65

2.5K 112 35
                                    

- Na pewno nie zostaniecie na obiad? - spytała z nadzieją kobieta, kiedy ubrani w kurtki staliśmy już w przedpokoju. Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Blondyn poszedł za moim krokiem i przytulił swoją mamę.

- Naprawdę musimy już wracać do Warszawy. - odparł, a kobieta lekko się zasmuciła. Po tacie Kinniego również widać było, że chciał żebyśmy zostali. Niestety obowiązki czekają. - Obiecuję, że wpadniemy za niedługo. Trzymajcie się.

- Bezpiecznej drogi, dzieciaki.- uśmiechnął się Pan Jakowski i pożegnał się z nami. Po nim zrobiła to też jego żona. 

- Do widzenia! - pomachałam im jeszcze, po czym Wiktor przepuścił mnie w drzwiach i opuściliśmy dom. Wolnym krokiem ruszyliśmy na spacer pod blok Łukasza, gdzie blondyn zostawił wczoraj swój samochód. - Muszę przyznać, że było fajnie. 

- Jestem w szoku, że wszystko się ułożyło. - odparł szczerze i złączył nasze dłonie. Uśmiechnęłam się na ten widok i ścisnęłam lekko jego rękę. - Myślę, że jednak spodobałaś się mojej mamie. Dawno nie widziałem, żeby była taka miła. 

- Cóż, widocznie jestem jednak dobrą kandydatką na synową. - stwierdziłam skromnie i wzruszyłam ramionami. Blondyn zaśmiał się i przewrócił oczami, ale przyciągnął mnie bliżej siebie. 

- Lepszej już dla niej na pewno nie znajdę. - powiedział po chwili i spojrzał na mnie uśmiechnięty. Przygryzłam lekko wargi i spuściłam głowę w dół, bo poczułam jak zaczynam się rumienić. 

- Kiedyś Ci to przypomnę. - odparłam w końcu i dalej spacerowaliśmy w ciszy, ale takiej przyjemnej. Uwielbiałam to, że nawet po prostu będąc obok niego nie czułam się znudzona. Jego obecność wystarczała.

*

28.10.2021

Czwartek. Nie przepadałam zbytnio za tym dniem, bo był po prostu bezsensowny. Miałam też wtedy najbardziej nudne zajęcia. Jedyny plus był taki, że szłam do domu przed 14:00, dlatego zostawała mi jeszcze połowa dnia. 

Dziś było tak samo. Wróciłam do mieszkania i zabrałam się za zrobienie jakiegoś obiadu dla naszej dwójki. Postawiłam na zupę krem z warzyw, które akurat miałam w lodówce.

Wiktor zapewne był w studiu. Od kilku godzin nie było z nim kontaktu, dlatego stawiałam, że czymś się właśnie zajmował. W końcu kolejna edycja startera zbliżała się wielkimi krokami, a on tak właściwie nie zrobił nic oprócz ogarnięcia tekstu. 

- Jestem! - usłyszałam po kilkudziesięciu minutach. Nawet nie zauważyłam, że zleciało już tyle czasu. Obiad był już praktycznie gotowy, dlatego odłożyłam drewnianą łyżkę i ruszyłam do przedpokoju, gdzie blondyn zdejmował buty. Widząc mnie uśmiechnął się szeroko, podszedł i objął mnie w talii. 

- Zrobiłam nam jedzenie, chodź bo wystygnie. - pocałowałam go w policzek, złapałam za rękę i pociągnęłam w stronę kuchni. Ten jednak zatrzymał mnie w miejscu. 

- Czekaj, muszę najpierw zdjąć bluzę. - przez ten cały czas chłopak miał na sobie czarną, grubą bluzę, a na głowie założony miał kaptur. Westchnęłam, jednak poczekałam aż się rozbierze. Nie rozumiałam jednak po co byłam mu potrzebna.

Mozolnie przeciągnął ubranie przez swoją głowę, a następnie poprawił włosy i spojrzał na mnie zadowolony. Mi zaś chyba wyrzuciło oczy z orbit. Spodziewałam się wszystkiego, ale na pewno nie tego.

- Kurwa, co ty zrobiłeś? - parsknęłam i podeszłam do niego. Przeczesałam dłonią jego nowe, platynowe włosy i nie mogłam wyjść ze zdziwienia. Przyznam szczerze, że mimo wszystko wyglądał przystojnie w tym odcieniu blondu i grzywce. 

Lavender | Kinny ZimmerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz