Siedziałam na krawężniku i bawiłam się kluczykami do auta. Słońce zdążyło przypiec już mój kark. Wstałam, żeby rozprostować kości. Usłyszałam kroki więc szybko odwróciłam głowę. W moją stronę biegł jakiś przystojniak w garniturze, a za nim truchtała krzycząc panna młoda. Wyglądało to dość zabawnie. Chłopak zbliżył się wrzeszcząc : "Taxi!!". Otworzyłam drzwi i szybkim ruchem zaprosiłam do środka. Wpadł zdyszany.
- Cropley Street 23 poproszę - oznajmił z uroczym uśmiechem.
- Już się robi kochasiu. - powiedziałam rozbawiona
- To nie jest śmieszne. Ta kobieta to wariatka. - oburzył się - Ja jestem wolnym człowiekiem, a ona chciała mnie zmusić do ślubu.
- Oooo naprawdę współczuję - stwierdziłam z ironią - na pewno dałeś jej ku temu powody.
Chłopak wyszczerzył zęby bawiąc się obrączką.
- Moja piękna, miałaś mnie tylko dowieść na miejsce. Nie potrzebuję spowiedzi aniołku. - wyszeptał patrząc prosto w moje oczy
Z wrażenia prawie nie zauważyłam czerwonego światła. Przyznam, nie dziwię się tej lasce, ze chciała go zaciągnąć przed ołtarz. Ma w sobie to coś.
Po pięciu minutach jazdy w ciszy byliśmy na miejscu. Wręczył mi banknot do ręki i puścił oczko.
- Musze to jakoś odreagować - dorzucił na pożegnanie zatrzaskując drzwi.
Odprowadziłam go wzrokiem. Wszedł do jakiegoś pubu.Oddałam się rozmyślaniu. Była już 15 więc skończyłam pracę. Normalnie jestem tłumaczem, ale przez ostatni tydzień byłam taksówkarzem. Mój przyjaciel musiał wyjechać. Po chwili zrozumiałam, ze patrze w stronę, w którą udał się ten chłopak już od 2 minut. Szkoda, że już się nie zobaczymy.
Ruszyłam gwałtownie i usłyszałam brzęk metalu. To ta obrączka.
Może jednak będzie okazja do ponownego spotkania :)