Przyjęcie herbatkowe

316 20 8
                                    

————————————————————————
Krótkie słowa wstępu😁😁
Tak wiem, że tytuł tego rozdziału trochę dziwny, może jeszcze go zmienię, żeby nie było w nim  wybuchowej mieszanki🤣
Planuje( i zrobię) jeszcze kolejny rozdział. Specjalny. Pojawi się albo w sobotę albo w niedziele( czyli Wielkanoc🐣). To z tego powodu nazwę go specjalny, ale nie tylko. Nie będę nic zdradzać bo jeszcze się rozpisze.
Zapraszam do czytania😍👇🏻👇🏻👇🏻👇🏻👇🏻👇🏻
————————————————————————
Dzisiaj było wyjątkowo słonecznie i ciepło. To rzadkość w Londynie, ponieważ, normalne dni są pochmurne i deszczowe. W ten poranek- nie było ani jednej chmurki. Słońce grzało niemiłosiernie. A była dopiero 11 30.
- John, czy my woogóle mamy tu klime?! Ja tu się zaraz uduszę!- Sherlock siedział, a właściwie półleżal w swoim fotelu, wypuszczając z ust wielkie chmury dymu papierosowego. Jednocześnie drugą ręką, wachlował się po twarzy wachlarzem własnej roboty.
- Wychodzi na to, że nie mamy.- odpowiedział smutno John, który siedział na kanapie cały spocony.- ale przynajmniej w zimę, mamy ogrzewanie.
- Nawet wtedy jest zimnica!- pamiętasz jak rok temu sąsiedzi z 220, przyszli do nas i oznajmili,że u nich zepsuł się kaloryfer w domu.
- A No tak, pamietam!
- I ty głupi, pożyczyłeś im nasz. I rok temu w zimę, musieliśmy sobie kupić kominek. Jak w średniowieczu!- przeklął Johna załamany brunet.
- Byłem miły. W porównaniu do ciebie- odpowiedział takim samym tonem.
- A nie pomyślałeś chociaż raz swoim tępym mózgiem o tym, że jeśli oddamy naszym kochanym sąsiadom jedyne źródło ogrzewania jakie mamy- to my umrzemy z wychłodzenia?
- Bez przesady. Nie było aż tak źle.- machnął ręką- na drugi dzień przecież pani Hudgson poszła i kupiła nowy kaloryfer.
- Z rynku i jeszcze na dodatek z przeceny!-już mieli zacząć sobie dogryzać, kiedy do pokoju przyleciała pani Hudgson z czymś w ręku.
- Sherlock, to coś do ciebie- podała list zaskoczonemu detektywowi.
- List? Do mnie?
- O, może od twoich fanów!- rozpromienił się John, zapominając o sprzeczce.- lepiej otwórz.
- A co niby robię?- zgasił niedopałek ulubionych fajek i otworzył wiadomość.
- Wygląda jak telegram- wtrącił Watson.
- Nie, John. To coś zupełnie innego- pokrótce przeczytał zawartość. Na jego twarzy wykwitł uśmiech.
- No proszę.
- Ale co?- co jest tam napisane, Sherlocku?- i od kogo?- bombardował pytaniami John, próbując zabrać list.
- Zaproszenie. W formie telegramu, ciekawe- zaśmiał się.- jeśli chodzi o adresata- nie podpisał się imieniem i nazwiskiem. Tylko inicjałami.
- L.J.M- odczytał lekarz- dziwne.
- Bardzo intrygujące. Przeczytaj sam- dał mu do ręki zwitek pergaminu.
Drogi, Sherlocku Holmesie!
Z okazji imienin mego starszego brata- serdecznie zapraszam cię na przyjęcie herbatkowe, które odbędzie się dziś wieczorem o godzinie 8.30. Żeby było nieco ciekawej- mój przyjaciel przyjedzie po ciebie o właściwej porze. Razem dojedziecie na miejsce.
Będzie mi niezmiernie miło, jeśli przyjdzie również doktor John H. Watson.
Z najszczerszymi pozdrowieniami.
L.J.M.
- O rany- to była jedyna reakcja Johna, po przeczytaniu listu.
- Nieźle, co?- Sherlock wyglądał teraz jakby wygrał wycieczkę na Hawaje- jednakże chyba nasz adresat nie myślał, że się nie domyśle jego prawdziwej tożsamości.
- Chwila. Znasz tego L.J.M?- wybauszył oczy na rozpromienionego bruneta.
- No jasne, że tak!- wydarł się- przecież to oczywiste. Naprawdę nie kojarzysz faktów?
Kto ma starszego brata, nazwisko na literę M, i pisałby telegram, jeszcze na dodatek tym językiem.
- Czy to...?
- William James Moriarty!- nasz matematyk, którego ostatnio mieliśmy okazje spotkać- Sherlock wstał ucieszony, chodził szybko, wyglądał jakby miał zaraz polecieć w kosmos.
- Ale przecież to niemożliwe. Podpisał się na L, nie W.
- Zrobił to specjalnie. Cwany drań. To też jest tak proste, jak twoje włosy. Pisał do mnie. Więc podpisał się zamiast imieniem to zdrobnieniem. Wymyślonym prze zemnie- dumno podparł się pod boki.
- Liam.
- Zgadza się, John. Tak jest- On właśnie do mnie napisał.
- Ale po co pisał inicjałami? Nie mógł się normalnie podpisać, jak każdy?- dalej nie rozumiał John, drapiąc się po głowie.
- Oto mu chodziło. Żebym zgadł, kto wysyła do mnie coś takiego. Żebym skojarzył fakty. Dobrze to sobie zaplanował.
- Skoro wiemy kto jest nadawcą, to kim jest ta osoba, która ma rzekomo po ciebie przyjechać?
- Tego jeszcze nie wiem. Narazie zamiast zgadywać- poczekajmy i przekonamy się na własnej skórze.
————————————————————————
Godzina 8.10.
Sherlock siedział wyluzowany, na swoim miejscu. Jednak bez ruchu. Czekał na gościa, który zaraz powinien nadejść. Jednak jego współlokator nie był aż tak spokojny. Nie mógł usiedzieć w miejscu.
- John, uspokój się chociaż raz.- zganił go.
- Chociaż raz?- przepraszam bardzo, kto zawsze wychodzi niespodziewanie z miejsc zbrodni, narzeka, ma wszystko gdzieś i zachowuje się jak rozdwydrzony bachor?
- Że niby ja?- zdziwił się Sherlock.
- A kto by inny?
- No nie wiem, może...- jednak coś przerwało jego wywód. Konkretnie ktoś.
- Pan niezapowiedziany gość,co nie?-Sherlock z uśmieszkiem, patrzył w błękitne oczy rozmówcy.
- Proszę za mną- odparł krótko, wychodząc nawet nie patrząc za siebie.
- Dobra, idziemy John.
————————————————————————
Jechali obecnie jakąś karocą  sprzed 200 lat. Ludzie, którzy jechali samochodami- patrzyli się na nich jak na wariatów albo chorych psychicznie.
- Nie wierze, że się na to zgodziłem- tym razem John, był załamany obecną sytuacją.
- I kto tu jest niespokojny?- Sherlock wraz z Johnem siedzieli naprzeciwko przyjaciela Liama. Tego, który kierował dorożką- nie zdążyli zobaczyć.

„If only we could be reborn into a different world"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz