Rozdział ósmy

6.4K 483 23
                                    


Maddy

Dopiero po zmroku zrozumiałam, jak wielki błąd popełniłam, decydując się na organizację imprezy dla nastolatków. Większość z nich miała skończone siedemnaście lat, więc uważali się za dorosłych, których prawa są pogwałcane. Nie rozmawiałam z nimi zbyt wiele, ale wystarczyły mi rozmowy, które usłyszałam, by dojść do wniosku, że jestem już stara. Przecież nie tak dawno temu sama byłam w ich wieku i zachowywałam się podobnie, jednak nagle te wspomnienia wydawały się być daleką przeszłością.

Siedziałam na jednej z ławek, obserwując wszystkich z bezpiecznej odległości. Zastanawiałam się nawet na odejściu z tego miejsca, bo przecież nie mogło stać się nic złego. Poza tym wciąż nie byłam za nich odpowiedzialna. Wiedziałam, że tylko na to czekają. Nie musieliby ukrywać się z alkoholem, chociaż swoją drogą to ukrywanie się dość mizernie im wychodziło. Pilnowanie ich nie było jednak moim obowiązkiem, więc tak naprawdę mogłam wstać i wracać do domu. I już miałam to zrobić, ale zauważyłam Katherine, idącą w towarzystwie jakiejś dziewczyny. Dopiero, gdy były już blisko, poznałam ją. Były do siebie bardzo podobne, nie sposób było nie wpaść na to, że są siostrami.

– Davina? Miło mi cię widzieć! – przywitałam nieco speszoną dziewczynę. – Nie wierzę, że tu jesteś – powiedziałam do Katherine.

– Chciałam pokazać młodej trochę świata, oczywiście nikt nie puścił mnie z nią bez przyzwoitki.

Na początku nie rozumiałam o czym mówi, jednak po chwili dostrzegłam idącego w naszym kierunku Vincenta. Gdyby nie obecność Daviny, powiedziałabym na głos co myślę. Wiedziałam, że wszystko było zaplanowane i cholernie mi się to nie podobało. Vincent dał mi jasno do zrozumienia, że nie powinniśmy się widywać. Uszanowałam to i w pewnym sensie się z tym pogodziłam, jednak Katherine nie dała za wygraną.

– Cześć – powiedział poważnym, oficjalnym tonem.

W normalnych okolicznościach zaśmiałabym w odpowiedzi.

– Cześć – opowiedziałam równie poważnie.

To było krępujące. Staliśmy obok siebie i każdy przyglądał się każdemu, a w powietrzu panowała napięta atmosfera. Sama nie wiedziałam, dlaczego tak się zachowuję, ale nie potrafiłam przestać. Na szczęście Davina, która najprawdopodobniej nie znała planu rodzeństwa, nieświadomie uratowała sytuację.

– Mogę się przejść?

– Nie – odpowiedział jej Vincent.

– Daj spokój, przecież się tu nie zgubi! – Katherine była wyraźnie wściekła. – Zresztą, pójdę z nią. Podobno gówniarze chowają tu alkohol.

Zanim Vin zaprotestował, Kathernie była już z daleka od nas, prowadząc Davinę między nastolatkami. Dopiero wtedy zrozumiałam, czym jest krępująca sytuacja. Spojrzałam na mężczyznę, ale on wpatrywał się w swoje siostry. Cóż, może zastanawiał się nad pójściem za nimi. Być może powinien to zrobić.

– Nie powinieneś martwić się o Davinę, z Katherine jest bezpieczna.

– Nie martwię się o Davinę, o tych ludzi, którzy nie zdają sobie pojęcia, że między nimi krąży diabeł.

Mimo że mówił poważnie, zaśmiałam się, czym przykułam jego uwagę. Kiedy na mnie spojrzał, posłał mi zaskoczone spojrzenie. Ten facet nie wiedział nawet, kiedy mówił coś śmiesznego. Przypominał trochę kogoś z innej empiki. Wampira, uśpionego na kilkaset lat, który próbuje odnaleźć się w nowym świcie.

– Przepraszam – odezwałam się, mając nadzieję, że przestanie tak mi się przyglądać.

– Nic nie szkodzi – powiedział bardzo wolno, zamyślonym tonem. – Przejdziemy się?

Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz