Nienawidził zapachu spalonych świec. Zawsze gdy go czuł, piekły go ręce. Ktoś nad głową krzyczał, wręcz wrzeszczał, a on błagał, by przestał. Łzy płynęły mu ciurkiem po bladych ze zmęczenia policzkach, a bordowa krew mazała po podłodze. Pisana niby cyrylicą, a przynamniej tak mu się wydawało, gdy spoglądał na nią załzawionymi i piekącymi oczami.
Zadławił się własną śliną, gdy Avalon kopnął go w gardło, aż potknął się o własne nogi. Upadł na kolana, całe w siniakach, bez odpoczynku od zeszło pięciu dni, a pisk upuszczonej szabli zabrzmiał jak roztrzaskane szkło. Kaszlał i dłońmi łapał się za szyję. Dobry Boże, jego płacz był okropny, niczym cios rozciąłby mu krtań. Z bólu drżało całe jego ciało, trząsł się gorzej niż z zimna i pluł śliną, próbując się nie dławić. Każdy oddech bolał jak diabli, a gdy zauważył się w lustrze stojącym na przeciwko niego, miał wrażenie, że umiera.
Klęczał, był brudny od krwi, przepocony, zalany łzami z dłońmi na gardle.
– Nie waż się więcej robić czegokolwiek bez mojego pozwolenia – powiedział Avalon, tonem podobnym do wygłaszania zwykłej mowy. Nic, co robił Killanowi, go nie ruszało.
W sali było cicho, świece płonęły, a słońce zaglądało zza okien na chłopca, żałującego dnia swoich narodzin. W książce jego matki pisane było, żeby się nie poddawać, walczyć o własne dobro, a on naprawdę chciał po swoim końcu mieć zaszczyt z nią porozmawiać. Dlatego żył, choć godziny spędzał na myśleniu o śmierci i pragnął jej bardziej niż miłości, bo owa była o wiele łatwiejsza do zdobycia.
– Chcę do mamy – zapłakał, trzymając palce owinięte wokół fioletowej szyi.
Niczym Pan Śmierci, Avalon spojrzał na niego spojrzeniem tak diabelskim, że tynk ze ścian zaczął sypać się jak kreda. Killan szyty był najcieńszym nićmi, skórę miał delikatną, a oczy szklane; z gracją posługiwał się łaciną i myślał o własnej matce jak o aniele. Łykał cierpkie wino bez skrzywienia, choć był za młody, a głos miał męski i czysty.
Nitki oplatające Killana pękły, rozpruły się, a on już nigdy więcej nie czuł się człowiekiem.
Był smutnym chłopcem, czekającym na smierć jak na własne urodziny.
– Co powiedziałeś?
Killan odkaszlnął krwią, a blizny po nitkach sprawiły, że smierć liczyła się bardziej niż życie. Zrobi ze światem, w którym przyszło mu żyć, to samo, co spotkało jego. Niech wszystkie diabły bacznie obserwują, jak wychowany został syn szatana, skąpany w miłości do własnej matki.
– Chcę do mamy – powtórzył zapłakany, a gardło zapiekło go jak zanurzone w occie.
– Nie znałeś tej kobiety. – Podniósł ton, niosąc w sali echo. Jego głos jak osad zasiadł na ścianach zamku.
– Wiem, że jest cudowna – powiedział prawie że piskiem. Jedną rękę z gardła przeniósł na mokrą od łez podłogę, podpierając drgające ciało.
Avalon dłonią złapał się za głowę, ciągnąc włosy. Szalał, odchodził od zmysłów i wariował, a odgłosy starego pianina haratały jego uszy. Były z nim od parunastu lat i jak blizna, nie chciały odejść. Wszystko to pamiętał, jakby było wczoraj, a ona nigdy nie umarła.
Uwielbiał grę Elizabeth.
– Twoja matka była wariatką! – wykrzyczał, a pare zerwanych kosmyków jego włosów opadło na ziemie. Jego wrzask był jak darcie papieru. Zachrypiały i zmęczony. – Robiła głupie rzeczy i kochała głupich ludzi. Nie żyje na własne życzenie, jeżeli chciała umrzeć, mogła po prostu rzucić się z klifu!
CZYTASZ
Szkarłatny Książę
Romance❝Chorował na dotkliwą samotność i potrzebował leków, nim w płucach urosną mu cierniste ogrody. Dla krztyny miłości rozkruszyłby filigranowe niebo i strącił wszystkie gwiazdy, a słońce złapał w dłoń, choć parzyłoby go, a palce zaszły węglem, nie puśc...