6 stycznia 2022 roku, Los Santos, Stan San Andreas.
Słoneczny dzień w mieście. Żar płynący z nieba połączony lekkim chłodnym wiatrem. Bezchmurne niebo, błękitne, piękne. Wielu ludzi odpoczywa na plaży, niektórzy w górach a reszta w domach i pracy.
Praca jest czynnością którą wykonuje każdy. Ruch to już praca, rozmowa to już praca, naciśnięcie przycisku czy włączenie grzejnika, to praca. Więc może praca jest życiem? Cokolwiek byśmy zrobili, jest to pracą. Więc życie to praca?
Mówi się że są ludzie stworzeni do różnych prac.
I jedną z takich osób był Thomas Shelby. Dwudziestosiedmioletni amerykanin. Czarnowłosy o lekkiej brązowowłosej brodzie. Wykonuje ważną pracę, lecz nie docenianą i krytykowaną - Policjant. Zajmuje się tym od pięciu lat. Wstąpił do Policji z myślą że będzie robił coś dobrego, i robił lecz każdy to krytykował.
Godzina 17:50. Thomas wracał już na komendę by zakończyć zmianę. Jechał Victorią, stał na skrzyżowaniu patrząc na sygnalizację. Gdy zapaliło się zielone wcisnął lekko gaz, skręcił w lewo a potem w prawo w bramę parkingu komendy. Zaparkował radiowóz na miejscu, zgasił silnik, wysiadł i zamknął po czym wszedł do środka. Szedł korytarzem w stronę metalowych schodów prowadzących do góry. Wszedł na nie i poszedł na piętro, po czym szedł korytarzem w stronę szatni. Podszedł do drzwi, otworzył je i wszedł do pomieszczenia z szafkami. W pomieszczeniu byli inni policjanci - Dante Capela i Lincoln Theron.
- Lincoln ty draniu oddaj kajdanki! - Krzyknął Capela gdy Thomas wchodził do szatni.
- Nie mam. - Oznajmił Theron po czym spojrzał na Shelbyego który podszedł do swojej szafki. - Jak tam było na patrolu Thomas?
- Nawet git. - Odpowiedział otwierając szafkę. - Poza bójką dwóch babek o ostatnią parę butów. - Dodał zdejmując pasek ze sprzętem.
- Jak się zakończyło? - Zapytał lekko roześmiany Capela.
- Dostali po mandacie i się rozeszły.
Capela złapał za torbę z ubraniami.
- Dobra, ja już spadam, na razie. - Odparł siwowłosy wychodząc z szatni.
- Nara.
- Do jutra. - Odpowiedział Lincoln zakładając kurtkę. - Ej Thomas, a to prawda że byłeś wczoraj na randce?
- Co? - Zapytał lekko zmieszany Shelby.
- Byłeś na randce?
- No... byłem a co?
- Thomas ty romantyku. - Zaśmiał się Lincoln uderzając lekko pięścią w bark chłopaka. - Było coś później?
- A co ty taki zainteresowany?
- No chce wiedzieć jak mojemu koledze idzie w romansowaniu.
- Wiesz co. - Thomas spojrzał na niego znudzonym wzrokiem. - Spierdalaj. - Zaśmiał się.
- Okej. - Podniósł poddańczo ręce. - Nie będę już pytał, do zobaczenia jutro. - Powiedział wychodząc z szatni.
- Do zoba. - Odpowiedział po czym zdjął z siebie mundur. Schował koszulę i spodnie po czym założył swoje czarne dżinsy i koszulę w fioletowe i czerwone kwiaty. Złapał za plecak w którym miał jedzenie, picie i bluzę, wziął go i założył na jedno ramię.
Wtedy zadzwonił jego telefon.
Wyjął go i odebrał połączenie.
- Halo? - Przywitał się jak zwykle nie patrząc kto dzwoni.