Rozdział trzydziesty

5.6K 420 9
                                    


Maddy

Poranek w domu Alexandra był dość... bolesny. Obudziłam się z niezłym kacem, gdy dochodziło południe. Vincenta nie było już w łóżku, więc postanowiłam go odnaleźć. W łazience umyłam twarz, rozczesałam włosy, po czym ubrałam się i wyszłam z sypialni. Kompletnie nie pamiętałam drogi na dół, ale zaskakująco szybko odnalazłam schody. Później było już lepiej. Doszłam do głównego salonu, w którym spotkałam Avery i Katherine.

– Dzień dobry – powitała mnie z szerokim uśmiechem Avery. – Mam coś dla ciebie.

– Co takiego?

Podeszłam bliżej, a wtedy kobieta przysunęła na stoliku szklankę wody i dwie tabletki.

– Od razu postawi cię na nogi.

Bez chwili namysłu sięgnęłam po nie. Popiłam wodą i usiadłam na fotelu.

– Mam nadzieję. Nienawidzę mieć kaca.

– Ostatnio się z nim nie rozstajesz – zażartowała Kat.

– Mam ciężki okres.

– Znam ten ból – zaśmiała się Avery. – Ty chociaż nie nasłuchałaś się od tego starego dziada, jakim śmieciem jesteś – dodała z goryczą w głosie.

– Jezu – szepnęłam. – Blakemore jest...

– Chujem – skończyła za mnie Katherine. – Jednak mając Vincenta po swojej stronie, mamy większe szanse.

– Większe szanse? Na co?

– Na życie bez jego obserwacji.

– Na to bym nie liczyła. On widzi wszystko. Przeraża mnie – odezwała się Avery. – Jest jak diabeł, który w każdej chwili może znaleźć się w wybranym miejscu i wywołać w nim piekło. Przeraża mnie nawet sama myśl o nim.

Zastanawiałam się nad historią tej dziewczyny. Co prawda Katherine wspominała mi o niej, ale było to tylko kilka wzmianek i wciąż niewiele wiedziałam. Chciałam nawet zapytać o to Avery, ale dołączyli do nas bracia Blakemore.

– I jak wasza debata? Wpadliście na jakiś rewelacyjny pomysł? – odezwała się Kat.

– Debata? – zapytałam zaskoczona.

Vincent złapał mnie za rękę, ściągając z fotela, po czym usiadł na niego i posadził mnie na swoich kolanach.

– Zastanawiamy się, jak możemy nie dopuścić do ślubu, nie ryzykując przy tym zbyt wiele.

– Oczywiście z naszym kochanym tatusiem nic nie jest tak proste, jakby mogło się wydawać. Nie wystarczy zrezygnować – dodał Ashton. – Proponuję go zabić.

– Ash – warknął Jacob. – Nie będziemy tacy jak on. Mówiłem ci już, że to wyjście ostateczne, jeśli nie da nam wyboru.

– Nie daje nam go od lat! Naprawdę tego nie widzicie?!

– Nie zagraża naszemu życiu.

– No dobrze... Wymyliście coś? – dalszą wymianę zdań przerwała im Avery.

– Niezupełnie. Najlepszą opcją byłaby rezygnacja Nory, ale nie mamy pojęcia, jak mogłoby do tego dojść – odpowiedział Alexander.

– A gdyby dowiedziała się o Maddy? – zaproponowała Avery.

– Wątpię, by to pomogło. Domyślam się, że jest na to przygotowana. Rzadko się zdarza, by don dotrzymywał wierności. Szczególnie w ślubach aranżowanych. Najczęściej przyszła żona zdaje sobie z tego sprawę jeszcze przed ślubem.

Na te słowa poczułam się sparaliżowana. Nie powinnam myśleć o tym, że Vincent też taki będzie, ale kto dałby mi gwarancje.

– Najlepiej uderzyć w Danielsów. Dowiedzieć się, dlaczego chcą zjednoczyć się z naszą rodziną i spróbować im to zniszczyć – dokończył Jacob.

– Jak chcecie to zrobić? – zapytała Katherine. – Nie łatwo będzie dotrzeć do nich na tyle, by cokolwiek wskórać.

– Musimy spróbować. W ostateczności Vincent zerwie zaręczyny i będziemy czekać na to, co się wydarzy.

– A wydarzy się na pewno – stwierdził ponuro Richie. – Oberwie albo on, albo my wszyscy. Może część z nas. Nie wierzę, że ojciec przyjmie to spokojne.

– A nawet jeśli przyjmie, to tylko dlatego, że zdążył się na to przygotować – dodał Vincent.

Cała ta rozmowa była dla mnie dość przytłaczająca. Niby wszystko rozumiałam, ale w głowie miałam coraz większy mentlik. Jak to możliwe, że jeden facet mógł bezkarnie niszczyć życie wielu ludzi? Swoim własnym dzieciom gotował piekło na ziemi, jeśli tylko nie robili tego, co im kazał. Spojrzałam ukradkiem na Ashtona. On był tego najlepszym przykładem. Nie mógł żyć jak chciał, więc ojciec odebrał mu wszystko. Wyglądało na to, że Ash mimo wszystko nieźle sobie radził. To mnie cieszyło. Był dowodem na to, że można uciec od chorych decyzji ojca i nie ponieść zbyt dużych konsekwencji. Widać było, że jest szczęśliwy i nic go nie trapi. Chciał pomóc rodzeństwu, ale nie musiał tego robić. W pewnym sensie odciął się od nich, decydując się na postawienie się ojcu. A jednak los jego rodziny był dla niego ważny. Plotki o tym, jak bezwzględny jest każdy Blakemore nie były prawdziwe. Ludzie myśleli tak, nie znając ich naprawdę. A może to oni robili wszystko, by każdy widział w nich tylko bestie?

Niedługo później zjedliśmy wspólnie obiad, po czym wróciliśmy do siebie, by się spakować i wrócić do domu. Czas spędzony u Alexandra wiele mnie nauczył. Nawet noc, na którą nie byłam gotowa, dała mi jakąś lekcję.

– Kiedy się zobaczymy? – zapytałam Vincenta, gdy skończyłam pakować swoje rzeczy.

Zamknął walizkę, wyprostował się i spojrzał na mnie poważnie.

– Mam nadzieję, że szybko.

– Oby. Ukrywanie się coraz bardziej mnie przerasta. Nie chcę wywoływać na tobie presji, ale nie zapominaj, że organizuję twój ślub. To dla mnie za wiele.

Podszedł do mnie i przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w niego, od razu czując się odrobinę lepiej.

– Wiem o tym. To niełatwa sytuacja także dla mnie. Na szczęście do ślubu mamy jeszcze sporo czasu.

– Sporo czasu... Nie wiem, czy to akurat dobrze. Gdyby został miesiąc, musiałbyś działać od razu.

– To nie tak działa, Mad. Gdyby wszystko było tak proste, już dawno zerwałbym te zaręczyny. Ojciec jest niebezpieczny nawet w chwilach, w których nic go nie drażni. Nie chcę, żeby komuś się coś stało.

– Wiem – szepnęłam.

Oczywiście, że to rozumiałam. Po prostu wszystko coraz bardziej mnie przytłaczało. Najgorsza była jednak niepewność. Nikt nie mógł mi zagwarantować, że finalnie będziemy razem. Tak wiele mogło się wydarzyć. Podświadomie czułam, że na naszej drodze pojawią się przeszkody, które ciężko będzie pokonać.

Przed zmrokiem opuściliśmy posesję Alexandra. Sama myśl o powrocie do niepewnej przyszłości była dla mnie przytłaczająca. Musiałam wziąć się w garść i przygotować na wszystko, co mnie czekało. Scenariuszy było wiele. Nie liczyłam na te najlepsze, ale modliłam się, by najczarniejsze wizje nie okazały się rzeczywistością. Wiedziałam, że tą noc spędzę sama i będę zastanawiać się, co dzieje się u Vincenta.

Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz