Rozdział dwudziesty piąty

5.3K 474 23
                                    


Vincent

Patrzyłem przed siebie, od czasu do czasu unosząc szklankę z koniakiem. Miałem iść już spać, ale wtedy zadzwonił mój telefon. Serce zabiło mi szybciej, gdy zobaczyłem na wyświetlaczu Maddy. W pierwszej chwili nawet się uśmiechnąłem, ale później zorientowałem się, która jest godzina. Od razu pomyślałem, że coś się stało.

– Maddy?

– Cześć. Nie obudziłam cię?

– Nie. Wszystko w porządku?

– Chyba trochę tęsknie.

Wyprostowałem się. Poczułem coś dziwnego i nie potrafiłem nawet określić, co to takiego.

– Tęsknisz?

– Dlaczego nie chcesz być ze mną?

Westchnąłem. Przyłożyłem twarz do dłoni, szukając odpowiedniej odpowiedzi.

– Wiesz przecież, że bardzo chcę z tobą być.

– Nie. Nie walczysz o mnie. Nie robisz niczego, żeby zerwać zaręczyny. Wcale ci na mnie nie zależy.

Dopiero wtedy zorientowałem się, że jej głos nie brzmi tak, jak powinien. Byłem pewien, że piła.

– To nie tak.

– Naprawdę mnie kochasz?

– Najbardziej na świecie, kochanie.

– Więc dlaczego mi to robisz? – załkała.

Nie mogłem znieść myśli, że znów przeze mnie płacze. Czułem się tak, jakby ktoś władował mi cały magazynek w serce.

– Mad, mówiłem ci, że to nie tak. Chcę być z tobą, wierz mi.

– Wierzę... Nie wierzę, że coś z tym zrobisz.

Wstałem od biurka, złapałem za marynarkę i wyszedłem z sypialni. To był impuls. Musiałem ją zobaczyć.

– Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wiele zależy od ciebie.

Wyszedłem na zewnątrz, ruszyłem w stronę garaży, gdzie dwóch ludzi ojca kręciło się obok nich. Machnąłem do jednego ręką, na znak, że ma mnie gdzieś zawieźć. Wtedy nie myślałem nawet o tym, że ojciec dowie się o celu mojej podróży. Byłem jednak zbyt wstawiony i jeszcze bardziej rozkojarzony, by wsiadać za kółko.

– Nie wiem już, co mogłam zrobić. Oddanie ci serca nic nie znaczy?

– Byłem tak długo ślepy, Mad. Wszystko, co się działo, wydawało mi się właściwe. Nagle pojawiłaś się ty i wywróciłaś cały mój świat do góry nogami. Im dłużej nie mam ciebie przy sobie, tym bardziej ślepnę.

Wsiadłem do samochodu, zasłoniłem mikrofon w komórce, by przekazać adres kierowcy.

– Dlaczego musisz pochodzić z tak popieprzonej rodziny?

– Czasami myślę, że to nie ona jest popieprzona.

– Tylko twój ojciec?

– Tylko ja.

– Chciałabym w końcu zobaczyć, jaki naprawdę jesteś.

Westchnąłem. Sam chciałbym to zobaczyć. Miałem wrażenie, że ta uśpiona część mnie właśnie się obudziła. Być może dlatego jechałem do kobiety, od której powinienem trzymać się z daleka. Mogłem żyć tak, jak do tej pory, ale dla niej gotów byłem zmienić całe swoje życie. Musiała mi tylko w tym pomóc. Wiedziałem, że jest pijana, liczyłem jednak na to, że w tym stanie powie mi prawdę.

– A jeśli ci pokażę? Nie raz, nie na chwilę? Tak po prostu?

– Jest na to szansa?

– Wszystko można zrobić, wystarczy tylko odpowiednia motywacja.

– Tą motywacją jestem ja, prawda?

W tamtym momencie chciałem powiedzieć jej tak wiele. Jednak kierowca mojego ojca nie mógł usłyszeć niczego, co mogłoby mnie pogrążyć. Nie w tamtym momencie. Wiedziałem już, że chcę walczyć, ale nie mogłem zrobić tego tak po prostu. Całe życie spędziłem na kształtowaniu kogoś, kim nie byłem. Jeśli miałem wyjść z tego bez szwanku i jednocześnie osiągnąć to, czego tak bardzo pragnąłem.

– Tak, masz rację.

Przez szybę zauważyłem, że jestem coraz bliżej. Im dłużej do niej jechałem, tym bardziej traciłem cierpliwość.

– Chyba powinnam się rozłączyć, zanim powiem zbyt wiele.

– Nie. Powiedz – wysyczałem.

– Mam ci powiedzieć, że moim zdaniem jesteś tchórzem? Że w każdej chwili mógłbyś wszystko zmienić? Ty się boisz, Vin. Mógłbyś po prostu powiedzieć, że ślubu nie będzie. Powiedz mi teraz, że się mylę.

Znów spojrzałem przez szybę. Gdyby tylko wiedziała, że nie mówię wszystkiego, by powiedzieć jej to w oczy...

– Czy się mylisz? W pewnym sensie... tak.

– Wyjaśnij mi to.

– Nie wszystko da się załatwić od razu. Czasami czas jest najlepszym sprzymierzeńcem.

– A ja uważam, że tylko grasz na czas. Chcesz mnie, a jednocześnie nie chcesz stracić posady.

– Pogodziłem się już z jej utratą. Nie zależy mi na tym.

Milczała. Przez chwilę myślałem nawet, że śpi.

– A na czym ci zależy? – zapytała w końcu, a w jej głosie usłyszałem brak wiary.

Wtedy chciałem wykrzyczeć, że zależy mi tylko na niej. Miałem jednak szczęście, bo na jej ulicy znaleźliśmy się wyjątkowo szybko. Gdy kierowca się zatrzymał, wyskoczyłem z samochodu i pobiegłem dalej, by jak najszybciej znaleźć się w jej mieszkaniu.

– A jak myślisz?

– Nie wiem, chciałabym, żebyś mi o tym powiedział.

Wszedłem na klatkę i tak szybko, jak tylko byłem w stanie, pokonywałem schody.

– Chcesz to usłyszeć?

– Dokładnie tak.

– Więc otwórz drzwi.

– Co?

– Otwórz drzwi, Mad.

Przez chwilę było cicho. Rozłączyłem się, gdy usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka.

– Co ty tu robisz? – zapytała zaskoczona.

Dopiero wtedy zauważyłem, że nie wypiła kilku lampek wina.

– Zależy mi na tobie. Tylko na tobie.

Wszedłem do środka i od razu wpiłem się w jej usta. To, że od razu oddała mi ten pocałunek, znaczyło dla mnie więcej, niż tysiąc słów. W tamtym momencie nie chciałem niczego więcej.

– Skoro ci na mnie zależy, udowodnij mi to – wyszeptała, przerywając pocałunek.

Odszedłem od niej o krok, dokładnie lustrując jej ciało. Gdyby tylko wiedziała, co wtedy miałem ochotę z nią zrobić... Powstrzymało mnie tylko to, że była pijana, a ja chciałem, by zapamiętała wszystko dokładnie.

– Udowodnię... ale nie dziś. Chodź spać, kochanie.

Nie wyglądała na przekonaną, ale w tamtej chwili było jej chyba wszystko jedno. Miałem nadzieję, że gdy się obudzi, będzie pamiętała wszystko, co mi powiedziała. Nie zadawała sobie sprawy z tego, jak jej telefon pomógł mi w podjęciu decyzji.

Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz