Słodki smak soku dyniowego połaskotał podniebienie Harry'ego.
Musiał wyglądać naprawdę dziwnie, zaciskając pięści tak, że kubkowi, który trzymał w dłoniach, pewnie wiele nie zostało, jednocześnie delikatnie spoglądając na stół Domu Slytherina zza okrągłych szkiełek, odbijających łagodne światło tysiąca świec unoszących się pod sufitem.
Przytaknął trochę nieprzytomnie na słowa siedzącego obok Rona, którego od paru chwil już nie słuchał, będąc pogrążonym we własnym świecie.
Jedynie dwie osoby doszczętnie zajmowały wtedy jego głowę i uwagę. Tyle, że o jednej myśleć wcale nie chciał, a drugiej dałby wszystko, żeby tylko przestała ukrywać się w jego wyobraźni i tu i teraz obdarzyła go uśmiechem.
Trochę mocniej zacisnął pięści, trochę bardziej nachylił się w stronę stołu Ślizgonów, biorąc kolejny łyk z kubka, który, gdyby tylko mógł, już wyrwałby się i uciekł jak najdalej.
Jedna z tych osób wiercących mu dziurę w głowie weszła do Wielkiej Sali. Ginny jak zwykle sprężystym krokiem, z pewnym siebie uśmiechem podeszła do reszty Gryfonów, z beztroskim Cześć wpychając się między brata a Harry'ego.
Okularnika to zirytowało i chyba nikogo już nie zaskoczy, że to nie ona była słodyczą opływającą jego zmysły, ilekroć na nią patrzył.
Nawet jeśli spotykali się od pół roku.
Gryfonka pochyliła się delikatnie, żeby, jak to miała w zwyczaju, teatralnie cmoknąć go w policzek, ale on ani na nią nie spojrzał, ani pierwszy raz jej na to nie pozwolił. Odsunął się tylko nieznacznie, ściągając na siebie zdzwione spojrzenia zarówno jej, jak i Rona. Na twarz Ginny szybko jednak ponownie wypłynął charakterystyczny dla niej uśmieszek.
- Nargle cię pogryzły? - zapytała z nutą żartu w głosie, opierając policzek na dłoni i rzucając okiem na stół Krukonów. - W porządku? - dodała, marszcząc brwi i kładąc dłoń na jego ramieniu, kiedy Harry nie odpowiedział.
Nie zrobił tego też przez następne parę sekund, dokańczając tylko swój sok dyniowy. Spojrzał w końcu na nią raczej zobojętniały, ale w tej samej chwili wstał.
- Trochę za dużo słodyczy jak na jedną chwilę - stwierdził, spoglądając gdzieś w bok, jak Ginny się domyślała, na swój pusty już kubek. Roześmiała się, doszukując się w tych słowach jednego z jego "kultowych" żartów.
Ale on ani nie żartował, ani nie mówił o żadnym soku.
Miał serdecznie dość mówienia, że ją kocha. Bo nie kochał.
Miał dość przymusu skupiania się na niej, kiedy myślał o kimś innym.
Dość chodzenia na randki, na których wcale nie chciał być. Nie z nią.
Dość oszukiwania wszystkich wokół i samego siebie, że którykolwiek jego uśmiech był szczery.
Dość bycia z siostrą przyjaciela, tylko dlatego, że właśnie nią była. Ron to zrozumie. Będzie musiał. A jeśli nie, on w zupełności mu wystarczy.
Bo wpatrujące się w niego te śliczne oczy, kiedy zabrał swój plecak i opuścił Wielką Salę, nie były wytworem jego bujnej wyobraźni, nie?
Kierował się do jednej z hogwarckich wież, gdzie usiadł w końcu na pierwszym stopniu drabiny prowadzącej do klasy profesor Trelawney, czekając na innych uczniów Domu - ale wcale nie tych z Gryffindoru.
Do zajęć zostało ponad pół godziny, więc miał wystarczająco czasu, żeby wszystko przemyśleć - nawet jeśli to pięć minut zupełnie wystarczyło mu, żeby poukładać sobie w głowie coś, czego nie umiał od tygodni. Przeklinał się w duchu, że charakter wcześniej nie pozwalał mu postanowić czegoś, czego przecież tak chciał, a czym zraniłby Ginny i naraziłby się na złość przyjaciela.
CZYTASZ
Słodki || drarry one shot
FanfictionNie ma nic słodszego od miłości. No, chyba że sok dyniowy. Art z okładki nie należy do mnie.