Rozdział 9

1.1K 34 14
                                    

                         Adrianna

              – Cześć, wujku! – wołam radośnie, gdy dostrzegam na lotniskowej hali w Alicante, Aureliusza.

              – Dobry wieczór, słońce!

              Wita mnie czułym uściskiem, przez który w moich oczach pojawiają się łzy wzruszenia.

              – Tęskniłam za tobą – wyszeptuję wtulona w niego.

              – Ja za tobą też. Bardzo się cieszę, że przyleciałaś .

              Aureliusz całuje mnie w skroń i troskliwie pyta:

              – Jak się czujesz? Nic po tobie nie widać, a Gośka mówiła, że to już czwarty miesiąc! Mam nadzieje, że zdrowo się odżywiasz?! – dopytuje tonem nieprzyjmującym żadnej innej odpowiedzi.

              – Całkiem nieźle się czuję, ale dokuczają mi mdłości.

              W tym momencie odrywam się od mojego wujka, rozpinam płaszcz i dumnie ukazuję maleńką krągłość w dole brzucha.

              – Jak to nic nie widać!

              – No rzeczywiście! Całe pół kilo na plusie!– śmieje się przez co i ja zaczynam chichotać, bo to prawda.

              – Aureliusz masz ładowarkę? – pytam i, pokazując swój telefon, dodaję: – Padł mi, kiedy dzwoniłam do Maksa… Chciałam złożyć mu życzenia, ale spanikowałam i się rozłączyłam. Wysłałam mu SMS. – Zaczynam się śmiać. – Jak dotarło do mnie, że zachowuje się głupio to próbowałam jeszcze raz zadzwonić…

              Przerywam, bo orientuje się, że mówię tak szybko i nieskładnie, że aż brakuje mi tchu. Jestem zdenerwowana. Aureliusz uśmiecha się pogodnie i ponownie kieruję wzrok na mój ledwie widoczny brzuch.

              – Nadal nie mogę w to uwierzyć – wyszeptuje, kręcąc głową. – Ale oczywiście, bardzo się cieszę. Chodźmy do samochodu, powinienem mieć ładowarkę w schowku. To co? Mam cię zawieźć do Ahory, tak jak wcześniej mówiłaś?

              – Tak, poproszę. Nie mogę czekać z tym do jutra– odpowiadam cicho, ale momentalnie zaczynam się śmiać i dodaję: – Jestem taka zestresowana, że gdyby nie Piotrek to nie trafiłabym na lotnisko!

              Godzinę później mój wujek podwozi mnie do Ahory, gdzie chcę zaczekać na Maksa aż wróci z imprezy. Aureliusz odjeżdża, a ja wchodzę do środka i zamykam drzwi na klucz, tak by Maks zbyt wcześnie nie zorientował się, że ktoś tu jest. To chyba ciekawość sprawia, że wpierw kieruję się do jego pokoju. Wchodzę bez cienia skrępowania i rozglądam, jakbym była u siebie. Choć panuje bałagan, albo Maksa zdaniem „artystyczny nieład”, to w powietrzu unosi się zapach jego perfum, a ja na nowo czuję to delikatnie drgnięcie w żołądku. Jestem po trzydziestce, a zawrócił mi w głowie dwudziestoparolatek. Uśmiecham się na samą myśl o nim i odruchowo dotykam brzucha.

              – Tak bardzo chciałabym, żeby i on chciał – szepczę sama do siebie.

              Zatrzymuję wzrok na szafce nocnej. Podchodzę bliżej i z zaskoczeniem biorę w dłoń fotografię. Nasze jedyne wspólne zdjęcie, które mu zostawiłam. W tamtym momencie miał w sobie coś takiego... ten luz, łobuzerski półuśmiech bez cienia nieśmiałości na mocnej szczęce, który powinien wydawać się arogancki, lecz w połączeniu z miękkimi ustami i dużymi ciemnoniebieskimi oczami wygląda rozczulająco. Przesuwam palcem po fotografii, przyglądając się sobie. Byłam taka...taka radosna, uśmiechnięta...szczęśliwa. Moi bliscy mieli rację. Dawno tak nie wyglądałam, jak przy nim. Tylko prawda jest taka, że zakochać się można przypadkiem, a stworzyć związek i pozostać w nim zakochanym – to już wybór. On go ma.

lekcja hiszpańskiego 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz