egzekutor.
-Mam się wyprowadzić? – spytałam i patrzyłam w jego wściekłe oczy.
Zamiast odpowiedzieć, trzasnął za sobą drzwiami pokoju. Rozumiałam go, a jednak nie chciałam, żeby dalej traktował mnie jak dziecko. Nie byłam nim. Odwróciłam wzrok i z uśmiechem wyciągnęłam rękę po słoik z moją Teneryfą. Kiedy znalazłam się w swoim pokoju, odetchnęłam. Ustawiłam słój na honorowym miejscu na półce i po zmianie ubrań na wygodniejsze, położyłam się na łóżku. Nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudził mnie dopiero dźwięk alarmu w telefonie. Podniosłam ciężką głowę i pisnęłam przestraszona na widok siedzącego przy łóżku Dominika.
-Przepraszam siostra – westchnął i zwiesił głowę.
-Nie ma sprawy. – Podniosłam się i usiadłam.
-Boję się o ciebie, ten nagły wyjazd wcale nie wyglądał dobrze.
-Nie wiem co mam ci powiedzieć, nie wiedziałam, że tak to się skończy. Naprawdę.
-Bałem się, że mógł cię porwać, wywieźć gdzieś i sprzedać!
-Mówiłam, że jestem bezpieczna. – Podniosłam lekko głos z irytacji.
-Skąd mogłem wiedzieć, czy on nie kazał ci tego powiedzieć! Czy nie miałaś pistoletu przy czole?
-Wysłałam ci kilka zdjęć!
-Też potrafię takie zrobić!
Otworzyłam usta, ale się nie odezwałam. Miał trochę racji, ale nie mógł mnie przecież pilnować do końca życia.
-Przepraszam – szepnęłam. – Więcej tak nie zrobię.
-Jak było? – spytał po chwili.
-Fajnie. – Uśmiechnęłam się skromnie. – Bardzo fajnie.
-Cieszę się i obiecuję, że jeszcze kiedyś cię tam zabiorę.
-Nie chcę – powiedziałam szybko. – Weź mnie gdzieś indziej, nie tam.
Długo patrzył mi w oczy, jakby rozumiał moje rozterki i po chwili pokiwał głową. Kiedy zostawił mnie samą, bezwiednie zerknęłam na telefon. Nie miałam żadnej nowej wiadomości. Z jednej strony była to dla mnie ulga, z drugiej zawód. Liczyłam chociaż na jednego smsa. Cały dzień krzątałam się po domu i nastawiałam psychicznie na powrót do pracy. Obawiałam się zwolnienia na dzień dobry, a przynajmniej niezłego huknięcia. Ku mojemu zaskoczeniu, nikt nie zwrócił uwagi na moją nieobecność i wszyscy zachowywali się tak, jakbym normalnie przychodziła. Trochę mnie to zdziwiło, ale nie komentowałam. Cieszyłam się względnym spokojem. Na widok wchodzącego do lokalu szefa wzięłam głęboki wdech, ale miło się ze mną przywitał i zamknął się w biurze z jakimś facetem.
Zajęłam się pracą i nie zwracałam uwagi, czy ktoś krzywo na mnie patrzy czy nie. Przed północą poczułam na sobie czyjś wzrok i z tacą w ręce podeszłam do baru.
-Cześć. – Jakub dyskretnie zmierzył mnie wzrokiem. – Długo tu jesteś?
-Hej. Od siedemnastej. – Podałam barmanowi tacę i czekałam na następną kolejkę do rozdania.
-Nie mogłem wcześniej przyjść.
-Wcale nie musiałeś. Nikt na ciebie nie czekał. – Uśmiechnęłam się sztucznie i po zabraniu od Tomka tacy, poszłam w stronę stolików.
Kiedy wróciłam, Jakub rozmawiał z ojcem. Nie patrzyli na mnie, a jednak miałam nieodparte wrażenie, że mówią o mnie. Pokręciłam szybko głową, bo to by była głupota, i podeszłam do baru.
-O jesteś! – Szef odwrócił się do mnie. – Zostaw tacę i spisz mi zapotrzebowanie. Muszę mieć na jutro rano.
Otworzyłam szeroko oczy, bo odkąd tu jestem, to tego nie robiłam. Od takich zajęć był szef sali lub menadżer, nie kelnerki.
-Ja? – spytałam trochę głupio. – Ja się nie znam!
-Ucz się. – Położył dłoń na moim ramieniu. – Jak sobie poradzisz, to pomyślimy o awansie. Dobierz sobie kogoś do noszenia ciężkich kartonów.
-Może ja pomogę. – Kuba nieśmiało przeniósł wzrok ze stojącej przed nim szklanki na ojca, a później na mnie.
Zanim szef się odezwał, pokręciłam głową.
-Może wezmę Tomasza. – Skinęłam głową w stronę wysokiego faceta. – Wie, ile czego schodzi, będzie mi łatwiej.
-Rób jak chcesz. Na zamówienie czekam do piątej. – Dopił alkohol ze szklanki i wyszedł, zostawiając mnie samą, a w zasadzie z synem.
-Czemu nie chciałaś, żebym ci pomógł? – spytał trochę z pretensją.
-Nie jesteś pracownikiem lokalu. – Zmrużyłam oczy. – Nie jesteś właścicielem. A ja chcę mieć pewność, że za moim awansem stoi moja praca, a nic innego.
-Myślisz, że namówiłbym starego na awansowanie ciebie za łóżko?
-Myślę, że właśnie na takiego wyglądasz.
-A ja myślę, bo znam swego ojca, że nie byłby zadowolony gdyby się o czymś takim dowiedział. Miej pewność, że wszystko, co cię w pracy spotyka jest zasługą tylko i wyłącznie twoją. Ojciec pod tym względem jest staroświecki i zaborczy.
-Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło.
Kiedy zamknęliśmy się z Tomkiem na zapleczu, przeraziła mnie ilość pracy jaką mieliśmy przed sobą. Zawsze byłam pedantką, jeśli chodzi o układanie przestrzeni wokół siebie. Nie znosiłam chaosu i zanim cokolwiek zaczęłam zliczać, zabrałam się za ustawianie alkoholi według gatunków i nazw. Wkurzałam się, kiedy w kartonie z czerwonym słodkim winem, znajdowałam dwie butelki białego wytrawnego i klnąc pod nosem, przestawiałam je z miejsca na miejsce. Tomasz na szczęście nie gderał, że bawimy się, zamiast spisywać co jest potrzebne, ale jak miałam zacząć tworzyć listę, skoro tak naprawdę nie wiedziałam, ile czego mamy. Po dwóch godzinach przerzucania butelek, kartonów i skrzynek usiedliśmy pod ścianą.
-Zapierdalasz, jak mrówka – wydyszał Tomek. – Gdzie ty mieścisz tę energię, co?
-Kawy za dużo. – Szturchnęłam go. – Ale jak nie masz siły to siedź, ja będę ci podawać nazwy i ilość, a ty mów, ile potrzebujemy i spisuj.
-Jak pani każe, tylko już nie krzycz.
-Dobrze nie będę. – Zaśmiałam się i wskoczyłam na drabinkę.
Sprawnie nam to szło. Tomasz wiedział konkretnie czego potrzeba i ile, i przy okazji ja uczyłam się liczenia zapotrzebowania i szacowania zużycia. Nad ranem skończyliśmy robotę i mimo zmęczenia byłam z siebie zadowolona. Ostatni raz schodziłam z drabinki i poczułam na biodrach uścisk. Odwróciłam się, a Tomek zdjął mnie z ostatniego stopnia. Nie podobało mi się to, zwłaszcza że od początku mówiłam mu, że nie chcę niczego bliżej.
-Mamy jeszcze pół godziny – wyszeptał tuż przed moją twarzą.
-I dobrze. – Próbowałam się wyswobodzić. – Przepiszę wszystko na czysto i wyślę do szefa.
-Pomogę ci. – Przyparł mnie do regału.
-Nie trzeba, dam sobie radę. – Odchyliłam głowę. – Możesz się odsunąć?
-Czemu mnie nie chcesz?
-Tomek, rozmawialiśmy o tym. – Nerwowo rozejrzałam się wokoło.
-Dbałbym o ciebie. – Był już przy moich ustach, a ja nie widziałam dla siebie ratunku.
-Wiem, ale ja cię tylko lubię. – W końcu oddało mi się wyrwać z jego rąk, ale zanim doszłam do drzwi, chwycił mnie za ramiona i rzucił na leżące pod ściana kartony. Uderzyłam głową w coś twardego, ale nie zwracałam uwagi na ból, byłam przerażona. Tomek rzucił się na mnie i trzymając moje ręce, przycisnął do mnie swoje ciało. Wierzgałam, krzycząc i kopiąc, ale nie wierzyłam, że ktoś mnie usłyszy. Płakałam, kiedy zaczął podciągać moją bluzkę, a dłoń zacisnął mi na ustach.
-Wszystko bym dla ciebie zrobił, rozumiesz? – dyszał przy moich ustach i powiódł wzrokiem w dół.
Nie mogłam oddychać, a kiedy wcisnął twarz w mój biust, zaczęłam dygotać. Próbowałam złapać cokolwiek, czym mogłabym go obezwładnić, ale wokół mnie były tylko puste kartony. Poruszałam ręką, aż natknęłam się na coś metalowego. Nie widziałam co chwyciłam, ale wystarczyło, że było twarde i dość ciężkie. Dopiero po chwili poznałam rozsuwany nożyk do cięcia kartonu. Musiał mi wystarczyć. Czekałam aż odwróci głowę i z całej siły uderzyłam go w skroń. Oderwał się ode mnie, ale nie stracił przytomności. Nie zwracając na niego uwagi, szarpnęłam drzwi i zaczęłam biec przed siebie. Usłyszałam go za sobą i przyspieszyłam. Pchnęłam drzwi na salę i wpadłam na stojącego za nimi Jakuba. Zmierzył mnie wzrokiem, a ja szybko poprawiłam bluzkę i otarłam policzki.
-Wiki? – Spojrzał na mnie ze strachem. – Co ci jest?
-Nic – wyjąkałam.
-Krwawisz – szepnął i dotknął mojej głowy zaraz za uchem. – Powiedz…- zawiesił głos i spojrzał na podchodzącego do nas Tomasza.
Ja nie miałam zamiaru na niego patrzeć. Moje wargi zaczęły nerwowo drżeć i zanim się obejrzałam, Jakub jednym uderzeniem zwalił Tomasza z nóg. Zaczęli się okładać pięściami, a ja stałam i płakałam.
Dopiero po chwili dwóm ochroniarzom udało się ich rozdzielić. Kuba wciąż trzymany przez goryla wyjął telefon. Wiedziałam dokąd chciał zadzwonić i od razu do niego podeszłam.
-Nie dzwoń – szepnęłam i złapałam telefon, który trzymał.
-Podarujesz mu? – krzyknął, aż podskoczyłam.
-Nie chcę zeznań i tego bałaganu. Może ja mu dałam jakoś do zrozumienia, że…
-Nienormalna jesteś! – Wyszarpnął się z uścisku ochroniarza i podszedł do wciąż trzymanego Tomka. – Masz minutę na opuszczenie lokalu.
Po tych słowach odwrócił się do mnie i pociągnął mnie za rękę w stronę gabinetu ojca. Tam posadził mnie na fotelu i delikatnie przechylił moją głowę w stronę światła.
-Nie powinieneś go wyrzucać. To dobry barman.
-Nie wtrącaj się – warknął. – Jedziemy do szpitala, w tej ranie coś jest.
-Nic mi nie będzie. – Wstałam i cofnęłam się do drzwi.
Chłopak powoli do mnie podszedł i delikatnie położył dłoń na moim policzku. Z czułością spojrzał mi w oczy i przytaknęłam głową. Nie chcąc pokazywać się ludziom, wyszliśmy z lokalu od zaplecza i wsiedliśmy razem do taksówki. Nie odzywałam się całą drogę na pogotowie, a kiedy weszliśmy na izbę przyjęć, poprosiłam Kubę, żeby poczekał. Rana nie była niebezpieczna, ale faktycznie była zabrudzona i wymagała wprawnej ręki. Po założeniu opatrunku wyszliśmy na powietrze. Jakub nie od razu podszedł do taksówki. Objął mnie ramieniem i odwrócił do siebie.
-Chciał cię przelecieć, nie? – spytał dość bezpośrednio.
-Nie spodziewałam się tego po nim. – Opuściłam wzrok na buty. – Zawsze był bardzo spokojny. Może ja mu dałam jakoś do zrozumienia, że chcę, a potem odmówiłam i…
-I to też nie jest powód, żeby robić takie rzeczy. Nie znaczy nie.
-Przepraszam cię za kłopot. – Zaczęłam płakać, bo emocje dopiero teraz zaczęły ze mnie schodzić. – Dostałeś w twarz, straciliście barmana, burda w lokalu to też nie najlepsza reklama, a do tego szef nie dostał zamówienia na czas.
-Przestań. – Przytulił mnie i lekko zakołysał. – Ojca już powiadomiłem. Pierwsze, o co zapytał, to jak się czujesz i czy Tomek wyleciał. Nie ma do ciebie żalu.
-To moja wina, mogłam nie dawać mu nadziei, a ja go naprawdę lubiłam! – Płakałam coraz głośniej.
-Boże, dziewczyno! To nie twoja wina. – Chwycił mnie za ramiona. – Nie miał prawa cię dotykać, skoro powiedziałaś mu, że nie chcesz.
-Tobie też mówiłam, że nie chcę, a jednak… - Urwałam zdanie, myśląc, że w tej sytuacji, to złe porównanie. Jakub natychmiast puścił moje ramiona i cofnął się o krok. Widziałam, że moje słowa go zabolały.
-Nie wiedziałem, że tak to odbierzesz, myślałem… Wybacz, jeśli poczułaś się skrzywdzona.
-Nie poczułam – wyszeptałam, ponieważ nie wiedziałam czy powinien to słyszeć. – Chciałam tego samego co ty. – Nieśmiało oparłam dłonie na jego klatce piersiowej i zmusiłam się do uśmiechu. Byłam pewna, że mnie pocałuje, pragnęłam znów poczuć na sobie jego usta, jednak on tylko mnie przytulił. Bicie jego serca uspokajało moje nerwy i dopiero wtedy poczułam zmęczenie.
Zaraz po wejściu do domu w progu swojego pokoju stanął Dominik.
-Czy ty nie możesz spać po nocach? – spytałam półszeptem i ustawiałam się tak, żeby nie widział rany za uchem.
-Dopóki tu mieszkasz, to nie mogę. – Był trochę ochrypnięty. – Co ty masz na głowie? – Tym razem krzyknął.
-Nic, miałam mały wypadek w robocie. – Chciałam przejść obok niego, ale zastąpił mi drogę.
-Ładny mi wypadek. – Delikatnie obrócił moją głowę. – Przyznaj, że to ten koleś ci to zrobił!
-Kto? – Udałam, że nie wiem o kim mówi.
-Ten twój Romeo za dychę!
-Józek, weź na wstrzymanie. – Popukałam palcem w czoło. – On to mnie akurat na pogotowie odwiózł i przywiózł pod dom.
-Czuł się winny, co? – Zadrwił.
-Dobranoc. – Bezsilnie pokręciłam głową i zamknęłam się w pokoju. Powinnam być zła i przestraszona, a byłam jedynie rozmarzona. Bliskość Jakuba była dla mnie ważniejsza niż wszystko inne. Tylko dlaczego nadal miałam wrażenie, że coś jest nie tak?
Kolejne dni spędzałam na nauce nowych obowiązków. Byłam przekonana, że po akcji z Tomkiem szef nie da mi awansu. Miło mnie zaskoczył, kiedy już następnego dnia zaczął wprowadzać mnie w nową rolę. Co prawda koleżanki nie były szczęśliwe z mojego pójścia w górę, bo byłam jedną z najmłodszych pracownic, ale nie były wredne. Przynajmniej tak mi się wydawało. Na miejsce Tomka przyszła nowa barmanka i od razu złapałyśmy wspólny język. Dziewczyna była doświadczona, więc nie trzeba było jej niczego tłumaczyć. Pomijając obowiązki szefowej sali, byłam też kelnerką. Zajmowałam się tym w godzinach największego oblężenia i lubiłam to.
Wyszłam z zaplecza z kilkoma opakowaniami słomek i od razu dostrzegłam siedzącego przy barze Jakuba. Bywał tu prawie codziennie i zawsze sam. Wodził za mną wzrokiem, kiedy stałam za barem i kiedy wychodziłam na salę. Wręcz mnie pilnował. Na początku mnie to krępowało, bo czułam się jak na widelcu, jakby czekał na moje potknięcie. Później przywykłam.
-Co podać? – spytałam, kiedy przez dłuższą chwilę nie odrywał ode mnie spojrzenia.
-Umówisz się ze mną? – spytał wprost i serio mnie tym zaskoczył.
-Nie. – Pokręciłam głową na boki, upewniając się, że nikt go nie słyszał.
-Nie podobam ci się?
-Podobasz.
-To czemu nie? – Oparł łokcie o blat.
-Bo to nie jest dobry pomysł. – Uśmiechnęłam się. – Nie pasujemy do siebie.
-Czemu?
-Po prostu. – Wzruszyłam ramionami. – Nie sądzę, żebyśmy byli sobie przeznaczeni.
-Wierzysz w przeznaczenie? – Uniósł kącik ust, a w jego policzku pojawił się słodki dołeczek.
-Chyba tak. – Również oparłam się o bar. – Może nie jakoś fanatycznie, ale tak. Myślę, że jeśli dwoje ludzi jest sobie przeznaczonych, to prędzej czy później na siebie trafią.
-To zróbmy tak – przerwał i pochylił się tak, że prawie leżał na blacie – umówmy się w konkretny dzień i o konkretnej godzinie, ale bez wyznaczonego miejsca. Każde z nas przyjdzie w miejsce, które samo wybierze, jeśli się spotkamy, to przeznaczenie, jeśli nie, to dam ci spokój.
-Większej głupoty nie słyszałam. – Odparłam wesoło i zaplotłam ręce na piersiach. – Ale bardziej interesującego wyzwania też nie. Zgoda.
-Kiedy? – Jego oczy dziwnie błysnęły.
-W piątek? – Przygryzłam zalotnie wargę. – Mam cały wolny, a w sobotę dopiero wieczorem do pracy.
-Pasuje. Osiemnasta?
-Niech będzie. – Uśmiechnęłam się i już zaczęłam kombinować dokąd pójść.
-To do zobaczenia. – Jednym łykiem dopił swój napój i zniknął w tłumie.
Żałowałam, że tutaj nie mogliśmy pozwolić sobie na nic więcej poza zwykłymi rozmowami. Potrzebowałam się do niego czasem przytulić i tęskniłam za tym, jak bawił się moimi włosami.
Będąc w pracy nie miałam czasu na rozmyślanie, ale kiedy tylko wokół mnie wszystko milkło, oddawałam się wspomnieniom. Przypominałam sobie te kilka dni spędzonych tylko z nim ,bez zastanawiania się nad jutrem, wśród egzotycznych zapachów i szumu fal. Było fantastycznie i za każdym razem, kiedy przed snem patrzyłam na słoik wypełniony wodą z Teneryfy, czułam, jakbym zasypiała w objęciach Jakuba.
W piątek od samego rana chodziłam jak zombie, nie myślałam o niczym innym, jak o miejscu naszego spotkania i nic ciekawego nie przychodziło mi do głowy. Starałam przypomnieć sobie o jakich miejscach mi opowiadał, o tych w których bywał i których nie znosił. Coś mi podpowiadało, że to nie będzie miejsce oczywiste. Siedząc z Dominikiem przy kawie, gapiłam się w telefon i szukałam czegoś wyjątkowego, lecz wszystko wydawało mi się banalne.
-Źle do tego podchodzisz. – Brat odezwał się z kubkiem przy ustach.
-Dlaczego?
-Bo szukasz miejsca, w którym chcesz go zastać. A powinnaś szukać takiego, w którym on zastanie ciebie. Idź tam, gdzie ty chciałabyś pójść. Gdzie nigdy jeszcze nie byłaś, albo gdzie byłaś i ci się podobało.
-Myślisz?
-Wiem. Nie goń go, jeśli to ma być przeznaczenie, to daj mu zadziałać. Idź tam, gdzie normalnie nigdy byś nie poszła. Wystaw na próbę los i zobaczysz.
-Myślisz, że na siebie trafimy?
-Mam nadzieję, że nie. Nie lubię jak mi ktoś siostrę podbiera – burknął wyraźnie niezadowolony – ale widzę, jak jest dla ciebie ważny, nie zmarnuj tego.
-Kocham cię Józek. – Przechyliłam się przez stolik i poczochrałam jego włosy.
-Siostra? – Spojrzał na mnie poważnie. – Nie zostawisz mnie samego, nie?
Z czułym uśmiechem odstawiłam kubek i usiadłam mu na kolanach. Od razu mnie do siebie przytulił i oparł głowę o mój bark. Było mi go szkoda. Po rozstaniu z dziewczyną bardzo się załamał i ledwo doprowadziłam go do życia, teraz ja znikałam mu z oczu, ale wiedziałam, że nawet gdybym zaczęła spotykać się z Kubą, to brata bym nie zostawiła.
Zanim się obejrzałam, nadszedł wieczór. Ubrana w czarną sukienkę z krótkim rękawem i szpilki wyszłam z pokoju i stanęłam przed Józkiem. Pokręcił głową na mój widok i przyciągnął mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku.
-Baw się dobrze – szepnął – i uważaj na siebie.
-Jasne – odpowiedziałam.
-Gdyby coś się działo, to nie czekaj na nic, tylko wiej.
-Dominik uspokój się, będę w mieście.
-Dobra, ostatnio też miałaś być w mieście!
-Ale teraz nie dam się tak załatwić. – Szturchnęłam go w ramię.
-Posłuchaj – złapał mnie za nadgarstek – w razie czego napisz wiadomość. Przyjadę z policją.
-Stary, co ty z tą policją? Nie każdy facet to zwyrol!
-Może nie każdy, ale temu twojemu nie ufam!
-Zazdrośnik – westchnęłam i pocałowałam go w policzek. – Wrócę.
-Kiedy? – zawołał, kiedy byłam już przy drzwiach, na co się odwróciłam.
--Mam nadzieję, że jutro rano. – Specjalnie to powiedziałam, żeby go wkurzyć i uciekłam, by nie zdążył mnie zatrzymać.
Kiedy wyszłam na ulicę, spojrzałam w niebo. Było jeszcze widno, a ja wciąż nie wiedziałam dokąd iść. Ruszyłam przed siebie, bez planu i bez myślenia. Wiedziałam, że w końcu dotrę do miejsca w którym moje nogi same się zatrzymają. Mijałam knajpki bardziej i mniej zatłoczone, luksusowe restauracje i zadymione puby, ale nigdzie nie chciałam wejść. Dochodziła osiemnasta, a ja stałam jak słup na środku chodnika i nie wiedziałam dokąd pójść. Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości i z uśmiechem odblokowałam ekran „Czekam na ciebie”. Pokręciłam głową i rozejrzałam się wokoło. Mógł napisać gdzie. Nie czułam niczego, żadnej intuicji. Po prostu poszłam przed siebie, obiecując sobie, że wejdę do pierwszego miejsca, w jakim można by się z kimś umówić. Na nieszczęście był to oblężony przez młodzież lokal. Była tu kręgielnia, bilard i dyskoteka. Świetnie trafiłam. Przeciskałam się między ludźmi, sama nie wiedząc, dokąd chciałam trafić. Nie spodziewałam się go tu zastać. Usiadłam w końcu na wysokim krześle przy barze i rozejrzałam się po sali. Było już kwadrans po osiemnastej, co prawda nie ustalaliśmy, do której czekamy, ale przecież miał już czekać. Po wypiciu soku, postanowiłam przejść w stronę kręgielni. Zeskoczyłam z krzesła i nagle przede mną wyrósł Jakub.
-No w końcu. – Zaśmiał się i bez uprzedzenia złączył nasze usta.
Nie umiałam zareagować. Stałam nieruchomo, jakby był obcym facetem i dopiero po chwili zdobyłam się na to, żeby go od siebie odepchnąć. Patrzeliśmy na siebie podnieceni i wręcz wygłodniali. Drgnęłam, kiedy Jakub zbliżył się do mnie i dotykając moich palców pochylił się do mojego ucha.
-Pójdziemy w jakieś spokojniejsze miejsce?
Odpowiedziałam kiwnięciem głowy i poczułam, jak łapie moją dłoń. Przyjemne ciepło poraziło moje ciało i znów poczułam ten przyjemny ból brzucha. Wiedziałam, jak chciałam zakończyć ten wieczór. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, czekała już na nas taksówka. Bez słowa Kuba otworzył mi drzwi i ruszyliśmy z miejsca. Całą drogę zerkaliśmy na siebie, jak para nastolatków i trzymaliśmy się za ręce. To było miłe. Nie znaliśmy się przecież jeden dzień i wiele mieliśmy już ze sobą wspólnego, a jednak takie drobne gesty wciąż przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. Wysiedliśmy na osiedlu na obrzeżach miasta i trochę zdenerwowana rozejrzałam się po okolicy. Dookoła pięło się kilka nowo wybudowanych bloków, między którymi były place zabaw. Jakub podszedł do moich pleców i ułożył dłonie na mojej talii.
-Zapraszam – wyszeptał mi przy uchu.
-Posłuchaj, nie wiem czy…
-To nie teneryfa, ale myślę, że ci się spodoba. – Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę osiedla.
Z coraz bardziej napiętymi nerwami wchodziłam na kolejne piętra, aż w końcu na trzecim Jakub wskazał mi niewielki korytarz. Kiedy weszliśmy do mieszkania, moim oczom ukazała się ciemność. Światła były pogaszone, a okna zasłonięte. Zatrzymałam się w progu i dopiero po chwili w pomieszczenie rozjaśniło się tłumionym światłem. Uśmiechnęłam się na widok stolika nakrytego dla dwóch osób.
-Zaskoczona? – spytał i od razu wsunął palce w moje włosy, przyciągając mnie do siebie. Po szybkim, ale intensywnym pocałunku spojrzeliśmy sobie w oczy. Widziałam w nim kogoś więcej niż młodego mężczyznę, to był mój mężczyzna. Takiego go chciałam.
Poprowadził mnie do stolika i odsunął krzesło, na którym usiadłam, po czym zapalił małe, czerwone świeczki i nalał nam wina.
-Przygotowałeś się – mruknęłam cicho, kiedy podawał mi kieliszek.
-Na to wychodzi. – Stuknął swoim szkłem w moje i kucnął przy moich nogach. – Od razu wiedziałaś gdzie iść?
-Wcale nie wiedziałam. – Zaśmiałam się i upiłam łyk alkoholu. – Przez godzinę łaziłam bez celu.
-Ale trafiłaś.
-Bo stwierdziłam, że i tak to nie wyjdzie i weszłam do pierwszego napotkanego klubu.
-Przeznaczenie? – spytał z cwanym uśmiechem.
-Przypadek.
-Jasne, wmawiaj sobie. – Pociągnął moje krzesło tak, że klęczał między moimi nogami. Nie przestawał patrzeć mi w oczy i powoli pochylił się do mojej nogi. Delikatnie cmoknął odsłoniętą skórę i powiódł ustami wyżej. Głośno przełknęłam ślinę, ale nie potrafiłam się poruszyć. Jego dłonie zawędrowały na moje pośladki i przyciągnął mnie do siebie, opierając twarz o mój brzuch. Powoli wsunęłam palce w jego włosy i lekko drapnęłam szyję. Jego mruknięcie jeszcze bardziej mnie nakręcało. Całował mnie przez cienki materiał coraz wyżej, a kiedy doszedł do dekoltu, coś zaczęło piszczeć.
-Piekarnik. – Zwiedziony podniósł się z kolan. – Lubisz łososia i szparagi?
-Chyba lubię. – Uśmiechnęłam się. – A mogę najpierw do toalety?
-Jasne. – Wskazał mi głowa drzwi w głębi mieszkania.
Wcale nie miałam potrzeby skorzystania z łazienki. Chciałam dać sobie czas na ochłonięcie i uspokojenie ciała, które dawało zbyt wiele sygnałów na co czeka. Głęboko odetchnęłam i usiadłam na muszli. Odruchowo spojrzałam na bieliznę, na której były już ślady mojego podniecenia. Szlag! Nie miałam nic na zmianę. Zaśmiałam się sama z siebie i wyszłam z toalety. Jakub kręcił się przy blacie, a ja postanowiłam rozejrzeć się po mieszkaniu. Nie było duże, w zasadzie jeden duży pokój z aneksem kuchennym, typowe lokum dla kawalera. Było urządzone w loftowym stylu, na ścianach kawałki cegieł, drewniane meble przypominające te sprzed pięćdziesięciu lat i tylko kuchnia była bardzo nowoczesna. Mimo to, wszystko fajnie do siebie pasowało. Sypialnia, a w zasadzie duże łóżko oddzielone było od reszty mieszkania ścianką z luxferów, a na regale przy łóżku stało sporo książek. Podeszłam bliżej, chcąc zobaczyć, co kawaler czyta, ale zanim przeczytałam pierwszy tytuł, Kuba oparł się o ścinkę.
-Już w sypialni? – spytał zadziornie i zaruszał brwiami.
-Bardzo śmieszne. – Skrzywiłam usta i nie zwracając na niego uwagi usiadłam przy stoliku. Zanim zaczęliśmy jeść, Jakub stanął za moimi plecami i delikatnie zacisnął dłonie na moim karku. Przyjemny prąd przebiegł moje ciało, a z ust wyrwało mi się ciche jęknięcie. Poczułam na szyi jego usta i od razu objęłam jego głowę. Wcale nie miałam ochoty na jedzenie, on mi bardziej smakował. Robiło się coraz goręcej, a moje uda same się zaciskały. Kiedy już miałam ochotę zostawić w cholerę jedzenie i zająć się nim, odsunął się ode mnie i usiadł naprzeciwko.
-Wystygnie nam. – Wyszczerzył się głupkowato i domyślałam się o co mu chodziło. Nęcił mnie sobą, bo dobrze wiedział, jak na mnie działał.
Hamując oburzenie, wbiłam widelec w soczystą rybę i nie przestając patrzeć mu w oczy włożyłam ją do ust. Była idealnie doprawiona i upieczona. Skubany przewidział, że tu przyjdę, skoro miał już piekarnik ustawiony na odpowiednią godzinę. Zapobiegliwy. Kiedy wbiłam widelec w łodygę zielonego szparaga, przyszedł mi do głowy ciekawy pomysł. Nie ukroiłam małego kawałka, a uniosłam cały. Wsunęłam samą główkę do ust i patrząc Jakubowi w oczy, wkładałam ją powoli głębiej. Chłopak momentalnie przestał jeść, a po chwili głośno przełknął ślinę. Kiedy cała łodyga znajdowała się w moich ustach, zaczęłam ją wolniutko wyciągać, zaciskając wargi tak, żeby dokładnie otaczały warzywo. Cmoknęłam, kiedy główka wysunęła się spomiędzy moich ust i lekko uniosłam jedną brew.
-Pyszne to masełko – odezwałam się w końcu i dostrzegłam, jak Kuba oblizuje dolną wargę. Role się odwróciły i mimo że mnie samą ogarnęła niepohamowana chęć na igraszki, to chciałam go trochę przetrzymać.
Podskoczyłam, kiedy rzucił widelec na talerz i podszedł do mnie. Wiedziałam czego chce i zanim mnie dotknął, poderwałam się z krzesła i odeszłam kilka kroków.
-Zatańczymy? – szepnęłam, słysząc cichą muzykę.
Jakub z szerokim uśmiechem zwiesił głowę i seksownie kołysząc ciałem, podszedł bliżej. Bez wahania wziął mnie w ramiona. Jego zapach przenikał moje ciało i już wiedziałam, że przepadłam dla niego. Nic się już nie liczyło, byle nie wypuszczał mnie już z rąk. Głupio robiłam, bo szef nie uznawał takich związków w pracy, ale dla niego mogłam zrezygnować. Jego dłoń delikatnie dotykała dołu moich pleców, a palce co chwilę zahaczały o pośladki. Bujaliśmy się w rytmie powolnej melodii, a moje serce galopowało szybciej z każdą sekundą. Jego ciepłe oddechy wędrowały w górę mojej szyi aż dotarły do policzka. Ganiłam samą siebie, że czekam na kolejny krok, ale nie umiałam udawać, że jest mi obojętny. Kiedy zatrzymał się przed moimi ustami, spojrzał mi w oczy. Płonęły pożądaniem i podekscytowaniem, jakby to był jego pierwszy raz. Zresztą ja też się tak czułam. Z nim było inaczej, nawet na Teneryfie nie było między nami takiej chemii. Dygotałam w nadziei, że za chwilę zawładnie mną do końca i zaspokoi spragnione zmysły, ale on tylko albo aż na mnie patrzył.
-Pozwoli się pani pocałować? – wyszeptał, a mnie jakby poraził prąd. Napięłam mięśnie i nie potrafiłam ich rozluźnić. Kiwnęłam nieznacznie głową i już po chwili jego usta opierały się o moje. Ten pocałunek był wyjątkowy, czuły i subtelny. Nie goniliśmy do przodu, nie walczyliśmy ze sobą. Chłonęliśmy każdą sekundę, jakby była ostatnia w życiu i rozpalaliśmy się na nowo. Kuba pierwszy przyspieszył, ale wciąż nie był gwałtowny, spokojnie pogłębiał pocałunki, a jego dłonie zaczynały błądzić po moim ciele. Czułam go wszędzie jednakowo intensywnie, a chyba najbardziej tam, gdzie go jeszcze nie było. Kiedy powoli podciągnął dół mojej sukienki, drgnęłam. Oparłam dłonie na jego piersiach i mocno chwyciłam materiał koszuli. Cicho mruknął mi w usta i miałam już pewność, że też czeka. Nie zwalniając tempa, zaczęłam rozpinać maleńkie guziki na jego mostku. Naparł na mnie, opierając moje plecy o ścianę i podciągnął dół sukienki. Szybko pozbawił mnie ubrań i stałam przed nim w samej bieliźnie. Nie patrzył na mnie, a jednak miałam wrażenie, że zna mnie na pamięć. Wiedział dokładnie gdzie mnie czule dotykać, a gdzie ściskać do bólu. Kiedy mnie podniósł, bez namysłu zacisnęłam na nim nogi i usłyszałam tylko spadające na podłogę buty. Nasze mlaskania zyskiwały na sile i głośności, a ciche pojękiwania zwiastowały gorący koniec. Wciąż mnie obejmując, ułożył mnie w miękkiej pościeli i rozchylił kolanem moje nogi. Nie broniłam się, sama bardzo go pragnęłam. Kiedy się odsuwał, przyciągałam go do siebie i nie przestawałam całować. Nie wierzyłam, że to się dzieje i nie chciałam, żeby zbyt szybko się skończyło. W końcu jego usta zawędrowały do ubranego w koronkę biustu. Lizał mnie przez cienki materiał, a ja wyginałam plecy od nagłych i czasem bolesnych pieszczot. Wiedział co zrobić, żebym płonęła i wykorzystywał to. Sunął językiem w dół, zatrzymując się na chwilę przy pępku, a palcami potarł mokre już majtki. Jego mruknięcie mi schlebiało. Rozłożyłam nogi jeszcze szerzej, zapraszając go do siebie, a po sekundzie spojrzałam mu w oczy.
-Gotowa? – spytał lekko ochrypnięty i złączył na chwilę nasze usta.
Pokiwałam tylko głową, bo gardło miałam tak wyschnięte, że nie byłam w stanie mówić. Jednym ruchem wsunął palce pod moją bieliznę i dwoma palcami zrobił sobie miejsce do pracy. Nie musiał wiele się starać. Moja łechtaczka pragnęła jego palców i wręcz czułam jak pulsowała. Wystarczyło, że jej dotknął, a podniecający dreszcz przebiegł moje ciało. Jęknęłam, odchylając mocno głowę i poczułam go głębiej. Wchodził we mnie powoli i delikatnie. Wślizgiwał się głęboko do wnętrza płynnym ruchem, dbając nie tylko o swoją, a także moją przyjemność. Było przyjemnie, było mokro i duszno. Nasze oddechy mieszały się pomiędzy naszymi twarzami, a spojrzenia nie przestawały się krzyżować. To było to, na co czekałam. Pragnęłam takich rozkoszy na co dzień. Uniosłam lekko biodra, chcąc czuć go mocniej. Żelazny uścisk jego dłoni zwiększał się z chwili na chwilę, a nienasycone usta pieściły mój dekolt i biust. Kołysanie nie ustawało, a z każdym ruchem pogłębiała się między nami magiczna więź nie tylko ciał, ale i dusz. Pożądanie rozpływało się we wszystkich kierunkach mojego umęczonego ciała, a ruchy Jakuba nie zwalniały. Przestało być subtelnie i leniwie. Chwycił mocno moje biodra, a jego opuszki zatopiły się boleśnie w mojej skórze. Poruszał mną stanowczo, ale nie brutalnie, wiedział co robił. Nabijał mnie na siebie, a ja przy każdym pchnięciu czułam go dokładniej i głębiej. Gorąca fala zaczęła wzbierać gdzieś w podbrzuszu, a przyjemne kłucie przerodziło się w silny skurcz. Nie dałam rady dłużej. Zacisnęłam powieki, a dłonie na pościeli, wyrzucając z siebie orgazmiczny krzyk. Eksplodowałam w jego rękach, jednak nasz erotyczny taniec nie miał końca. Drżałam pochłonięta ekstazą, a kiedy poczułam wewnątrz siebie pulsowanie uniosłam nogi. Szybko oparł je na swoich przedramionach i kilkoma pewnymi ruchami powiódł nas na kolejny, tym razem wspólny szczyt. Orgazm trwał wieczność i długo nie mogłam uspokoić własnego ciała. Usta Kuby przesuwały się po mojej spoconej skórze, wywołując niesłabnące dreszcze, aż wreszcie trafiły na moje spragnione wargi. Nasz pocałunek był dziki i mokry. Głośno dyszeliśmy, dając upust emocjom i tęsknotom. Wstrzymałam oddech, kiedy powoli się ze mnie wysuwał i z satysfakcją spojrzałam w jego twarz. Był zmęczony i zaspokojony, dokładnie jak ja. Bez zbędnych słów ułożył się za moimi plecami i wtulił mnie w siebie. Jego oddechy były szybkie i urywane. Odwróciłam się do niego i tym razem sama go pocałowałam.
Kiedy otworzyłam oczy, Jakub jeszcze spał. Przypomniała mi się nasza noc i poczułam jak wstyd pali moje policzki. Zerknęłam na zegar wiszący naprzeciwko łóżka i cicho wysunęłam się z pościeli. Nie chciałam go budzić, bo było mi wystarczająco głupio przed samą sobą. On nie musiał mnie oglądać. Zabrałam z podłogi bieliznę i od razu ją założyłam, po czym na palcach poszłam do kuchni. Moja leżąca na podłodze sukienka, przypomniała mi wczorajszy wieczór i odruchowo odwróciłam się w stronę łóżka. Był cudowny taki nagi i mój. Podniosłam buty i jeden z nich upadł mi na podłogę. Z zaciśniętymi zębami spojrzałam na Kubę, ale na szczęście spał dalej. Kiedy podeszłam do drzwi przerzuciłam torebkę przez ramię i złapałam w palce zamek. Męska dłoń pojawiła się na drzwiach tak nagle, że podskoczyłam. Nie pozwolił mi się jednak odwrócić i z nosem w moich włosach zaciągnął głośno mój zapach.
-Dokąd? –szepnął trochę ochrypnięty.
-Muszę do domu. – Próbowałam się odwrócić, ale trzymał mnie zbyt mocno.
-Bez buziaka?
-Dostaniesz, jak mnie wypuścisz.
Jednym ruchem obrócił mnie przodem do siebie i nie czekając na nic, uniósł mnie i przycisnął do drzwi. Jego język zwinnie penetrował wnętrze moich ust, a dłonie zaciskały się w talii.
-Muszę… – Odepchnęłam go od siebie.
-Ja też. – Znów do mnie przywarł i podciągnął dół sukienki.
-Przestań – dyszałam, choć moje ciało mówiło coś zupełnie innego.
-Pięć minut – mruknął i podrzucając, posadził mnie sobie na brzuchu i zaniósł do kuchni. Szybkim ruchem odgarnął talerze i posadził mnie na stol. Dopiero teraz zobaczyłam, że był nagi. Nie potrafiłam się opanować. Szeroko rozchyliłam uda i przyjęłam go całego. Tym razem bardziej bolało, ale nie chciałam kończyć. Chciałam go czuć jeszcze mocniej. Faktycznie szybko nam poszło. Nasze podniecenie było już na takim poziomie, że kilka ruchów wystarczyło, żebyśmy wyjęczeli wspólny orgazm w nasze złączone usta. Jeszcze chwilę się we mnie poruszał i nie przestawał mnie całować. Bałam się tego. Pierwszy raz naszła mnie myśl, że to, co zrobiliśmy źle się skończy i o dziwo nie bałam się o siebie, a o niego.
Kiedy już się od siebie odkleiliśmy, wyszłam z mieszkania. W całkowitym zamyśleniu dotarłam do postoju taksówek i wsiadłam do pierwszej napotkanej, podając kierowcy adres. W domu oczywiście nie obyło się bez pytań i wyrzutów, a ja tym razem nie miałam niczego do powiedzenia. Nie wiedziałam co się ze mną w ciągu kilku minut stało. Najpierw euforia i boski orgazm, a później nagle totalna depresja. Cały dzień odsuwałam od siebie czarne myśli i starałam się zajmować czymś głowę. Nie było to łatwe zwłaszcza w pracy, w której odwiedził mnie Jakub. Jasnym było, że nie mogliśmy pokazać co nas łączy i zamieniliśmy ze sobą raptem kilka oficjalnych zdań. Co prawda nasze spojrzenia mówiły czasami zbyt wiele, ale miałam nadzieję, że w tłumie nikt tego nie zauważy. Jakub kilka razy specjalnie wchodził za bar, żeby się o mnie otrzeć, a mnie za każdym razem raził podniecający dreszcz.
-Idź stad – mruknęłam, udając że szukam czegoś pod barem.
-Nie mogę.
-Czemu? – Uważając, żeby nikt nas nie zauważył, zaczęłam ustawiać szklanki na tacy.
-Bo ty tu jesteś.
-Czubek. – Uśmiechnęłam się nieznacznie i ruszyłam w tłum.
Bywał w klubie prawie codziennie, nawet wtedy kiedy z nim nie rozmawiałam, to siadał przy barze. Udawał zainteresowanie lokalem, trochę tańczył, ale był, i to mnie niepokoiło. Zdradzenie się było tylko kwestią czasu. Każdy wolny dzień spędzałam z nim, najczęściej w jego mieszkaniu i nie powiem, że oglądaliśmy filmy. Cieszyliśmy się sobą, bliskością i zaspokajaliśmy swoje pragnienia. Robiło się poważnie, zbyt poważnie i zaczynałam zastanawiać się nad zmianą pracy. Nie mówiliśmy wprost o uczuciach, ale znaliśmy je. Poza pożądaniem łączyło nas coś wielkiego, coś pięknego. Jakub każdego dnia zapewniał mnie, że jestem jedyną w jego życiu i że nigdy nikt nie zajmie mojego miejsca, ale ja miałam obawy. Lęki mnie nie opuszczały nawet kiedy był we mnie, wtedy bałam się jeszcze bardziej.
Od rana chodziłam nabuzowana, wszystko leciało mi z rąk i nie mogłam pozbyć się wrażenia, że zaraz coś spadnie z nieba. Do pracy wyjątkowo pojechałam wcześniej. Nie wiedziałam co powiem, liczyłam że nikt nie zauważy. Od razu wpadłam w wir, wynajdując sobie obowiązki i zaległości do odrobienia. Stałam przy barze z notesem, spisując drobiazgi do dokupienia, kiedy podszedł mój szef.
-Masz tu kalendarz? – spytał spokojnie i sięgnęłam ręką po duży notes oprawiony w skórę. Facet przez chwilę wertował kartki i z uśmiechem rzucił kalendarz na blat. – Nie będzie mnie teraz w klubie, mam trochę spraw do załatwienia, a za miesiąc biorę tydzień wolnego, więc sami sobie musicie poradzić.
-W porządku – odparłam i pomyślałam, że to to tak na mnie od rana działało. – A stało się coś? - Nie wiem dlaczego spytałam, ale nie dawało mi to pokoju.
-Nie. – Pokręcił głową, ale widziałam, że się kryguje. – Syn się żeni i mamy trochę pracy.
Zamarłam na jego słowa, bo Jakub nie wspominał o rodzeństwie. Przełknęłam ślinę i starałam się wyglądać naturalnie.
-To ważne wydarzenie. – Pokiwałam głową. – A ile ma pan dzieci?
-Tylko Kubę, żona nie chciała więcej. – Dobił mnie. Stałam jak słup, nie mogąc wykrzesać z siebie niczego, nawet jednego słowa. W końcu się ocknęłam i zdobyłam na szeroki uśmiech.
-Gratuluję.
-A dziękuję. Jagoda to piękna, mądra dziewczyna. No i do tego z dobrego domu. – Uniósł dumnie głowę i wypiął pierś, jakby to on się z nią żenił.
-To pewnie niedługo wnuki, co? – Starałam się brzmieć naturalnie, jednak żal łamał mi głos.
-No właśnie dlatego musimy wszystko przyspieszyć, bo okazało się, że jest w ciąży. – Zaniemówiłam i tylko stałam z otwartymi ustami. – Wczoraj przy kolacji nas poinformowali.
-To w takim razie podwójne gratulacje. – Wydukałam w końcu i nie pozwoliłam popłynąć łzom. – Niech się pan nie martwi, wszystkiego dopilnujemy.
-Mam nadzieję. Musze jechać. – Nie czekając na nic poszedł do drzwi, a ja dopiero teraz pozwoliłam wypłynąć emocjom na wierzch. Zacisnęłam powieki, próbując choć trochę ochłonąć, ale bezskutecznie. Nie mogłam się powstrzymać i uciekłam do toalety. Siedziałam na klapie sedesu, podrygując szybko nogami i zaciskałam dłonie na ustach. To niemożliwe, to kurwa niemożliwe!!!
Kiedy opanowałam swój organizm, wróciłam na salę. Tym razem nie umiałam ucieszyć się na widok Kuby. Obojętnie go minęłam i stanęłam za barem.
-Coś podać? – spytałam.
-Panią – szepnął bezgłośnie.
-Pani nie jest zainteresowana. Coś poza tym?
-Stało się coś? - Zszedł z hokera i bezczelnie patrzył mi w oczy.
-Nie. U mnie wszystko w porządku. A u ciebie?
-Też. – odparł bez najmniejszego zastanowienia.
-A wiesz, że ja słyszałam, że ty masz sobowtóra? No! Ponoć żeni się za miesiąc, bo jego narzeczona jest w ciąży. Ciekawe, co by się stało, jakby się dowiedziała, że jej facet ma inną. – Drżał mi podbródek, kiedy tak pusto na mnie patrzył.
-Kochanie to wszystko nie tak.
-Jasne że nie tak, nic nie jest tak! – krzyczałam szeptem, bo nie chciałam skandalu. – Wykorzystałeś mnie.
-Nieprawda, bardzo cię kocham.
-Ją też? Zrobiłeś jej dziecko z miłości do mnie?
-To biznes. – Chwycił moją dłoń, kiedy próbowałam odejść. – Ojciec zapisał mi wszystko pod warunkiem, że się z nią ożenię, to córka jego kolegi, znamy się od dziecka. Umówiliśmy się, że się hajtniemy, żeby odziedziczyć ich majtki, potem machniemy rozwód i życie jak w bajce!
-No i tak będzie.
-Wikunia. – Znów mnie do siebie przyciągnął. – Nie będę ci mówił, że z nią nie spałem, spałem, ok? zabezpieczaliśmy się, ale najwyraźniej coś nie pykło.
-Pykło, właśnie pykło. – Zaśmiałam się histerycznie.
-To było zaraz przed tym, jak się poznaliśmy. Nie mogę jej teraz zostawić samej, nosi moje dziecko.
-A co, gdybym ja też była w ciąży? – spytałam chłodno, a on aż pobladł.
-Jesteś?
-Na moje szczęście nie, ale wiesz co? Nawet gdybym była, to nie powiedziałabym ci o tym. Nie chciałabym, żeby moje dziecko miało takiego ojca jak ty. Przykro mi Kuba. – Wysunęłam swoją rękę z jego uścisku. – Bardzo mi przykro, bo wierzyłam, że stworzymy świetną parę, że się dogadujemy. – Wzięłam głęboki wdech. – Kurwa, myślałam, że coś do mnie poczułeś, a ty chciałeś mnie tylko zaliczyć!
-Nie mów tak, zależy mi na tobie. Rozwiodę się z nią i …
-I będziecie mieli dziecko. Nie rozbijam związków, pamiętasz? Nie zobaczymy się już nigdy więcej. Kolejny raz schodzę komuś z drogi, ale takie najwyraźniej moje przeznaczenie.
Przez jakiś czas Jakub nie pojawiał się w Teneryfie. Strasznie mi go brakowało, jego spojrzeń i uśmieszków. Niestety, kiedy tylko przypominałam sobie co robił z tamtą, wspomnienia zastępowała fala gniewu. Wegetowałam między pracą a gderaniem Józka, który wcale mnie nie oszczędzał. W wolnym czasie szukałam innej pracy, bo nie miałam zamiaru widywać się z tym gnojem. Czas mijał mi na wspomnieniach i płaczu. Byłam totalnym życiowym przegrywem i było mi wstyd przed sobą, że zaufałam, mimo że miałam tego nie robić. W wolny wieczór wyszłam w miasto. Nie chciałam imprezować, chciałam pooddychać. Szłam z tekturowym kubkiem małymi uliczkami i mimowolnie uśmiechnęłam się na widok rozbawionych dziewczyn, które pozowały na rynku do zdjęć. Wieczór panieński, panna młoda była w koronie i welonie, a koleżanki z krótkich różowych sukienkach i z szarfami. Śpiewały i piszczały w głos, pijąc co chwilę szampana prosto z butelek. Trochę im zazdrościłam. Może nie ślubu i imprezy, ale tego, że miały siebie. Ja miałam tylko Dominika.
-Już nie mogę! – zawołała panna młoda.
-Pij! – poganiały ją koleżanki. – Wyjdziesz za mąż, zaraz zaciążysz, to kiedy później będzie okazja się skuć?
Panna młoda zataczała się już nie tylko od śmiechu, ale i alkoholu, ale wzięła jeszcze butelkę i z uniesioną na wyprostowanej ręce, poszła w stronę knajpy. To jest życie, mnie nie czeka ani ślub, ani panieński. Może nie szkoda.
Tydzień minął mi na unikaniu spotkań z byłym kochankiem. Jak na złość codziennie bywał w klubie i zawsze coś do mnie miał. Wypełniałam swoje obowiązki, tak jak miałam w umowie i nie robiłam niczego ponad to. Wiedziałam, że on liczy tylko na kontakty ze mną i nie chciałam tego ciągnąć.
-Posłuchaj – zaczęłam, kiedy zostaliśmy sami – odchodzę z pracy.
-Co?
-To, co słyszysz. Nie dam dłużej rady. Znalazłam już nową pracę i zaczynam od przyszłego tygodnia. Wypowiedzenie złożyłam jakiś czas temu twojemu ojcu.
-Nic mi nie powiedział.
-Może nie uznał tego za coś ważnego.
-Przeciwnie, on cię bardzo szanuje i ceni.
-Chyba nie – burknęłam. – Tak czy inaczej za tydzień mnie tu nie będzie.
-Nie odchodź. Nie przeżyję bez ciebie. – Położył dłoń na moim policzku.
-Będziesz miał zajęcie. Ojcostwo, to nie bułka z masłem, jeszcze się przekonasz. Życzę ci powodzenia i… - zawiesiłam lekko głos – bądź z nią szczęśliwszy niż ze mną, o ile ze mną w ogóle byłeś. – Nie czekając, aż wybuchnę płaczem, wybiegłam w ciemną noc i widząc podjeżdżający autobus, od razu do niego wskoczyłam.
Całą drogę ocierałam policzki z łez. Tak strasznie było mi źle, tak strasznie chciałam, żeby to była nieprawda. Józek na mój widok tylko pokręcił głową i położył się ze mną na łóżku, kołysząc w swoich ramionach, jak małe dziecko.
Dzień ślubu Kuby był jednym z gorszych w moim życiu. Trzymałam w ręce słoik z oceanem i przypominałam sobie, jak się wtedy czułam, jak się zdobywaliśmy, jak walczyliśmy o wzajemną uwagę i jak mnie pierwszy raz pocałował. No nic, trzeba było wrócić do świata i pierwsze, co zamierzałam zrobić, to pozbyć się pamiątek. Wyjęłam z szuflady torebkę prezentową i włożyłam do niej słój z Teneryfą. Założyłam elegancka sukienkę i kurtkę, i nie mówiąc nic Dominikowi, wyszłam z domu. Do kościoła podjechałam jeszcze przed młodymi. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią i że wszystko wiedzą. Kiedy podjechała limuzyna, moje serce się zatrzymało. Każda sekunda trwała w nieskończoność i dopiero kiedy go ujrzałam, wzięłam nerwowy oddech. Mój facet z inną, nie mogłam tego podarować. Od razu mnie dostrzegł, ale nie podszedł, obejrzał się na narzeczoną, a ja zmarszczyłam lekko brwi. Nie chciałam czekać do ceremonii i pierwsza do niego podeszłam. Nie spuszczałam wzroku z jego kobiety i wciąż gdzieś z tyłu głowy kołatały mi się głupie myśli.
-Cieszę się, że przyszłaś – odezwał się pierwszy, ale nie brzmiał jak szczęśliwy pan młody. – Poznajcie się proszę.
-Wiktoria. – Wyciągnęłam do niej dłoń.
-Jagoda. – Znałam ten głos, znałam i pamiętałam.
-Możemy porozmawiać? – Przeniosłam wzrok na Jakuba.
-Tak, ja pójdę do świadkowej poprawić makijaż. – Przewróciłam oczami, kiedy odeszła.
-Kochanie nie patrz tak…
-Ona nie jest w ciąży. – Pochyliłam się, tak żeby nikt mnie nie słyszał.
-Co?
-Normalnie, nie jest! Widziałam jak piła na rynku z koleżankami, mówiły, że zajdzie zaraz po ślubie! Oszukuje cię!
-Wiki, rozumiem, że jesteś rozżalona, ale to ….
-Przysięgam!
-Nie sądziłem, że możesz… – Pokręcił z lekceważeniem głową i zrozumiałam, że to na nic. On jej ufał bardziej niż mnie. To kończyło wszystko raz na zawsze.
-Proszę. – Podałam mu torebkę. – Na nową drogę życia. Życzę wam szczęścia i pomyślności.
-A co to?
-Teneryfa – mówiłam, już płacząc. – Nie chcę jej. Nie chcę niczego, co ma jakikolwiek związek z tobą i z tym, co czułam do dzisiaj. Wierzyłam, że mnie chciałeś, że dasz mi szczęście. Strasznie się pomyliłam i przepraszam, że zajęłam ci czas. Mogłeś w tym czasie dbać o nią, skoro zależy ci właśnie na niej. Ja nie mam prawa burzyć…
-Przestań – przerwał mi. – Jesteś…
-Nie twoja. – Nie przestawałam płakać. – To niewielka strata. Będziesz miał rodzinę, to jest najważniejsze.
-Nie mogę wybierać.
-Wiem - uśmiechnęłam się czule. – Dobrze wybrałeś. – Spojrzałam na gapiących się na nas ludzi. – Kocham… Kochałam cię, niepotrzebnie zresztą. A teraz idź do niej i bądź najlepszym mężem. – Odwróciłam się szybko i wsłuchując się w stukot obcasów, zniknęłam za rogiem.
Walczyłam ze sobą. Stałam między powrotem do domu a powrotem do kościoła. Chciałam słyszeć jego przysięgę, chciałam na własne oczy zobaczyć, jak wybiera tamtą. Kiedy ludzie z placu zaczęli wchodzić do kościoła, podeszłam bliżej i niepostrzeżenie wślizgnęłam się do wnętrza. Państwo młodzi siedzieli już przed ołtarzem, a ja nie odwracałam wzroku od jego pleców. Pragnęłam, żeby się odwrócił, żeby ten ostatni raz na mnie spojrzał, ale nie, co chwilę pochylał się do przyszłej żony. Zazdrościłam jej i nienawidziłam jednocześnie. Kiedy przyszedł czas ślubowania, zatrzymałam powietrze w płucach, nie chcąc zagłuszać jego słów oddechami. Zanim złożyli przysięgi, Jakub zbliżył się do niej i z czułością pocałował jej policzek. Był przy tym taki naturalny, że nie mogłam nie wierzyć w jego uczucia. Jagoda bez zawahania powtórzyła całą regułkę i z szerokim uśmiechem czekała na Kubę, ja również czekałam. Kiedy już miał się odezwać, odwrócił głowę. Miałam wrażenie, że patrzył właśnie na mnie. Kiedy ksiądz podsunął mikrofon przed jego twarz wziął głęboki oddech.
-Ślubu nie będzie – odezwał się, a ja niczego nie czułam, jakbym umarła na kilka sekund. Stałam wpatrzona w niego i tyle. – Przykro mi, ale jestem zmuszony przerwać ceremonię, może Jagódka to państwu wytłumaczy, bo ja nie umiem. – Puścił jej dłoń i nie zwracając uwagi na zatrzymującego go ojca, ruszył w moją stronę. Nie odzywałam się, kiedy się przede mną zatrzymał, po prostu na niego patrzyłam.
-Będziesz mnie kochać takiego biednego? – Przechylił lekko głowę na bok i uniósł kącik ust w rozkosznym uśmiechu.
-Kochałabym cię nawet bogatego. – Ocknęłam się nagle i chwyciłam wyciągniętą do mnie dłoń.
Kiedy wychodziliśmy z kościoła, dochodziły do nas głosy rodziców i płacz Jagody, jednak nic nas nie zatrzymało. Kuba zaciskał na mnie swoją dłoń, a kiedy zbiegliśmy ze schodów, gwałtownie mnie zatrzymał.
-Dziękuję, że przyszłaś. – Ujął w dłonie moją twarz i zbliżył się do ust. – I przepraszam, że do tego w ogóle doszło.
Nie dał mi dojść do słowa, złączył nasze usta, a ja ponownie poczułam uspokajającą mnie woń. Nie potrzebowałam zapewnień, nie chciałam wyznań i przysiąg. Ta chwila mówiła nam wszystko to, czego nie powiedzieliśmy sobie do tej pory.Koniec
CZYTASZ
Randka (nie)planowana
Short StorySzybki zakład, krótka znajomość i obawy, które stają się rzeczywistością. Czy coś stanie na drodze bohaterom?