the scarlet tear

438 44 149
                                    

Momentami chciałem przeprosić moją mamę za wszystko. Czułem się niewystarczający, czułem, że ją zawodzę. Często mam i miałem wrażenie, że byłaby szczęśliwsza beze mnie. Zawsze po jakiejkolwiek kłótni między nami, gdy zamykam się w pokoju już po krótkiej chwili jestem w stanie usłyszeć jej radosny głos, który pobudziłby do śpiewania każdego ptaka. To było okropne uczucie, wiedzieć, że kogoś zawodzisz. I nie możesz z tym nic zrobić.

Nie była ze mnie dumna, była zawiedziona. To łatwo jest poczuć po przebywaniu z kimś, bynajmniej dla mnie. Jak to brzmi, gdy mówi, że jest ze mnie dumna, a na drugi dzień mówi, że ma mnie dość?

Chciałbym zdobyć motywację na bycie lepszym. Pomagać jej często i przywoływać uśmiech na te jaskrawe usta. Na ten moment zdawało mi się, że ją dołowałem, bolało mnie jeszcze bardziej to, że nie miała kolorowego życia, a ja się do tego dolewałem jak niszczący syrop. Nie miała powodów, by być ze mnie dumna. Byłem niewystarczający.

I właśnie te myśli mnie atakowały dzisiejszego ranka. Nie umiejąc dłużej spać, co minutę przełączałem piosenkę, jednocześnie sprawdzając godzinę. Bywały momenty, w których miałem dość muzyki. Przełączając monotonnie grający obecnie utwór, nie miałem ochoty na zbędne dźwięki przyprawiające o łzy. Po kolejnym załamaniu nerwowym oderwałem kabel słuchawek, rzucając telefonem na półkę nocną, sunął się po niej, zostawiając na skrawku krawędzi. Westchnąłem, odkładając słuchawki pod poduszkę. Mój wzrok spłynął na bluzę, w której znajdowała się paczka papierosów. Nachyliłem się w jej stronę, wyciągając w raz z używkami białą, matową zapalniczkę.

Wyciągnąłem z opakowania jedną sztukę, wkładając ją między wargi, podtrzymując zębami. Szybkim ruchem odpaliłem papierosa, podchodząc do okna. Zaśmiecanie swojego pokoju nikotyną nie było moim hobby, dlatego też często miałem otwarte okno. Uwielbiałem to, jak świeży tlen rozprowadzał się po moich płucach.

Kalifornijskie powietrze tym razem było przyjemnie ciepłe, jednocześnie duszne, czego nienawidziłem. Tliła się we mnie chęć pojechania na plażę, lecz zakłócała ten plan moja zrzędliwa leniwość.

Po moim pokoju rozniósł się dźwięk telefonu. Westchnąłem, odchylając się od parapetu w stronę dzwoniącego urządzenia. Był to nieznany numer więc postanowiłem odczekać kwestię czasu, aż pomieszczenie zapełni cisza. Po kilku sygnałach ktoś zaprzestał dzwonić, ale za to wstąpiło powiadomienie o wiadomości.

Nieznany

Odbierz

Prychnąłem, a jeden z moich kącików ust się uniósł. Wystawiłem papierosa jeszcze dalej, naprostowując rękę, gdy sięgałem po telefon. Po chwili zaciągając się dawką nikotyny oddzwoniłem na obcy mi wcześniej numer.

"Byłeś kiedyś na obozie?" przewróciłem oczami podczas gdy do moich uszu dotarł głos Wilson'a.

"Jakie to ma znaczenie?" z moich ust wydobywał się dym przepełniony chemikaliami. Otrzepałem popiół z używki, spoglądając na widok podemną.

"Zapraszam cię na jeden z nich." wypalił, na co oczekiwałem cierpliwie na szczegóły. "Będzie tam Karl, Nick, Sam, Alyssa, ymm.. Luke, Ranboo z Alex'em.."

"Nie jadę." mruknąłem przerywając mu.

"Oh, daj spokój. Lubią cię." niemalże byłem w stanie słyszeć jego przewrócenie oczami.

Milczałem zaciągając się papierosem. To wciąż nie oznaczało, że ja lubię ich.

"Pierwszego dnia jeździmy jedynie autostradami wschodniej części Californii. Drugiego robimy ognisko i tam idziemy spać w namiotach. Trzeciego impreza z ogniskiem na plaży. Przemyśl to. Te wyjazdy są taką naszą tradycją majówkową, a miło by mi tam było z tobą." zakończył połączenie, na co wpatrywałem się przez kolejną minutę w wyświetlacz telefonu. Po chwili zgasiłem papierosa, odkładając go na popielniczkę znajdującą się na moim marmurowym parapecie. Opadłem na łóżko, wpatrując się w sufit. Cisza i pustka zatliły się w mojej głowie.

High enough • DreamnotfoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz