Rozdział dwudziesty czwarty

5.9K 435 13
                                    


Maddy

Nie zmrużyłam oka przez całą noc, kłócąc się z własnymi myślami. Wmawiałam sobie, że zrobiłam to, co powinnam zrobić i bardzo dobrze, że tak się stało. Jednocześnie żałowałam, że nie pozwoliłam mu zostać. Byłam tak cholernie rozdarta, że czułam to całą sobą. Najgorsze były momenty, w których wyobrażałam sobie, że Vincent nie daje za wygraną i dominuje nade mną, że nie pozwala mi go odtrącić. I właśnie przez takie wizję nie mogłam zmrużyć oczu.

Rano byłam zupełnie nie do życia. Na szczęście nie musiałam pracować i modliłam się, by tak już zostało do końca dnia. Powinnam się położyć i spróbować zasnąć, ale bałam się tego, co mi się przyśni i o czym zacznę myśleć, gdy tylko przymknę powieki. Chciałam znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Dopiero po południu uznałam, że potrzebuję alkoholu. Miałam nawet ochotę napić się w samotności, jednak potrzebowałam się komuś wygadać. I tak oto zrobiłam kolejny błąd w swoim życiu. Wysłałam wiadomość do Katherine. Już po wymianie kilku kolejnych wiadomości, byłyśmy umówione w jednym z pobliskich klubów. Jasne, że czułam kłopoty, ale to było normalne w towarzystwie tej kobiety. Miałam nadzieję, że wypiję tak dużo, że wszystkie wspomnienia z ostatniego tygodnia usuną się w magiczny sposób z mojej głowy. Szkoda, że to nie było takie proste.

Dochodziła ósma wieczorem, gdy stałam już na zewnątrz, czekając na Katherine. Ubrana byłam w krótką czarną sukienkę, a na twarzy miałam mocny makijaż. Chciałam pasować do dziewczyny, z którą zamierzałam spędzić kilka kolejnych godzin. O ile nie miałam kompleksów, przy niej często czułam się jak brzydkie kaczątko. Zachwycała za każdym razem, nawet wtedy, kiedy nic nie robiła. Mogła obudzić się na kacu, a i tak wyglądała promiennie. Cholernie jej tego zazdrościłam. Właśnie dlatego mężczyźni biegali za nią z językami na wierzchu. Kiedy czarne auto zatrzymało się obok mnie i otworzyłam tylne drzwi, wiedziałam, że tym razem znów tak będzie. Usiadłam obok Katherine, która jak zwykle wyglądała zachwycająco. Kierowca ruszył, a ja odezwałam się do kobiety.

– Chcę się dziś napić, więc mam nadzieję, że nie znikniesz nagle.

– Za kogo ty mnie masz? – zaśmiała się głośno.

Oczywiście, nie myślałam o niej, jak o dziwce. Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Nawet jeśli lądowała z kimś w łóżku, facet musiał przejść setkę testów psychologicznych, zanim do tego doszło. Nawet nie wiedzieli, że Katherine ich bada, gdy odpowiadali na z pozoru normalne pytania.

– Tak tylko mówię.

– Vin się odzywał?

– Można tak powiedzieć. Wiesz, że wczoraj spędziłam dzień z nim i z jego narzeczoną?

Otworzyła szeroko oczy.

– Jebany kutas – wysyczała. – Mam nadzieję, że wydrapałaś mu oczy, albo przynajmniej tej suchej wywłoce?

– Nie. Zaproponowałam im miejsce, w którym mogliby wziąć ślub.

– Co z tobą nie tak, Maddy?!

– Nie jestem taka jak ty. A nawet, gdybym była, nie zmieniło by to niczego. To, co się dzieje, już dawno wyszło spod kontroli.

– Mam nadzieję, że tego nie spieprzy.

– Nie wiem. Nie chcę o tym rozmawiać. A już na pewno nie na trzeźwo.

Niedługo później dojechałyśmy na miejsce. Już nie pierwszy raz mogłam zobaczyć na oczy, co znaczy nazwisko Blakemore. Zero kolejek i specjalne traktowanie na każdym kroku. Chyba nikomu z tej rodziny to nie przeszkadzało. Wcale się nie dziwiłam, każdy chciałby zaznać takiego luksusu, jaki dla nich był codziennością. Chciałam podejść do baru, widząc dwa wolne miejsca, ale wtedy Katherine złapała mnie za rękę i pociągnęła w głąb sali, na której końcu czekała już na nas loża.

Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz