Maddy
Obudziłam się z bólem głowy. Otworzyłam oczy i wpatrywałam się w ścianę, próbując przypomnieć sobie wydarzenia z ostatniej nocy. To okazało się trudniejsze, niż myślałam. Było dużo alkoholu. Pamiętałam, że rozmawiałam z Katherine o Vincencie, a później wróciłam do domu. Kiedy już myślałam, że to wszystko, przypomniałam sobie, że wybierałam jego numer. Pisnęłam niemo, gdy przed moimi oczami pojawił się obraz, w którym otwierałam mu drzwi. Bardzo wolno odwróciłam się, by sprawdzić, czy nie śpi obok mnie.
– Dzień dobry – powitał mnie ochrypłym głosem.
Leżał i patrzył na mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem. Na moment straciłam głos.
– Co tu robisz? – wyszeptałam z trudem.
– Nic nie pamiętasz?
Wyglądało na to, że był zawiedziony.
– Szczerzę mówiąc... niewiele. Czy my?...
– Nie. Nie dotknąłem cię.
Ulżyło mi. Chociaż musiałam przyznać, że nie wiedziałam z jakiego powodu. Dlatego, że nic się nie wydarzyło? A może dlatego, że gdyby coś się wydarzyło, nie pamiętałabym tego?
– Zadzwoniłam do ciebie?
– Zgadza się.
– Co się stało, że tu przyjechałeś?
– Trochę mi nagadałaś. – Poruszył się i zawisł nade mną. – Oczywiście miałaś rację i musiałem przyznać ci ją, patrząc w twoje oczy.
– Co powiedziałam? – zapytałam przerażona.
– Wiele rzeczy. Na przykład to, że jestem tchórzem – odparł jakby rozbawiony.
– Wcale tak nie myślę – powiedziałam szybko.
– Myślisz i wiesz co? Masz rację. – Odsunął się ode mnie, po czym zszedł z łóżka. – Uświadomiłaś mi coś ważnego i możesz być pewna, że ten ślub się nie odbędzie.
Po tych słowach wyszedł z sypialni jakby właśnie nie powiedział mi czegoś ważnego. Jeszcze przez chwilę leżałam nieruchomo na łóżku, wpatrując się w drzwi, za którymi zniknął. W końcu jednak doszłam do siebie, na tyle, by móc wstać i pójść za nim. Znalazłam go w kuchni, gdy parzył kawę. Patrzyłam na niego, gdy on tylko raz zerknął w moją stronę. Miałam wrażenie, że to głupi sen, bo przecież to nie mogło się tak po prostu ułożyć. Ból głowy i lekkie mdłości spowodowane zbyt dużą ilością alkoholu, nie pomagały ułożyć myśli w jedną sensowną całość. Dopiero, gdy Vincent postawił kubki na stole, zapach gorącej kawy nieco mnie otrzeźwił. Zajęłam miejsce na krześle i spojrzałam na mężczyznę, którego twarz była zaskakująco rozluźniona. Gubiłam się w tym.
– Co zamierzasz? – zapytałam, wpatrując się w niego.
– Jeszcze nie wiem. Jutro lecimy do New Rochelle, może tam znajdę wyjście.
– Jak to lecimy?
– Alex ma urodziny.
– To nie tłumaczy twojej informacji, że lecę z tobą.
– Mam zamiar zabrać cię ze sobą wszędzie, gdzie tylko będę mógł to zrobić – powiedział tak stanowczo, że nieświadomie skuliłam ramiona.
Czy źle o mnie świadczyło, że czekałam na więcej władczości z jego strony? Nie chciałam, by był taki jak bracia, ale ta cecha mi się w nich podobała. Dzięki temu mogli uważać, że nic nie jest w stanie ich zniszczyć i nawet ludzie, którzy stanęli na ich drodze czuli to, gdy tylko na nich spojrzeli. Vincent także taki był, ale z jakiegoś powodu to ukrywał. I nagle pokazał swoją kolejną twarz, która w mojej ocenie była najlepsza. Przede wszystkim dlatego, że była prawdziwa.
CZYTASZ
Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANA
DragosteVincent Blakemore wydawał się być przykładnym synem swojego ojca. Lata temu odsunął się od rodzeństwa, by przygotowywać się do objęcia władzy, gdy nadejdzie czas. Nie widział w tym niczego złego. Wręcz przeciwnie. Był przekonany, że on jako jedyny w...