Rozdział 41

1K 33 13
                                    

Adrianna
 

 
              Jak często mam w zwyczaju czwartkowe popołudnie spędzam na rozmowie z Paulą. Żeby zapewnić sobie chwilę spokoju wraz z dziewczynkami i naszym psem wychodzę na ogród. Kiedy tylko Klara zaczyna szaleć, wracam do rozmowy.
              – Dobra, opowiadaj jak Ferenc – chce wiedzieć Paula. – Klara coś na pewno mówiła...
              Zaczynam więc opowiadać o kolejnym spotkaniu mojej córki z ojcem. Co prawda wiem tyle, ile powiedziała mi Klara oraz Maks, który ją zawodził i odbierał. Najwidoczniej leczenie pomogło Jakubowi w radzeniu sobie ze swoimi emocjami. Jest spokojniejszy, nie reaguje agresją, a na pewno nie odbija jej na mnie. To duży krok na przód.
              – Jakoś nie chce mi się w to wierzyć, ale dobra, niech będzie – wzdycha Paula.
              – Chcesz powiedzieć, że nie wierzysz swojej córce chrzestnej ? – żartuję.
              – Jej wierzę, jemu nie. Mężczyźni się nie zmieniają.
              – A kobiety już tak ?
              – Owszem. Popatrz na siebie! Podczas miesięcznego cyklu przeistaczasz się niczym Dr. Jekyll i Mr. Hyde! – moja przyjaciółka wybucha śmiechem. – Twoje milczenie potwierdza moją tezę!
              – Ha, ha, ha! Bardzo śmieszne! – prycham, po czym spoglądam na Lilkę, która wymaga zmiany pieluszki. – Paula, muszę kończyć, przebrać Lilkę. Zadzwonię jutro, okej?
              – Jutro nie dam rady, mam przegląd techniczny. Wiesz, ginekolog, USG piersi...te sprawy. – Paula ścisza głos i niemal szeptem dodaje : – Jadę do Centrum Onkologii.
              – Centrum Onkologi? Chyba coś pomyliłaś, to dla tych co mają rak..
              Milknę, bo zapiera mi dech w piersi. Oczy błyskawicznie wypełniają mi się łzami. To nie możliwe. Kręcę głową, jakby to miało wyrzucić z niej wypowiedziane przez moją przyjaciółkę słowa. Nagle z ust ulatuje mi cichy jęk.
              – Małecka, tylko nie becz! To nic takiego, wyluzuj. Coś znaleźli mi przy cycku, a raczej w miejscu gdzie powinnam go mieć! – Paula parska nerwowym śmiechem, ja natomiast nie jestem wstanie wydusić z siebie słowa. –  Myślałam, że to po złamaniu barku nadal boli mnie gdy ruszam ręką. Byłam u kilku rehabilitantów i fizjoterapeutów, ale nikt nie mógł znaleźć źródła bólu. W końcu ginekolog mnie prześwietlił...
              –  Może przełożysz wizytę i poczekasz na mnie. Przylecę i pójdę z tobą – proponuję, bo to pierwsze co przychodzi mi do głowy.
              – Nie, spokojnie. Pójdę, zrobią co trzeba i jak sprawnie pójdzie to wieczorem skoczę z Magdą na drinka. 
              – Jesteś pewna? – dopytuję, nie wyczuwając w jej głosie tej znanej jej pewności.
              – Oczywiście. Dam radę, co to dla mnie! – Po raz kolejny Paula parska nerwowym śmiechem. –  Jeszcze trochę i się widzimy. Przylecę na twoje urodziny i opijemy moje  małe cycki!
                                          *
              Nasze dzieci i pies szaleją gdy wreszcie Maks wraca z pracy i wchodzi do domu. Klęka na podłodze i czule wita się z całą zgromadzoną przed nim trójką.
              – Adrianna, gdybyś ty tak brała z nich przykład i tak się cieszyła na mój widok...
              – Ale, że co? Mam szczekać i lizać się cię po buzi?
              – Nie przesadzajmy. Po buzi nie – odpowiada z tym swoim uśmieszkiem, a wzrokiem wskazuje swoje spodnie.
              W pewnym momencie Klara zaczyna płakać. Zanim orientuję się co się dzieje, Maks odgania psa, który najwidoczniej w tej euforii przygryzł jej palec.
              – Luna na pewno nie chciała – zapewnia Maks.– Jej też tak jak tobie wypadają zęby...
              – Nie broń jej! Pogryzła mi trzecią parę butów w tym tygodniu. Gryzie mnie w nogi, gdy próbuję ćwiczyć. A kiedy  w nocy chcę się położyć obok ciebie w łóżku, to warczy na mnie! – sykam ostro, patrząc morderczym wzrokiem na szczeniaka. – Daj, mama pocałuje – uspokajam Klarę, całując jej maleńki paluszek. – Już nie boli?– pytam, a ona kiwa główką.
              Maks przysiada się do mnie na kanapę i zagaduje:
              – Adrianna, mnie też boli, możesz pocałować?
              – Który?– pytam, patrząc czy znowu wrócił z pracy ze skaleczonymi od noży palcami.
              –Tu – odpowiada i wskazuje palec, na którym po moich dokładnych oględzinach nic nie ma, ale całuję wprawiając w rozbawienie obie dziewczynki wpatrzone w nas. – I tu też – dodaje Maks i wskazuje swoje usta.
              W tym samym momencie gdy całuję jego usta, on uśmiecha się i szepcze:
              – Jest jeszcze jedno miejsce. Chodź ze mną pod prysznic to ci pokażę, gdzie musisz pocałować!
              – Dałbyś choć raz spokój – mamroczę i ciężko wzdycham.
              – Oho! Jednak dzisiejsza prognoza pogody się nie sprawdza. Nie zapowiadali burzy...Coś się stało?
              – Nie, nic – warczę. –  Miałeś wywiesić pranie zanim wyjdziesz do pracy...  I zgłosić do operatora, że internet nam się wiesza! I śmieci... I...
              Wiem, że przesadzam. Czepiam się, bo nie mogę wyrzucić z głowy Pauli, jestem przerażona. Maks gwiżdże, przywołując w ten sposób do siebie psa i kieruje się w stronę wyjścia.
              – Co robisz?
              – Będę spać z Luną na dworze, bo nawet ona tyle nie szczeka na mnie co ty!
              W tym momencie coś we mnie pęka i uciekam do łazienki, zalewając się łzami.
              – Adrianna, co się dzieje?– pyta, stając w progu. – Przecież żartowałem tylko...
              Nie przestając płakać zaczynam opowiadać co powiedziała mi przyjaciółka.
              – Spokojnie, przecież sama powiedziała, że to nic takiego. Nie martw się na zapas.
              – To nieprawda. Gdyby tak było powiedziałaby mi wcześniej, nie ukrywałaby tego. Paula tak nie robi. Znam ją, wiem, że dzieje się coś złego...– ponownie zalewam się łzami i szlochając szepczę: – Maks, ona ma raka.
 

lekcja hiszpańskiego 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz