Rozdział 34

1.2K 33 35
                                    

Maks

 
 
 
              Od kilku dni w Ahorze chłopaki o niczym innym nie rozmawiają, jak o urodzinach Carlosa. My z Adrianną też mieliśmy na nie iść, po raz pierwszy od narodzin Lilianny. Po ostatnich miesiącach wypełnionych przez Jakuba wspomnieniami obydwojgu nam przydałoby się zresetowanie.   Niestety ciocia Juanita rozchorowała się, a Aureliusz boi się zostać sam z dwoma dziewczynkami.
              – Nie muszę iść – powtarzam po raz kolejny tego poranka i wstaje po Lilkę, która gaworzy w swoim łóżeczku. – Nic się nie stanie, jak raz nie...
              Gwałtownie milknę, stając przed łóżeczkiem, w którym Lilka trzyma palce własnej stopy w buzi i śmieje się... na mój widok!
              – Ona się śmieje – szepcze do Adrianny, nie odrywając wzroku od małej.
              – Nawet twoja własna córka nabija się, bo wie, że ściemniasz, mówiąc, że nie chcesz wyjść z chłopakami! – chichocze Adrianna, na co przewracam oczami chociaż uśmiech nie schodzi mi z twarzy. – Kucnij. – Zerkam na nią pytająco, a ona wyjaśnia: – Kucnij, tak żeby cię nie widziała i pokaż się jej jeszcze raz.
              Wykonuje polecenie, a Lilianna zanosi się perlistym śmiechem. Nawet po kilkukrotnym powtórzeniu nadal jest tak samo rozbawiona. To niesamowity widok. Biorę ją na ręce i wspólnie kładziemy obok Adrianny.
              – Idź sam – odzywa się Adrianna, obejmując mnie oraz Lilkę. – Pozwalam ci! Odepnę ci na ten jeden wieczór smycz – dodaje, chichocząc w najlepsze, czym ponownie rozbawia naszą córkę.
                                                                      *
              Dziś udaje nam się skończyć pracę dosyć wcześnie. Żeby nie marnować czasu każdy z nas wziął ze sobą ciuchy do przebrania. Oczywiście opijanie urodzin Carlosa rozpoczęliśmy już w Ahorze, więc do klubu podjeżdżamy dosadnie wstawieni. Zamykam drzwi taksówki i przez moment patrzę na rozświetlony neonami klub. Chociaż tak dawno tu nie byłem, nie specjalnie tęskniłem za tym miejscem i ludźmi, którzy tam się bawią. Carlos szturcha mnie w ramię i wraz z pozostałą częścią naszej paczki wchodzimy do środka klubu.
              Pierwsze godziny upływają nam w zajebistej atmosferze, głównie na wspominkach, żartach i piciu. Dołącza do nas Mateo wraz z Monic i Gabi, a także Rico. Dudni mi w głowie od połączenia wódki i głośnej muzyki. Mam wrażenie, że jej rytm wybija nawet moje serce. Zerkam na zegarek, dochodzi druga w nocy. Rozglądam się po twarzach, siedzących przy stole, kumpli i dochodzę do wniosku, że czas się stąd zmywać. I tak już wszyscy jesteśmy nawaleni, każda kolejna godzina pogorszy tylko ten stan. Jutro sobota i normalnie pracujemy, a ja chciałbym przed wyjściem spędzić choć odrobinę czasu z dziewczynami.
              Unoszę się z miejsca, by pożegnać się i wrócić do domu, póki jeszcze jestem świadom tego co robię. Tymczasem Carlos posyła mi ostre spojrzenie i woła:
              – Nawet nie myśl, że sobie pójdziesz! Nie ma takiej, kurwa, opcji! Tak rzadko wychodzimy razem, więc siadaj na dupie i siedź z nami.
              Bez słowa wracam na miejsce. Carlos ma rację, od narodzin Lilki nie wychodziliśmy razem nawet na piwo. Powinienem zostać.
              Półtorej butelki wódki później, śmieję się i opieram wygodnie plecy o kanapę, obserwując zgromadzony tłum. Przy naszym stoliku siedzi niezliczona ilość znajomych, jak i obcych kobiet. Z niektórymi, zapewne nawet spałem. Jestem tego więcej niż pewien, chociaż nie specjalnie pamiętam z którymi, nie mówiąc już o ich imionach. Rico i Macarena zaczynają swój stały schemat dogryzania sobie nawzajem, choć każdy z nas dobrze wie, że jeszcze przed końcem nocy wylądują razem w łóżku.
              – Widzisz gdzieś Monic? – zagaduje mnie, nawalony jak cholera, Carlos.
              Kieruję wzrok w stronę parkietu, poszukując jego młodszej kuzynki. Jednak zamiast Monic odnajduję... Camillę, która kołysze się wśród zebranego tłumu. DJ zmienia kawałek, a pulsująca muzyka jest wolniejsza niż rytm mojego serca. Patrzę na nią, na jej niebezpiecznie kusząco poruszające się ciało i nie mogę oderwać wzroku. Albo Camilla wygląda jeszcze lepiej niż zazwyczaj...albo zbyt dużo wypiłem? Dopiero po chwili orientuję się, że nie jest sama. Za nią stoi jakiś napakowany frajer, który ociera się o nią w taki sposób, który w innych okolicznościach podniósłby mi ciśnienie. Dziś, nie wywiera to na mnie najmniejszego wrażenia, zero emocji.
              Nagle obraca głowę i spogląda wprost na mnie. To kilkusekundowe intensywne spojrzenie mówi mi wszystko. Nawet nie musi się uśmiechnąć. Jej ciało kusi, zachęca do dotyku, a ten koleś z tego korzysta, sunąc dłońmi po każdym dobrze znanym mi kawałku. To jej gra. Udawaną obojętnością, chce mnie sprowokować, ma stać się wyzwaniem. Znam ją i tą zabawę za dobrze, ale tym razem nie reaguję.
              Utwór kończy się, a ona nawet nie obraca się do typa z parkietu, tylko bez słowa odchodzi w stronę baru. Nie mija pięć minut jak sączy kolorowego drinka. Sięgam po telefon, by chociaż przez chwilę przestać się na nią gapić.
              – Dobra, widzę ją! – woła Carlos.– Tańczy z tym pajacem z hotelu – marudzi, pokazując mi ich palcem.
              – Zaraz wracam – mamroczę do niego, orientując się, że bateria mi pada.
              Mam nieodebrane połączenie i wiadomość od Adrianny. Z trudem wstaję od stolika. Dopiero teraz czuję jak bardzo jestem najebany. Wychodzę na zewnątrz. Wybieram numer Adrianny i … telefon wibruje, dając tym samym znać, że jest totalnie rozładowany.
              – Ja pierdolę – sykam pod nosem.
              – Nie widać.
              Odrywam wzrok od ekranu. Camilla staje przede mną.
              – Dawno cię tu nie widziałam.
              – Tylko nie mów, że tęskniłaś – nabijam się, próbując włączyć telefon. Albo te przyciski są za małe, albo jestem idiotą!
              – Chyba nieźle zaszalałeś dzisiaj!– Camilla parska śmiechem, wyciąga mi telefon z dłoni i opiera się plecami o ścianę budynku.
              – Nie mam ochoty na twoje pojebane gierki – warczę, gwałtownie sięgając po swoje.
              – A może ja mam ochotę?– pyta z kokieteryjnym uśmiechem, jednak oddaje mi telefon.
              Zamykam oczy, starając się nad sobą zapanować. Jestem kompletnie pijany. Camilla coś do mnie gada, ale w ogóle jej nie słucham. Staram się włączyć komórkę. Coraz bardziej wkurwiony kręcę głową, a Camilla robi coś czego nie mogłem się spodziewać...sięga moich ust! Próbuje odsunąć się, ale nie jestem wstanie poruszyć się nawet na minimetr. Jej dłonie wpasowują się między nas. Wolno przesuwa je ku centrum mojego ciała. Robię pół kroku w tył, a wtedy ona opada przede mną na kolana. Pewnie i bez żadnych ostrzeżeń rozpina mi spodnie. Oblizuje swoje pełne usta, raz, drugi, trzeci... A ja zastanawiam się czy to możliwe, aby tylko od tego ruchu tak kręciło mi się w głowie? Ledwie trzymam się na nogach, chociaż od dobrej chwili przytrzymuję się dłonią o ścianę budynku.
              Jest tak pewna siebie, gdy dotyka mnie przez materiał bokserek. Jakby wiedziała, że nie dam rady jej odmówić. Wiem, co zaraz nastąpi. Mam wrażenie, że moje ręce są sparaliżowane, wiszą wzdłuż ciała. Czuję jej ciepły oddech, wiele obiecujący. Posyła mi jeden ze swoich perfekcyjnie opanowanych uśmiechów i oplata wargami mojego członka. Jej język zatacza rzędy ósemek, a usta przyspieszają z sekundy na sekundę. Czuję skraj jej gardła. Odsuwa się i znowu szybko bierze mnie całego. Spodnie opadają mi do kostek, a ona dłońmi chwyta mnie za pośladki i przyciąga jeszcze bliżej.
               Słyszę czyjeś głosy, śmiechy, dźwięki tłuczonego szkła...
              Jestem pewien, że długo nie wytrzymam. Zamykam oczy, gubię myśli i zastanawiam się czy naprawdę jest taka dobra, czy może to tylko złudzenie. Doprowadza moje ciało do krawędzi w zaledwie kilka chwil. Krztusi się, ale wypuszcza mnie tylko na czas jednego oddechu. Zauważam jaśniejsze światło. Mam wrażenie, że nogi się pode mną uginają. Zaciskam zęby. Chcę to przedłużyć, ale nie jestem wstanie. Ciśnienie narasta i koncentruje się w jednym miejscu, wbrew mojej woli...
              Nagle oblewa mnie zimny pot.
              – Kurwa!– głośno klnę i otwieram oczy. Jestem cały mokry. Mrużę powieki, bo ostre światło boleśnie mnie razi.
              – Pół nocy próbowałam się do ciebie dodzwonić!
              Pierwsze co widzę, zanim uświadamiam sobie gdzie jestem, to śmierdzący wódą Mateo, który leży obok mnie. Co jest grane?! Co to było, to przed chwilą? Sen? Jawa?
              – Naprawdę tak ciężko jest napisać jednego, pieprzonego SMS–a?!
              Unoszę głowę i dostrzegam Adriannę, tak wkurwioną jak nigdy dotąd, która w dłoni trzyma w połowie pustą szklankę z wodą. Łeb mi pęka.
              Ponownie jestem cały mokry.
              – Adrianna! – warczę, wycierając ręką mokrą twarz.
              Dopiero teraz zauważam, że jestem w Ahorze. Musieliśmy wrócić tu po klubie. Nic nie pamiętam. Film mi się urwał zaraz po tym jak... Ja pierdolę! Camilla! Nie wiem, czy nic nie odjebałem... ale skoro śpię z Mateo, to chyba nie?
              – Ty cholerny gówniarzu! Ja, głupia, się martwiłam, a ty zachlałeś! Naucz się, że wychodząc trzeba naładować telefon!
              Adrianna trzaska drzwiami i opuszcza pokój, a ja oburącz przytrzymuję swoją ociężałą głowę.
              – Wkurwiła się za wczoraj?– pyta rozbudzony Mateo.
              – A co się, kurwa, wczoraj wydarzyło?!
              Do pokoju wtacza się Carlos i jeszcze bardziej pijany, Miguel.
              – Widzę, że jest grubo! Adriannę słuchać było w drugim pokoju. Masz reset systemu? – pyta mnie ten pierwszy, a gdy przytakuję głową, mówi:– Nic takiego się nie wydarzyło...Po prostu wyszedłeś na zewnątrz z Camilą, lizaliście się, a potem stały schemat.. Do Ahory, szybki numerek i...
              Gwałtownie podnoszę się na łóżku i nie wierzę w to co słyszę. Jednak to nie był sen?! Naprawdę byłbym gotów zrobić coś takiego?! W tym momencie wszyscy moi kumple wybuchają głośnym śmiechem, a ja, nie rozumiejąc co ich tak bawi, patrzę zdumiony.
              – Nie sądziłem, że dasz się tak nabrać! – woła Carlos i, prawie dusząc się od śmiechu, dodaje: – Ale było warto!
              – Ty na serio nic nie pamiętasz?– pyta Mateo.
              –Urwał mi się film zaraz po tym jak wyszedłem zadzwonić – wyznaje, masując obolałe skronie.– Nigdy więcej nie pije. Z wami szczególnie – oznajmiam, a moi kumple pękają ze śmiechu.
              Ponieważ dzień rozpoczęliśmy gwałtownie i bardzo późno, wystarcza nam czasu tylko na prysznic i przebranie się do roboty. Przez cały czas staram sobie przypomnieć, co do diabła, wczoraj robiłem. Przebieg wydarzeń rozmywa mi się w jednym i tym samym miejscu, a punktem kulminacyjnym wieczoru jest Camilla. Według zapewnień Carlosa nie odjebałem niczego, jednak moja niepewność doprowadza mnie na skraj szaleństwa. Do Adrianny nawet nie próbuję dzwonić, wiem, że jest wściekła i jakiekolwiek wytłumaczenia z mojej strony pogorszą sytuację. Ona musi ochłonąć, a ja całkowicie wytrzeźwieć i przejść kaca...szczególnie moralnego.
              Godziny w pracy dłużą mi się niemiłosiernie. W końcu z Ahory wychodzą ostatni goście, możemy sprzątać i zamykać. O dziwo, uporządkowanie restaurację idzie nam sprawnie, jednak ja zostaję odrobinę dłużej niż pozostali. Muszę zanotować braki w towarze i wysłać listę zakupów do naszego zaopatrzeniowca. Fakturą z całego miesiąca postanawiam zająć się jutro. Jestem zmęczony. Ociężale wychodzę z kuchni, otwieram tylne drzwi Ahory i...wpadam na Camille.
              – Co ty tu robisz?– pytam zszokowany jej obecnością.
              – Nie powinnam tu przychodzić– mamrocze i obraca się by odejść.
              – To prawda. Ale już przyszłaś, więc o co chodzi? –dopytuje może zbyt oschle, ale jestem zmęczony, marzę by znaleźć się w swoim łóżku.
              – Nie mam gdzie się podziać– wyszeptuje ze spuszczoną głową. – Ojciec wyrzucił mnie jak się dowiedział, że zrezygnowałam ze studiów. Mówiłam ci wczoraj.
              Mam lukę w pamięci. Prawie nic nie pamiętam, tym bardziej rozmowy z nią.
              – I co w związku z tym? Nie masz koleżanek żeby im ponarzekać na starego? –sykam, zamykając drzwi Ahory na klucz. Podchodzę do swojego auta i energicznym ruchem szarpię za jego klamkę.
              – Proszę cię, tylko na kilka nocy.
              Czuję, jak wzbiera się we mnie złość. Co ona, do cholery, sobie myśli?! Obracam się w jej kierunku, próbując ułożyć w głowie jakąś kąśliwą odpowiedź. Nagle dostrzegam na jej twarzy łzy... i pękam.
              – Proszę, zostałeś mi już tylko ty. Nikt inny nie chciał mi pomóc.
              – Nie płacz – mamroczę, zerkam na godzinę w telefonie i mimo niechęci, mówię: – Możesz tu spać.
              – Naprawdę? – dopytuje, a kiedy potwierdzam skinieniem głowy, rzuca mi się na szyję i woła: – Dziękuję! Dziękuje!
              W co ja, najlepszego, się wpakowałem?! –pytam sam siebie.
                                                        *
              Godzinę później wycieńczony otwieram drzwi swojego domu. Naciskam włącznik światła. W kuchni, ku ogromnemu zaskoczeniu, zastaję Adriannę.
              – Nie śpisz? –pytam, ostrożnie zbliżając się do niej. Nie rozmawialiśmy cały dzień i nie mam pojęcia czy nadal jest zła.
              – Proszę, to dla ciebie – oznajmia i podaje mi plastikowe opakowanie...z power bankiem. Uśmiecham się, a ona odwzajemnia. Jednak nie jestem na totalnie straconej pozycji. Wyciągam po nią rękę i płynnym ruchem przyciągam do siebie.
              – Przepraszam – wyszeptuję, opierając brodę o czubek jej głowy.
              – Nie gniewam się – Adrianna przytula się mocniej. – Już mi przeszło – dodaje, a ja nareszcie czuję ulgę.
              –Trochę za mocno popłynęliśmy z chłopakami.
              – W porządku, sama cię namawiałam żebyś poszedł...ale ze świrowałam jak o piątej nadal cię nadal nie było, nie odzywałeś się i nie wróciłeś do domu. Martwiłam się, że coś ci się stało.
              Adrianna unosi twarz i cicho pyta:
              – Dlaczego dziś też tak późno wróciłeś z pracy?
              Ja pierdolę. Nienawidzę ściemniać, ale jeśli powiem jej prawdę znowu się wkurwi. Dlatego dla jej dobra omijam temat Camili i zwalam wszystko na kaca i trudności w zliczeniu braków na kuchni.
              – Naucz się lepiej kłamać! – syka i wyrywa się z mojego objęcia.– Śmierdzisz damskimi perfumami. Jakoś Lalo i Carlos wrócili ponad godzinę temu do domu. Wiem, bo byłam u Juanity. – Spogląda w moje oczy z mordercza złością i pyta: – Wiec powiedz mi łaskawie co, a raczej kto, tak długo cię zatrzymał przed powrotem do domu?!
                                          *
              Tak właściwie to sam już nie wiem, o co się kłócimy? Mam dosyć. Jestem skacowany i wykończony po dzisiejszym dniu. Mówię jedno słowo, ona zalewa mnie morzem swoich pretensji. Jakbym sam nie wiedział, że zjebałem zgadzając się by Camilla spała w Ahorze.
              – Dobra, kurwa, chcesz żebym przyznał ci rację? Tak, masz racje! Jak zawsze! – warczę.
              – Nie o to mi chodzi! Ty naprawdę uważasz, że to jest w porządku, że zajmujesz się swoją byłą?!
              – A co twoim zdaniem miałem zrobić?! Potrzebowała pomocy...
              – I oczywiście ty byłeś jedynym na tej planecie do którego mogła pójść! Może idź jeszcze przytul ją na dobranoc?!– syka, a w jej słowach czuć kpinę i złość.
              – Weź, skończ gadać takie bzdury. Najwidoczniej tak, byłem jedynym! Zresztą nie mam zamiaru więcej się tłumaczyć! – wykrzykuję i obracam się w stronę drzwi wejściowych.
              Musze ochłonąć. Chwytam za klamkę i...nagle jakbym cofnął się w czasie. Znów jestem gówniarzem. Znowu kłótnia. Znowu chcę wyjść, zostawiając za sobą problemy...
              – No, idź! Trzaśnij drzwiami! Idź! – woła zaciekle Adrianna. – Przecież to właśnie chciałeś zrobić! Nie bój się – Zerkam na nią, bo ma wrażenie, że czyta mi w myślach. Wie co mnie sparaliżowało. – I tak pójdę za tobą, bo jeszcze nie skończyłam się z tobą kłócić, ty irytujący dupku!
              Na jej rozwścieczonej, jeszcze przed momentem twarzy, pojawia się półuśmiech. I ja też odpowiadam uśmiechem. Cała ta kłótnia jest irracjonalna. Robię krok w jej stronę, lecz w tym samym momencie, z hukiem ze swojego pokoju wybiega Klara.
              – Nie kłóćcie się!– przeraźliwie szlocha. – Proszę, nie...
              Adrianna natychmiast klęka obok niej i otacza ją ramionami. Zerka na mnie i wygląda na bardziej przerażoną aniżeli Klara.
              – No już, spokojnie, kochanie – szepcze Adrianna, kołysząc trzęsącą się córkę.
              – Nie chcę, żebyś znowu była smutna, żebyś płakała. Nie chcę, żebyśmy znowu zmieniały dom. – Dziewczynka ponownie zanosi się płaczem i ledwie słyszalnie dodaje: – Mam ładny pokój...i łóżko....i w końcu mam nową koleżankę i kolegę...i lubią mnie i....
              – My nie...– zaczyna Adrianna, ale przerywam jej i pewnie oznajmiam:
              – Kłócimy się.
              Klękam obok Klary i wyjaśniam:
               – To normalne. Czasem ciężko nam dojść do porozumienia, ale nie dlatego, że się nie kochamy. Wręcz przeciwnie. Zależy nam na sobie, chcemy jak najlepiej, ale czasem nam nie wychodzi i się kłócimy. Prawda jest taka, że nie powinniśmy krzyczeć na siebie. Przepraszam za to.
              –  Ja też przepraszam. Bardzo mi przykro, kochanie, że to słyszałaś – szepcze Adrianna i jeszcze mocniej ją przytula. – Wystraszyłaś się, tak?
              Klara, ze smutną miną, jedynie przytakuje głową.
              – To, że pokłóciliśmy nie oznacza, że ktokolwiek będzie się wyprowadzał. Ani ja, ani ty czy Lilka, a tym bardziej nie wasza mama. No chyba, że bardzo będzie tego chciała... ale dopiero po tym jak zrobi nam naleśniki na śniadanie! Gdyby każda kłótnia oznaczała wyprowadzkę, to ja i twoja mama raczej byśmy nie zamieszkali ze sobą, co więcej, my nawet byśmy jednego dnia razem nie przepracowali w Ahorze...ja pewnie też bym tam nie pracował za codzienne kłótnie z szefem – mówię z uśmiechem i w końcu Klara też pogodnieje. –  A teraz, twoja mama da mi buziaka na zgodę, a potem wszyscy pójdziemy do łóżka i opowiesz o swojej nowej koleżance. O koledze opowiesz mi jutro rano, muszę się wyspać, by w razie czego pójść do niego i go ...–  nie kończę myśl, a i tak na jej małej dziecięcej buzi pojawia się uśmiech.
              – Naprawdę mogę spać z wami? – pyta zarazem z niedowierzaniem i ekscytacją zarazem, a kiedy przytakuje głową, ona podnosi się z podłogi i woła: – Mamusiu, całuj i lecimy do sypialni!
              Widzę, że złość z Adrianny całkowicie nie ulotniła się, jednak jest o wiele spokojniejsza, gdy dosięga ustami moich. Przyciągam ja do siebie, pochylam twarz i cicho wyszeptuje:
              – Kocham cię, maleńka. Nigdy bym cię nie skrzywdził.
              Biorę Klarę na ręce i prowadzę do sypialni. Gdy tylko przekraczamy próg, z płaczem budzi się Lilka. I po chwili lądujemy całą czwórką w jednym łóżku, gdzie najmłodsza zamiast jeść wpatruje się w Klarę, która z wielkim przejęciem opowiada o dziewczynce ze szkoły.
              Mijają dwa kwadranse nim zasypiają i nastaje błoga cisza. Z racji, że obie śpią pośrodku łóżka, oddzielając mnie z Adrianną, to jedyny dotyk z jej strony to wplecione, lodowate stopy w moje. Dłonią sięgam jej policzka i delikatnie dotykam opuszkami jej ciepłą skórę. Natychmiast wzdryga się i otwiera oczy, lecz tym razem nie widzę w nich przerażenia.
              – Maks, kocham cię – wyszeptuje, po czym muska ustami wewnętrzna część mojej dłoni – i ufam ci. Nie spieprz tego.
                                          *
              Nazajutrz budzę się wcześnie rano. Po wspólnym śniadaniu zawożę Klarę do szkoły, po drodze słuchając o Oscarze, chłopcu z jej klasy, który jak się okazuję jest również siostrzeńcem Pablo. Następnie spotykam się z Alberto, naszym dostawcą, i sprawdzam zakupiony przez niego towar. Udaje mi się nawet podjechać na siłownię. Tam orientuje się, że nie zabrałem z domu telefonu, ani dokumentów. Jednak nie mam czasu, by po nie wrócić. Do Ahory wpadam kwadrans przed czasem. W ekspresowym tempie szykuję śniadanie dla Camili, bo jestem pewien, że nic nie jadła. Ma dwie lewe ręce, wodę na herbatę potrafiłaby przypalić.
              Gdy ruszam po schodach na piętro, do Ahory wchodzą Carlos i Lalo. Przyspieszam tempo. Musze pogadać z Camilą, żeby poszukała innego lokum do przekoczowania złości swojego starego. Nie potrzebuję kolejnych kłótni z Adrianną. A już na pewno nie potrzebuję kłótni o nią.
              – Cześć. Jadłaś coś? – pytam od progu.
              – Hej.
              Camilla podnosi się z łóżka, ubrana jedynie w koronkową bieliznę. Wygląda...oszałamiająco. Stawiam na szafce nocnej talerz, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że z wrażenia może wypaść mi z dłoni i natychmiast obracam się w stronę drzwi. Muszę stąd spieprzać i to szybko. Rozmowa może poczekać do wieczora...albo do momentu aż będzie bardziej ubrana.
              – Dziękuje, jesteś kochany – mówiąc to Camilla, próbuję złapać mnie za rękę. – Zostań, posiedź chwile ze mną.
              – Nie, nie mogę – odpowiadam krótko, ale pewnie i wyrywam jej swoja dłoń.
              – Dlaczego? – pyta i staje przede mną. Wiję się niczym wąż, ale... zupełnie na mnie nie działa.
              – Bo mam kogoś, kogo kocham, o kim marzyłem i nie mam zamiaru tego spieprzyć.
              – O tym marzyłeś?!– woła kpiąco. – O pieluchach i przecierkach? Czy może o niańczeniu czyjegoś dzieciaka?! Wytłumacz mi, bo nie rozumiem po co ci ona, z tym swoim całym bałaganem. Nie jest tego warta. Chyba, że chciałeś...
              – Ciepła!– wykrzykuje ostro. – Rodziny. Chciałem tego wszystkiego... z kimś, by nigdy już nie czuć się samotnym.
              – O czym ty bredzisz, Maks – szepcze kusicielsko, a dłonią wędruje po mojej klatce.
              – Co do cholery robisz?!– warczę i gwałtownie odpycham jej dłonie, ale ona nic z tego sobie nie robi i nim się orientuje, zawiesza dłonie na mojej szyi i próbuję dosięgnąć ustami moich.
              – Zobaczysz, kilka sekund i przypomnisz sobie czego pragniesz.
              Staram się nie szarpnąć nią zbyt mocno, jednak na tyle stanowczo by zrozumiała, że nie ma na co liczyć. I nagle dobiega mnie głos...                         
 
 

lekcja hiszpańskiego 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz