Pov. Jaden
- Co jej zrobiłeś? - warknąłem w stronę Oliviera, który wszedł do salonu z Vanessa na rękach. Bezwiednie opadała na jego klatkę piersiową, a swoją twarz trzymała w zagłębieniu jego szyi.
- Nic, idioto. - przewrócił na mnie oczami i przeszedł do kanapy w salonie, po czym delikatnie odłożył na niej dziewczynę i przykrył ją kocem, uprzednio ściągając go z zagłówka kanapy. - Spotkałem ją w holu. Wracała skądś, ale stwierdziła, że musi tu przyjechać i wpakowała mi się do samochodu. Później zasnęła i tak o to zostałem posądzony o zrobienie jej jakiejś krzywdy. A oczywiście jedyne, co może jej być to wycieńczenie fizyczne.
Prychnąłem pod nosem i zacisnąłem usta w wąską linie aby się nie wygadać. Doskonale wiedziałem gdzie była, ale póki nie pytał nic mu nie powiem. Obiecałem dziewczynie nie puścić pary z ust, jednak chcąc nie chcą Olivier sprawuje tutaj władzę i pewnie prędzej czy później będzie chciał wiedzieć co się tutaj dzieje.
Jak na swój wiek bardzo dobrze sobie radzi z tym całym ciężarem, jaki zrzucił na niego dziadek Vanessy. Na początku byłem co do tego sceptycznie nastawiony, ale teraz gdy widzę, że Olivier od początku nie popełnił żadnego błędu dobrze o nim świadczy. Nie jednemu noga podwinęłaby się na samym starcie, ale nie mu. Pokazał jaki silny jest i nie uciekł po pierwszym tygodniu z podkulonym ogonem jakby zrobił to każdy na jego miejscu. Nie podłamał się, gdy ona uciekła a później pojawiły się inne problemy. Jedyną rzeczą która go wtedy uszczęśliwiała było to, że wiedział iż z Vanessą było wszystko w porządku.
Potrząsnąłem głową, gdy zrozumiałem, że zaciąłem się na dłuższą chwilę patrząc się na bruneta. Nic więcej się nie odzywając obróciłem się na pięcie i ruszyłem do kuchni zostawiając ich samych. Ale spokój nie był mi dany, bo zaraz za sobą usłyszałem ciche muśnięcie i kroki zbliżające się do kuchni.
- Kurwa. - szepnąłem pod nosem i złapałem się za czubek nosa aby jakoś się uspokoić.
Nie minęła chwila a chłopak już się znalazł po drugiej stronie wyspy kuchennej i patrzył na mnie wyczekująco.
- Gdzie była? - postanowił jako pierwszy przerwać ciszę ciążącą między nami jak cegła uciskająca na klatkę piersiową.
- Gdzie jej nie było. - zakręciłem się wokół własnej osi lokalizując lodówkę, po czym wyjąłem z niej dwa piwa i odstawiłem na blat.
- Jeszcze trochę i pozbawię cię premii. - westchnął, a ja spojrzałem na niego jak na idiotę.
- Ale ja nie mam premii. - zmarszczyłem brwi i pociągnąłem łyk zimnego Heinekena.
- To dostaniesz minusową. - wzruszył ramionami, przez co prychnąłem. Ten gość ma szczęście, że przynajmniej go lubię.
- Wiesz co się zaczęło. Widziałeś zdjęcia z tego co się stało na Sycylii. Wymordowali wszystkich. Docierają też tutaj.
- Jak to kurwa możliwe? - brunet oparł się łokciami o blat i pociągnął palcami za końcówki przydługich włosów. - Wybiliśmy te gnidy. Nie możliwe żeby ktokolwiek przeżył.
- Najwidoczniej popełniliśmy błąd. - zaciąłem się patrząc w jeden punkt. - Ogromny błąd. - dopowiedziałem po chwili.
I właśnie w tym miejscu skończyła się piękna bajka bez żadnych błędów.
- Rozsiali się po całych Włoszech. - powiedziałem po chwili namysłu. - Byli pod posiadłością w Neapolu.
- Kiedy? - zapytał wściekły i lekko podniósł głos. Przesunąłem wzrok na szyjkę butelki od piwa na której z każdą chwilą coraz mocniej zaciskał swoją dłoń.
CZYTASZ
Związani miłością
RomanceDruga cześć opowiadania „Tylko zakład". Nadszedł w końcu dzień, w którym wyjeżdżam na studia do Nowego Jorku. Czekałam na to całe życie, jednak nie wiedziałam, że to wszystko właśnie tak się potoczy.