Prolog
Nikt z nas nie wie, która godzina spośród tych wszystkich godzin mijających nam w ciągu życia będzie tą, która wpłynie na nasz los i zmieni jego bieg. Popadamy w rutynę, poddajemy się tym samym czynnościom bez przykładania do nich większej wagi i przytomniejemy dopiero, kiedy rozszalały wir wciąga nas w sam środek swojego cyklonu. Dla jednych jest nim nagły kryzys czy nieszczęśliwy wypadek, podczas gdy dla innych jest to pozytywna zmiana lub poznanie kogoś.
Skupmy się na chwilę na tym ostatnim przykładzie – poznanie kogoś. Każdy człowiek jest chodzącym naczyniem pełnym doświadczeń, historii i przeżyć, które go ukształtowały. Ma swoje upodobania, interesuje się konkretnymi rzeczami, zachowuje się tak, a nie inaczej i nagle, często bez ostrzeżenia, zderza się ze ścianą w postaci innej osoby. Co może z tego wyjść? W końcu na początku nikt nie wie, w którą stronę pociągnie nas ta jedna, nierzadko przypadkowa postać. Czy będzie to uskrzydlający lot ponad chmury, a może bezprecedensowe zesłanie na samo dno?
– Marion, szef wzywa cię do siebie. – Zagląda do mojego pokoiku nowoprzyjęty chłopak, którego imienia za Chiny Ludowe nie pamiętam.
– Dobrze, jasne. Już idę.
Proszenie go o przypomnienie po raz piąty byłoby dość niegrzeczne, prawda?
Zapisuję szkic maila, którego pisałam do dealera samochodowego spod Monachium w sprawie wyjątkowego modelu ekskluzywnej, tuningowanej limuzyny, którą zamarzyła sobie pewna projektantka mody spod miasta. Usypiam komputer i udaję się do przełożonego, nie mając zielonego pojęcia, czego powinnam się spodziewać. W Malfoy Automotive Services wszyscy jesteśmy poniekąd wolnymi strzelcami i rzadko kiedy właściciel postanawia mieszać się w nasze działania. Z jakiego więc powodu trafiłam na jego radar? Czy coś zrobiłam?
Sekretarka kierownika wskazuje ręką na drzwi jego gabinetu, gdy zatrzymuję się przed jej biurkiem.
– Mam kłopoty? – pytam niepewnie, lekko się przy tym krzywiąc.
– Nie mam pojęcia, Parnell.
Biorę głęboki wdech, głośno wypuszczam z siebie powietrze. Przeszukuję szybko pamięć, ale nie przypominam sobie, abym ostatnimi czasy czegoś nie dopilnowała.
Pukam i wchodzę do środka na zaproszenie.
– Wzywał mnie pan – odzywam się po przekroczeniu progu. Zachowuję otwarte oraz przyjazne nastawienie.
– Tak. Usiądź, Marion.
Pochylony nad dokumentami mężczyzna w średnim wieku nie zdradza swoim nastawieniem żadnych szczegółów. Wygląda jak zawsze, ubrany jest jak zawsze. Zaczynam analizować otoczenie – marynarkę powiesił na oparciu, papiery leżą uporządkowane. Nie jest zły, nie jest spocony. Wydaje się być normalny.
– Coś się stało?
– Nie. To znaczy tak, ale nic złego.
Patrzę na niego nieco zdezorientowana. Uśmiecham się, mimo że nie wiem, czy powinnam.
– Pamiętasz Williama Boldona, tego dziennikarza sportowego, którego przekazałem ci na czas wyjazdu do Europy? – zwraca się do mnie z irytującą tajemniczością.
– Tak, doskonale. W zeszłym miesiącu sprowadzałam mu to ferrari z 1985 roku.
– Zgadza się. Dzwonił do mnie wczoraj wieczorem z potwierdzeniem, że samochód już do niego dotarł.
– To super – kwituję wesoło, ale dalej nie mam bladego pojęcia, po co mnie tu ściągał. – Wszystko w porządku z autem?
– Tak, najlepszym. Ogromnie mi cię chwalił i nie mógł uwierzyć, że faktycznie załatwiłaś mu ten pojazd, mając zaledwie dwadzieścia dwa lata.
– To nic takiego – komentuję, wzruszając ramionami i zachowując się tak, jakby taka pochwała była dla mnie chlebem powszednim. A nie jest. Mało kto zawraca sobie głowę uznawaniem agenta po zrealizowaniu zamówienia.
Branża, w której siedzę należy do tych, w których obraca się nieswoimi pieniędzmi, cholernie grubymi pieniędzmi. To powoduje, że zlecający rzadko kiedy w jakikolwiek sposób doceniają pośredników. Przecież kto gospodarujący kwotami przyprawiającymi o zawroty głowy ma czas, aby pochylać się nad kimś innym? W tym świecie liczą się tylko zielone, nie ludzie.
– Jestem pod ogromnym wrażeniem, Parnell. Masz w sobie to, czego potrzeba, aby być dobrym agentem samochodowym. Masz w sobie tę iskrę. – Strzela motywującą przemowę.
– Dziękuję.
Darzę mężczyznę radosnym, ale spokojnym spojrzeniem. Widzę, że na moment dziwnie się zawiesza. Zastanawiam się nad właściwą reakcją. Albo przynajmniej tą przez niego oczekiwaną. Mam mu powiedzieć coś więcej?
– Boldon to bardzo znany dziennikarz, swego czasu wspaniały komentator wyścigów samochodowych. Sama wiesz, pasjonat. – Powtórnie zabiera głos po chwili.
– Tak, tak. Udało się zauważyć.
– Tak się składa, że zna on całą masę ludzi, wiele swojego pokroju. Możesz być z siebie dumna, gdyż polecił twoje nazwisko w środowisku.
Rozpierająca energia przenika mi pierś. Zaciskam usta w wąską linię, ograniczając próbujący wyrwać się ze mnie śmiech zadowolenia. Nie wiem, czy istnieje lepsza promocja niż ta pantoflowa. I to w dodatku zainicjowana przez kogoś takiego, jak William Boldon!
– Wow. – To jedyne, co umiem odpowiedzieć. Czuję nieprawdopodobny zachwyt.
– Czy słyszałaś kiedykolwiek o Maximilianie Sauterze?
– Nazwisko brzmi znajomo.
– To dobrze, powinno. W końcu to kilkukrotny zwycięzca 24-godzinnego wyścigu Daytona, zdobywca wielu butelek mleka w Indianapolis 500 i debiutant Formuły. Jeździł dla najlepszych drużyn wyścigowych, jakie istniały – opowiada z fascynacją, jednak jestem przekonana, że informacje te sprawdził w Internecie minutę przed moim przyjściem.
Thomas Malfoy siedzi w branży od dekad, jest miłośnikiem motoryzacji oraz pasjonatem, lecz nie wydaje mi się, aby był w tym aż tak głęboko, żeby znać każde nazwisko lepszego kierowcy wyścigowego ubiegłego wieku. Było ich dość sporo.
– Niesamowity człowiek.
– Prawda? To zaszczyt przebywać z nim w jednym pokoju, a co dopiero dostać od niego bezpośredni telefon. – Rozsiada się w fotelu jak król.
– Dzwonił do pana?
– Zgadza się. I to w twojej sprawie – wyjaśnia, a mnie wysadza z butów.
– Mojej? – powtarzam zaskoczona.
Czy ja mam halucynacje?
– Maximilian Sauter oraz William Boldon to przyjaciele od zarania dziejów, więc Boldon musiał cię polecić Sauterowi i teraz chce cię on osobiście poznać.
Potrząsam w niedowierzaniu głową. Rozglądam się po całym wnętrzu, studząc wydzierające się na powierzchnię odczucia. Czy ja jestem w ukrytych kamerach?
– Tak, tak – dodaje, widząc moje przejęcie.
Próbuję zapanować nad dudniącymi we mnie emocjami oraz ekscytacją.
Maximilian Sauter chce mnie poznać?!
Przyszło mi funkcjonować w zdominowanym przez mężczyzn świecie, przez co jestem zmuszona do zachowywania się w dość męski sposób. Staram się więc zachować typową samczą powściągliwość. Koniec końców nikt nie chce patrzeć na roześmianą małolatę w skowronkach.
– Z przyjemnością. Proszę podać mi adres i godzinę, a na pewno się zjawię. – Podnoszę się z fotela zwróconego w stronę biurka szefa.
– Szczegóły podeślę ci zaraz mailem. – Również wstaje, zapina swoją szarą marynarkę i wyciąga w moją stronę otwartą dłoń. – Moje gratulacje, Parnell. Jeśli spełnisz oczekiwania kogoś takiego, jak on, podbijesz ten świata na długo przed trzydziestką.
CZYTASZ
Kontrahent - ZOSTAŁ WYDANY
RomanceMarion Parnell pracuje jako agenta motoryzacyjna i pewnego dnia dostaje zlecenie od legendy wyścigowej. W ramach pośrednictwa na jej barki spada również ciężar poznania Micka Sautera - zajadłego prawnika, wnuka kierowcy rajdowego. Ona - 23 lata, pew...