67

2.2K 114 26
                                    

Zaraz po wyjściu Wiktora dopadły mnie cholerne wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że miałam rację, ale mimo wszystko nie rozegrałam tego tak jak powinnam. Chciałam mu wyjaśnić wszystko na spokojnie, a wyszło jak zawsze. 

Czułam się okropnie. Miałam ochotę płakać, ale czułam, że chyba brakuje mi już łez. Nie miałam na nic siły i jedyne na co miałam ochotę to pójść spać i zapomnieć o tym wszystkim. Potrzebowałam odpocząć, ale znając życie nie odczuję spokoju dopóki nie pójdę do lekarza i nie będę miała pewności, że nie jestem w ciąży. 

Uparcie wmawiałam sobie, że testy się myliły. Nie czułam się jakbym miała pod sercem dziecko, ale z drugiej strony jak miałam to poczuć? Nie dopuszczałam do siebie myśli, że rzeczywiście mogę zostać matką. Nie chciałam nią być. Na samą myśl przechodziły mnie dreszcze. Nie widziałam siebie w tej roli ani teraz ani w przyszłości.  Wątpiłam, że kiedykolwiek zdecyduję się na dziecko. Była to ogromna odpowiedzialność, a ja nie byłam pewna czy ją zniosę. 

Najszybciej mogłam dostać się do lekarza dopiero we wtorek rano, dlatego przede mną jeszcze pół niedzieli i cały poniedziałek męczarni. Zarówno psychicznej jak i fizycznej. Stres, który towarzyszył mi w głowie skutecznie działał na mój organizm. Z jednej strony chciałam być sama, aby jakoś ułożyć myśli, ale prawda była taka, że potrzebowałam kogoś obok. I tą osobą powinien być Wiktor. Potrzebowałam go. 

Poniekąd miał rację - siedzieliśmy w tym razem. Całe to zamieszanie to nasz wspólny problem i razem powinniśmy dojść do jakiegoś wniosku. Niestety mimo wszystko nie mogłam pozwolić mu zadecydować. Mój głos powinien być decydujący, ponieważ to w końcu ja musiałabym urodzić to dziecko.

*

PERPSEKTYWA WIKTORA

Byłem w takim amoku, że nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Klara kurewsko mnie zdenerwowała i miałem nadzieję, że miała tego świadomość. Miałem powoli dosyć tego, że sam nie miałem praktycznie prawa głosu. Po co w ogóle mi mówiła, skoro sama i tak już ustaliła co dalej? 

Bez większego namysłu skierowałem się do Janusza. Mieszkał wcale nie tak daleko, a byłem pewien, że jest dziś w domu. Potrzebowałem z kimś porozmawiać, a on zawsze był subiektywny jeśli chodziło o kłótnie między mną, a Szafrańską. Wiedział jak pomóc. 

- Kinny? - spytał zdziwiony gdy tylko otworzył drzwi. Chciał zadać mi kolejne pytanie, ale kiedy zobaczył mój wzrok bez słowa wpuścił mnie do środka. - Ja naprawdę żartowałem mówiąc, że długo ze sobą nie wytrzymacie. Nie musicie brać wszystkich moich słów na serio. 

- Nie o to chodzi. - warknąłem, jednak szybko się ogarnąłem. Walczuk nie był niczemu winny i nie mogłem się na nim wyżywać. - Znaczy poniekąd tak, ale mamy inny problem.

- Zamieniam się w słuch. - wskazał mi ręką, żebym usiadł na kanapie obok niego. Westchnąłem ciężko, po czym schowałem twarz w dłonie. 

- Klara chyba jest w ciąży. - rzuciłem prosto z mostu, a brunet wziął głęboki wdech i zamilkł. Nie miałem nawet siły podnieść głowy, żeby spojrzeć na niego.

- Co masz na myśli mówiąc 'chyba'? - spytał po dłuższej chwili, a ja parsknąłem ironicznym śmiechem.

- Zrobiła trzy testy. Dwa wyszły pozytywne. - odparłem, a chłopak poklepał mnie po plecach. Nie pomogło mi to w żadnym stopniu. - Pokłóciliśmy się, bo uznała, że jeśli to prawda to usunie to dziecko.

- A ty tego nie chcesz? - raczej stwierdził niż zapytał, a ja odchyliłem głowę do tyłu. Miałem tam tyle myśli, że naprawdę nie widziało mi się dokładać kolejnych.

- Kurwa, nie wiem czego chcę. - warknąłem - Mógłbym wychować to dziecko, ale co to da jeśli ona nie będzie chciała? Musimy siedzieć w tym razem.

- W takim razie co tu robisz? - zmarszczyłem brwi, bo nie do końca rozumiałem co chce mi przekazać - Skoro to wasz wspólny problem to rozwiążcie go razem. Idź do Klary i porozmawiajcie. Inaczej nic dobrego nie osiągniecie. 

Zagryzłem wargę i wpatrywałem się przed siebie. Janusz miał trochę racji, ale bałem się wrócić do mieszkania. Bałem się, że brunetka jeszcze nie ochłonęła, a co gorsza nie przemyślała sobie wszystkiego.

- Ona Cię potrzebuje Wiktor. Potrzebuje jak jeszcze nigdy wcześniej. - stwierdził spokojnym tonem, po czym poklepał moje ramię i wyszedł z salonu zostawiając mnie samego. Co miałem teraz zrobić? 

*

PERSPEKTYWA KLARY

Siedziałam skulona na kanapie i wpatrywałam się w czarny ekran telewizora. Nie miałam pojęcia, która godzina ani gdzie jest mój telefon. Tykanie zegara było jedyną rzeczą, która trzymała mnie przed kompletnym odpłynięciem. 

Nie musiałam nawet patrzeć w lustro, żeby być pewną, że wyglądam jak siedem nieszczęść. Czułam, że mam rozczochrane włosy, a moje usta były popękane od ciągłego zagryzania ich. Miałam taką tendencję, gdy się stresowałam. 

Nagle usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka. Zmarszczyłam lekko brwi, jednak stwierdziłam, że mi się przesłyszało. Jedyną osobą, która miała klucz był Kinny, a wątpiłam, że postanowił tak szybko wrócić. 

Z przedpokoju dobiegał do mnie jednak dźwięk kroków, które były coraz bliżej. Odwróciłam lekko głowę w tamtą stronę i zobaczyłam blondyna stojącego w wejściu do salonu. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja dopiero zauważyłam, że jego oczy podobnie jak moje były całe czerwone od płaczu. Nie mogłam tego znieść, dlatego spuściłam wzrok. Nienawidziłam się za to, że kolejny raz doprowadzałam go do płaczu, bo naprawdę rzadko to robił.

- Klara... - powiedział słabym głosem, po czym ukucnął przede mną. Dłonią uniósł moją brodę tym samym zmuszając mnie do patrzenia w jego niebieskie oczy. - Przepraszam za to jak wybuchłem. Nie powinienem Cię zostawiać. 

- Ja też przepraszam. - stwierdziłam po dłuższej chwili - Mogłam ubrać to inaczej w słowa. Nie do końca miałam na myśli to, co powiedziałam.

- A może po prostu poczekamy aż wrócisz od lekarza? - uśmiechnął się lekko i uścisnął moją dłoń. Odwzajemniłam to, a wolną ręką przejechałam po jego policzku. Przymknął na to lekko oczy, jednak potem od razu znów skupił swój wzrok na mnie. - Nie kłóćmy się. Jak będziemy mieć pewność to wtedy pomyślimy, dobrze? 

- Zgoda. - odparłam, po czym pocałowałam delikatnie jego wargi. Następnie przeczesałam jego blond grzywkę, w której według mnie wyglądał pięknie. - Kocham Cię. 

- Ja Ciebie mocniej. - odparł cwaniacko, po czym pocałował moją dłoń. Przewróciłam oczami, ale ucieszyły mnie słowa chłopaka. Uwielbiałam kiedy mówił do mnie w ten sposób, bo miałam wrażenie, że naprawdę byłam dla niego ważna. Zupełnie jak on dla mnie. 

***

hej!! przepraszam, że trochę krótszy, ale teraz będę mieć więcej wolnego, więc jakoś wam to wynagrodzę;))

powiedzcie mi jeszcze czy wolicie kolejne opowiadanie o janku czy macie, bo chciałabym się powoli za to zabierać...

Lavender | Kinny ZimmerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz