I

581 26 69
                                    

Szedł z telefonem i słuchawkami w ręku przez ogromny korytarz, pod pachą trzymając niewielki notes z kilkoma naklejkami na okładce oraz ołówkiem wciśniętym między dwie strony. Jego krok był szybki, chciał jak najprędzej przedostać się do miejsca, gdzie mało kto zagląda o tej porze dnia. Stawiał stopy na marmurowych schodach, przejeżdżając palcami po ozłoconej ramie poręczy, odgłos podeszw jego czerwonych trampek odbijał się cicho od wysokich sufitów, pozostawiając za sobą jedynie pustkę.

Pchnął masywne drzwi wykonane z ciemnego drewna i przeszedł przez nie, wchodząc do przestrzeni, gdzie znajdowało się mnóstwo regałów, na których była niezliczona ilość książek. Próbował kiedyś policzyć je wszystkie, jednak za każdym razem poddawał się, nie mając motywacji, by wykonać swój cel w stu procentach.

Na końcu pomieszczenia, po prawej stronie, znajdowała się mała wnęka z wbudowanym siedzeniem, otoczona oknami, dzięki czemu z łatwością było można dostrzec dużej wielkości ogród z wieloma drzewami lub krzakami kolorowych kwiatów. W środku całego obrazu natury stała niewielka altanka zarośnięta pnączami, gdzie Louis w wolnych chwilach bardzo często przebywał, uciekając od świata zewnętrznego i zagłębiając się w swojej głowie.

Zajął miejsce, podkulając swoje nogi do klatki piersiowej, uprzednio zdejmując buty i rzucając je na podłogę. Poprawił kaptur bluzy, ponieważ ten zawinął się, przeszkadzając mu w wygodnym siedzeniu, a po tym ujął w dłonie swój notatnik, otwierając go na wolnej stronie. Złapał za ołówek, który włożył do ust podczas rozwiązywania sznurówek i powoli zaczął stawiać pierwsze kreski na beżowym papierze, dając swojej wyobraźni działać.

Szkicowanie było dla niego swego rodzaju ucieczką, drogą, którą podążał za każdym razem, gdy jego własne życie zaczynało go przerastać. Pozwalał sobie wtedy na przelanie swoich myśli i emocji na puste strony czarnego zeszytu, traktując go jak swój pamiętnik. Jednak ten jego różnił się od innych tym, że zamiast słów, które często były jednoznaczne i łatwe do odczytania, zostawiał rysunki, gdzie interpretacji mogło być nieskończenie wiele. I tylko on wiedział jaka prawda się za nimi kryła.

Stopa podrygiwała mu na poduszkach, aby zmniejszyć pojawiający się niepokój i zdenerwowanie związane ze zbliżającym się spotkaniem. Została przekazana mu informacja, iż dzisiejszego wieczora do ich rezydencji została zaproszona jego ciotka wraz z wujem.

Jenice była siostrą jego matki, a Albert jej mężem. Małżeństwo wydawało się całkiem miłe, z uprzejmymi uśmiechami i eleganckim ubiorem, lecz prawdą było, iż za zamkniętymi drzwiami wykazywali się niesłychaną arogancją i brakiem szacunku, podobnie jak i jego rodzice.

Przebywając z nimi niemal zawsze stawał się głównym tematem ich rozmów, gdzie komentowali jego strój, który mimo, że nienaganny, według nich posiadał pewne mankamenty. Pod lupę brali również jego wykształcenie i umiejętności, co dawało mu kolejne powody do nerwów. Nie potrafili odpuścić sobie tematu o drugiej połówce, śmiejąc się, że ten jak do tej pory nikogo nie miał.

Wciągnął się w rysowanie i nie zauważył, jak kolejne godziny mijały jedna za drugą. Na kartkach pojawiały się nowe szkice ogrodu, których i tak miał już setki, bazgroły oraz portrety nieznanych mu dotąd ludzi. Często zastanawiał się, czy postać przez niego narysowana miała swoje ucieleśnienie w kimś, kto żyje naprawdę jednak, aby poznać odpowiedź musiałby częściej wychodzić z domu i rozglądać się po twarzach ludzi, a na samą myśl robiło mu się słabo a oddech przyspieszał.

Kończył jeden ze szkiców, kiedy po pomieszczeniu rozległo się skrzypienie otwieranych drzwi. Spojrzał w tamtą stronę i w środku odetchnął z ulgą widząc, że osobą, która do niego przyszła był Zayn, jego lokaj i jedyny przyjaciel.

When The Sun Goes Down || l.sWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu