Rozdział dziewiętnasty

5.4K 461 34
                                    

Vincent

Już o świcie zadzwonił ojciec, każąc mi wrócić do domu. Niewiele powiedział mi przez telefon, ale przeczuwałem, że coś się wydarzyło. Wściekły na niego i na samego siebie, obudziłem Maddy i poinformowałem ją, że to koniec naszej przygody. Żałowałem, że nie miałem więcej czasu, by nacieszyć się nią i chwilą spokoju.

- Nie wiesz, co się stało? - zapytała Mad, gdy byliśmy już w drodze do Nowego Jorku.

- Nie mam pojęcia. Kazał mi wracać, bo podobno jestem potrzebny na miejscu.

- Mógł dowiedzieć się, że jesteś ze mną?

- Nie. Nie twierdzę, że nie ma mnie na oku, ale nie jestem obserwowany jak reszta mojego rodzeństwa.

- A więc teraz będę czekać, aż znów się spotkamy - powiedziała zasmucona.

Położyłem dłoń na jej udzie i spojrzałem na nią przez krótką chwilę.

- Postaram się zrobić wszystko, by widzieć cię jak najczęściej.

W odpowiedzi uśmiechnęła się, ale w jej oczach nie było widać radości. W moich z pewnością też. Nie obchodziło mnie, dlaczego ojciec kazał mi wracać. Bałem się tego, że w końcu ją znajdzie i przedstawi swoją propozycję. A wtedy Mad mnie znienawidzi. Ciężko było o inny scenariusz. Wiedziałem, że muszę coś wymyśleć, zanim dojdzie do najgorszego. Miałem jednak pustkę w głowie.

Po kilkugodzinnej trasie w końcu byliśmy w Nowym Jorku. Zawiozłem Maddy, po czym od razu ruszyłem do rodzinnego domu. Z jednej strony byłem ciekaw, czego chciał ode mnie ojciec, ale z drugiej zupełnie mnie to nie obchodziło. Każdego dnia czułem coraz bardziej, jak się zmieniam. Nagle przejęcie władzy przestało być moim marzeniem, a stało się udręką. Jednak po raz pierwszy pomyślałem, że nie chcę być tym, kto zastąpi ojca. Nie rozumiałem, co się ze mną dzieje. Całe życie przygotowywałem się do tej roli i nagle przestało mi zależeć. Wariowałem.

Ojciec czekał na mnie w gabinecie. Już po jego minie widziałem, że jest wściekły.

- Gdzie ty, kurwa, byłeś?!

- Za miastem. Przyjechałem tak szybko, jak tylko mogłem. Powiesz mi wreszcie, co się stało? - zapytałem spokojnie.

- Nie podobają mi się kolejne spotkania twoich braci. Według moich informacji, wszyscy pojechali do klubu Setha.

- Co chcesz z tym zrobić?

Tak naprawdę w ogóle mnie to nie obchodziło. Może i nie miałem dobrych relacji z rodzeństwem, ale wiedziałem, że nie są idiotami. Przecież do przewidzenia było, że zaczną się domyślać, jak wiele ojciec robi za ich plecami. Zresztą on sam nie krył się z tym wystarczająco dobrze. Myślał, że są zajęci sobą i mają gdzieś to, co dzieje się w tym domu. Nie doceniał ich, a ja nigdy nie odezwałem się na ten temat.

- Ja nic. Za to ty dołączysz do nich i sprawdzisz, co knują.

- Myślisz, że będą przy mnie rozmawiać?

- Po prostu to zbadaj. Wydałem ci proste polecenie. Pojawisz się tam i albo przerwiesz im to, co robią, albo czegoś się dowiesz. Zrób coś, zanim będę zmuszony pozbyć się ich osobiście.

- Co? - zapytałem zupełnie skołowany.

- To, co słyszałeś.

- Matka...

- Nie obchodzi mnie matka! Zrób coś, kurwa, zanim ja się tym zajmę! Masz wrócić z informacjami, które mnie usatysfakcjonują! Samolot już czeka.

Wyszedłem z gabinetu z zaciśniętymi pięściami. Nie wierzyłem, że ta rozmowa naprawdę się odbyła. Ojciec popadał w coraz większą paranoję. Po raz pierwszy postanowiłem stanąć po stronie braci. Może i nasze relacje były oziębłe, ale nie mogłem pozwolić na najgorsze. Nawet jeśli nie ze względu na nich, to na naszą matkę. Wiedziałem, że ojciec nie dba o jej uczucia, ale wydawało mi się, że przynajmniej ją szanuje. Tego dnia zrozumiałem, jak bardzo się myliłem w jego ocenie. Niegdyś wydawał mi się idealnym wzorem do naśladowania. Chciałem być taki jak on.

Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz