Rozdział 3

1.9K 63 2
                                    

Rozdział 3

Marion

Odczytuję maila od firmy transportowej, który wymaga mojej natychmiastowej interwencji. Odnajduję numer do pracującego w holenderskim porcie dokera. Upewniam się, czy dziewięciogodzinna różnica czasowa nie stanowi problemu do komunikacji.

15:51

Wzdycham ciężko. Marne szanse, abym zastała tego, z którym wynikła owa potyczka. Już na pewno ktoś przyszedł za niego na kolejną zmianę. Mimo wszystko podejmuję się próby. Dzwonię raz, ale nikt nie odpowiada. Dzwonię drugi, ale znowu nie kończy się to niczym.

– Port Rotterdam. Ik luister? – W końcu odbiera ktoś pod koniec trzeciego podejścia.

– Witam. Ja dzwonię w sprawie kontenera o numerach AFSU 788533 4, US 40G1.

– Już sprawdzam – zaciąga twardym akcentem.

Odczekuję chwilę, aż odklika wszystko w systemie.

– Jest u nas taki kontener.

– Wiem, że jest i w tym rzecz. Kilka godzin temu powinien był opuścić wasz port.

– Musiał nie przyjść opłata. – Kaleczy po angielsku.

– Trzymam w ręce zaksięgowaną przez firmę transportową opłatę przewozową. Pieniądze trafiły do was dwa dni temu.

– Musi być z nim jakiś problem.

– Nie ma żadnego problemu. Transporter ma priorytet, został już kilkukrotnie sprawdzony. Ktoś z was zawalił robotę i jeśli nie wsadzicie go na pokład najbliższego kontenerowca, przelecę się osobiście do Amsterdamu i dopilnuję, aby niekompetentna osoba beknęła za opóźnienia, które to za sobą pociąga – wyjaśniam surowo.

– To nie Ameryka.

– Nie, to Niderlandy. Obowiązują was te same ramy czasowe, co nas.

– Pani, nie da się.

– Mam udowodnić, że się da?

Z nimi wszystkimi trzeba cholernie krótko, ostro. To nie pierwszy mój telefon poza Stany. Wiem, z czym to się je. Gdy tylko wyczują minimalny margines, wejdą człowiekowi na głowę. Tym bardziej dlatego, że z założenia powinnam być delikatna, miła i uległa.

– To dopłata. Pięćdziesiąt sto euro.

– Żadna dopłata, a jeszcze chwila i wniosę o rekompensatę za niedotrzymywanie terminów.

– To nie my.

– A kto? Ja?

– Ja tylko kontroluję.

– Rozumiem, że przeładowujecie tam kilkaset tysięcy kontenerów tygodniowo. Rzecz w tym, że to priorytetowe zlecenie. Nie mówię tutaj o okularach przeciwsłonecznych czy naklejkach na ścianę z Chin, którymi można się podetrzeć, a o wartym wiele milionów kontrakcie z bugatti. Chyba nie muszę podawać panu kwot ubezpieczeniowych, prawda?

– To nie ja kara.

– No właśnie niestety pan, bo pan i pana zmiennik tego nie dopatrzyliście.

– Kierownik.

– Kierownik to jedynie pana zwolni, w niczym nie pomoże.

Doker sapie ostentacyjnie głośno, tak, abym słyszała. Słyszę, a to dobry znak.

– Dobrze, spokojnie, pani. Już się tym zajmę.

– Świetnie. Chciałabym za kilka godzin zobaczyć go na mapie poza kontynentem.

Kontrahent - ZOSTAŁ WYDANYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz