14

42 2 3
                                    

*Piosenkę włącz gdy pojawi się data 30 marca Rudy*

*Zośka*

Wracałem z Rudym samochodem do domu. Był bardzo pobity. Miałam łzy w oczach jak na niego patrzyłem. Po chwili Rudy się odezwał:

-Tadeusz, mam prośbę...

-tak?

-pójdziesz do kwiaciarni i kupisz dla Poli białą róże?

-Jasne.

*Nie chce pisać rozmowy w tej kwiaciarni więc już będzie akcja w domu*

*Pola*

Mam nadzieję że się udało. Od 3 dni nie spałam tylko myślałam co z Jankiem, czy uda im się go odzyskać? Czy on w ogóle żyje? Siedzę na kanapie i przeglądam zdjęcia ze ślubu. Gdy słyszę otwierane drzwi i słyszę głos Zośki

-Pola szykuj kanapę!

Jak kazał tak zrobiłam. Odwróciłam się i zobaczyłam Zośkę który pod ręką prowadził JANKA momentalnie naleciały mi łzy do oczu. Podbiegłam do nich złapałam swojego męża z drugiej strony i razem z Zośką zanieśliśmy go i położyliśmy na kanapie. Jęczał z bólu. Usiadłam na skrawku kanapy i złapałam go za rękę. Spojrzał na mnie i mimo bólu się uśmiechnął i powiedział

-Skarbie, jak dobrze Cię widzieć już myślałem że Cię nie zob...

-Ciiii. Spokojnie kochanie. Ja też tak myślałam ale ważne że żyjesz.

Każde zdanie mówiłam z płaczem.

-To ja was narazie zostawię, idę do kuchni. Powiedział Zośka na co kiwnełam głową nawet nie odwracając do niego głowy.

Ogolona głowa, twarz zielono - żółta, zapadnięte policzki, olbrzymi siniec pod okiem, sine uszy, wielkie oczy szeroko rozwarte... Dłonie miał czarne i spuchnięte. Tak zobaczyłam widziałam swojego męża po katowni w gestapo.

Po chwili usłyszałam telefon, ale nawet nie chciałam go odbierać bo akurat Zośka był w kuchni i odebrał. Janek zasnął. Więc dosłownie na chwilę weszłam do kuchni i widziałam jak Zośka rozmawia przez telefon.

30 marca - Alek
*Basia*

Było rzeczą oczywistą że każdej godziny może nastąpić koniec. Wieść ta błyskawicznie rozniosła się wśród przyjaciół Alka, wywołując męczące uczucie przygnębienia i rozpaczy. Odchodził w zaświaty ich najdroższy przyjaciel a mój narzeczony. A my byliśmy bez silni. Tu już nic pomóc nie mogliśmy. Alek gasł. Tracił przytomność. Rozumiał już, że gra jego życia dobiega końca. Rozumiał i nie przestawał się uśmiechać.

29/

Marca - Rudy

*Pola*

Stan Janka był straszny: z trudem rozebraliśmy go i ułożyliśmy na łóżku. Nie można było go dotknąć w żadną część ciała. Cierpiał bardzo, ale wpatrując się w twarze najbliższych i wchłaniając cudowną atmosferę otaczającej go przyjaźni i miłości szeptał:

-Pola, Tadeusz jakże, tu przyjemnie i jak rozkosznie.

Całe ciało od pasa do kolan było jakby bardzo silne opalone i spuchnięte. W wielu miejscach widniały strupy i zakrzepła krew. Nie widać było sińców. Wszystko było rozbite równomiernie.

W nocy Rudy zasnął. Zasnęłam również ja, położywszy się na łóżku polowym obok. Spałam spokojnie po wyczerpujących nerwy godzinach ostatnich paru dni, po zerwaniu koszmaru uwięzienia, pewna że ukochany mąż jest bezpieczny i szczęśliwy.
Koło północy Janek przebudził się i mnie przywołał. Kazał usiąść obok siebie i przytulić serdecznie. Potem opowiadaliśmy sobie o przeżyciach ostatnich dni. Nasza wzajemna bliskość była dla nas prawdziwym szczęściem.

Męczenie zmęczyło go. Kazał mi położyć się obok siebie i gdy układałam się, ostrożnie, by go nie urazić, Janek objął mnie mocno za głowę i zasnął. Miał uczucie całkowitego bezpieczeństwa. Nie denerwowały go ani kroki pod oknami, ani strzały na ulicy, ani dzwonki już za dnia.

30 marca- Rudy

Rano znów rozmawialiśmy.

-Jak szczęśliwi będziemy, gdy zamieszkamy razem, gdy pojedziemy stąd na wieś na moje wyzdrowienie. Tylko warunek zasadniczy: te typy z Warszawy muszą nas odwiedzać. A szczególnie Glizda! Po strzale należy mu się urlop (o tym, że rana Alka była bardzo ciężka nie powiedzieliśmy Jankowi.)

Mijały godziny i dnie. Po pewnym czasie prawda której nie dopuszczali do świadomości, stawała się oczywista. Stan Janka był beznadziejny.

Janek umierał...
Ostanie dwadzieścia cztery godziny męczył się strasznie. Sen przerywały nieustanne paroksyzymy bólu.

-Pola, Tadeusz, jak boli, jak strasznie boli... Już nie mogę. - łzy toczyły mu się po policzkach. We mnie skręcało się z cierpienia. Obawiałam się, że lada chwila zerwę się z krzesła i zacznę krzyczeć lub wylecę na ulicę i popełnie jakieś szaleństwo.
Rudy cierpiał straszliwie- niewątpliwie więc z myślą o śmierci kojarzyły mu się z uczuciem ulgi.

-Tadeusz, podaj mi tą białą róże. Powiedział Janek.
Po chwili Janek miał w ręku białą róże którą dał mu Tadeusz i skierował wzrok na mnie.

-Kochanie, życie z tobą było cudowne. Dziękuję że zgodziłaś się być moją żoną i teraz nią jesteś. Jesteś największym skarbem jakiego mam. Nigdy nie zapomnę naszego pierwszego spotkania, pierwszego pocałunku, razu, tańca. Kocham Cię i pamiętaj zawsze o mnie. Niech ta róża ci o mnie przypomina. Kocham cię.

Miałam łzy w oczach, nie potrafiłam ich nawet powstrzymać. Nic nie mówiąc pocałowałam go w te sine ale nadal słodkie malinowe usta.

-Powiedz, Tadeusz, ten wiersz Słowackiego...

Zapanowała cisza. Tadeusz próbując tak jak ja powstrzymać łzy zaczął mówić Testament Rudy trzymał w dłoni moją i Tadeusza rękę i szeptem powtórzył sinymi wargami jedną ze zwrotek:

Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei
................................................................
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec...*

-Teraz KOCHANIE,POLEGŁEŚ W SŁUSZNEJ SPRAWIE

Rudy i Alek umarli tego samego dnia.


















Płakałam jak pisałam🥺😢😢 Następny rozdział to już epilog






Kochanie, oddałeś życie w słusznej sprawieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz