dziecko, które nie widziało gwiazd

64 15 13
                                    

Faustyna czuła że gdy otworzy oczy, widok będzie taki sam jak pod powiekami – ciemność, przytłaczająca ją ze wszystkich stron ciemność. I ból. Ból tak potworny, że bała się ruszyć, nawet oddychać.

Dom na Alei Gwiazdozbiorów przestał być dla niej piękny. Nie był marzeniem licealistki, planem studentki i codziennością wykładowczyni z UKSW. Był koszmarem kobiety, która straciła dziecko.

Skuliła się na łóżku przyciskając zaciśnięte dłonie do klatki piersiowej i zatrzęsła się z rozpaczy, która targała nią mocniej niż Listopad, gdy leżała pod murem, modląc się by umrzeć. A teraz nie ona umierała. Nie ona, tylko maleńki chłopczyk którego nosiła pod sercem, któremu wybrali imię, dla którego stało w ich sypialni łóżeczko. Wiedziała że gdy otworzy oczy to je zobaczy. Ale chłopczyka nie.

Ta myśl zabolała ją tak bardzo, że skuliła się jeszcze mocniej i zatrzęsła z zimna. Była sama. Gdy tylko Józef odebrał ją ze szpitala, wyszedł z domu i od kilku godzin nie wracał. Gdy jechali z Warszawy do domu, nic nie mówił. Nawet na nią nie patrzył. A ona tak bardzo go potrzebowała, tak bardzo pragnęła, by był przy niej. Ten krzyż był dla niej za ciężki.

Wiatr wpadł przez okno i uderzył ją w kark, na co kobieta jeszcze silniej zacisnęła dłonie. Karuzela przy łóżeczku poruszyła się delikatnie i Faustyna usłyszała cichy dźwięk dzwoneczków. Nie mogła go znieść, chciała ogłuchnąć, zniknąć. Chciała umrzeć zamiast Franciszka.

Podniosła się machinalnie i podeszła do łóżeczka, ale zanim zdążyła coś zrobić upadła przy nim na kolana i rozpłakała się. Zacisnęła dłonie na szczebelkach i trzęsła się od płaczu.

– Synku... Moje maleństwo, moje kochanie najdroższe, najsłodsze... – łkała opierając głowę na łóżeczku. – Gdybym była ostrożna, gdybym wiedziała... – Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło.

To wszystko zadziało się tak szybko. Wracala samochodem z uczelni i straciła panowanie nad kierownicą. Nie wiedziała, co było dalej, czuła tylko ogromny ból w podbrzuszu, z czoła leciala jej krew. Zemdlała, gdy dostrzegła ją na palcach. A potem był szpitalny chłód i biała sala. Milczenie Józefa. Lekarz, który powiedział, że Franka nie ma. Zamiast niego był Ból. Dla niego nie miała łóżeczka.

– Prze...przepraszam cię, skarbie... Franusiu... Gdybym mogła cofnąc czas... Umrzeć zamiast ciebie... Synku, zrobiłabym wszystko, żebyś ty żył... Żebyś tu był... Żeby twój ojciec mi wybaczył... Skarbie... – Puściła dłoń i tylko płakała trzęsąc się z zimna i łez.

– Faustyna? – Usłyszała po dłuzej chwili i odwrocila sie w strone Józefa. Lekarz stał w progu i patrzył na jej zapłakaną twarz, czerwone oczy, spuchnięte i pełne łez. Na drzące dłonie i ciało, które telepało się z rozpaczy.

– W... wybacz mi – Spuściła głowę, zakrywając twarz dłońmi. – Pprzepraszam... – Skuliła się przy łóżeczku, a wiatr znów poruszył karuzelą. Józef drgnął na ten dźwiek i poczul ze mu niedobrze.

Początkowo czuł nienawiść w stosunku do Fau, a moze to za mocne słowo. Czuł smutek, wielki smutek, gdy zadzwoniono do niego by przyjechał do szpitala. Doktor Chomikowski wyglądał tak, jakby miał dla niego same najgorsze wieści i Józef nie wiedział czy bardziej zabolałoby go gdyby Faustyna umarła czy zabolało to, że Franek miał nigdy nie zobaczyć Sercowa, gwiazd ani jego.

Nie odezwał się do niej słowem odkąd wrócili i wciąż myślał nad tym wszystkim. Co mial jej powiedziec? Ze chwilę temu modlił się, krzycząc na Boga, ze zabrał mu kawałek miłosci? Choć przeciez mogl stracic swoją  największą milosc. Mógł. A ta milosc leżała teraz na podłodze i płakała, prosząc go, by jej wybaczył. Co miał wybaczyć? Strach, ból i rozpacz?

Choć był wściekły, choć szalał z rozpaczy to podszedł do Faustyny i uklęknął obok niej, podnosząc kobietę i opierając na swojej piersi. Jej łzy wsiąkneły w jego koszulę i poczuł, że rudowłosa się trzęsie.

– Fau, kocham cię. Kocham cię... – szepnął.

– A-ale ja... – rozpłakała się jeszcze bardziej.

– Wiem. To nie twoja wina, kochanie. Nie twoja wina... Już cicho. Cichutko, kochanie. Już dobrze... – Oparł brodę na jej głowie i zamknął oczy. Jej dotyk powoli go uspokajał, choć dalej waliło mu serce. Serce, które pekło bo ktoś miał w nim mieszkać i tak się nie stało. Bo jedno dziecko nie zobaczyło gwiazd.


nie mam pojęcia dlaczego to powstało, ale czułam ze potrzebuje zobaczyc co czulabym przy takiej scenie i AWRI PRZYSIEGAM ZE CIE ZNAJDE JESLI WYKORZYSTALAS TEN SAM MOTYW W RZECE, Z N A J D Ę

a teraz popłaczmy z Fau

dawno nie pisałam niczego do TS, tęskniłam trochę tbh

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 04, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

dziecko, które nie widziało gwiazd [TS fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz