Maddy
W nocy w domu Alexandra zrobiło się głośno i tłoczno. Nikt się nie odzywał, wszyscy czekali na Richiego, który, z tego co zrozumiałam, wykonał jakieś zlecenie, po czym załatwił samolot do Nowego Jorku. Próbowałam wyciągnąć z Vincenta cokolwiek, ale powiedział mi jedynie o wizycie swojego ojca. Chciałam wiedzieć, co myśli i co chce zrobić, ale próby dowiedzenia się czegokolwiek okazały się nieskuteczne. Był spięty jak każdy z jego braci. Nawet Katherine wyglądała na zdenerwowaną, co było zaskakujące.
W domu Alexa pojawili się także Carter i Angelo, sprowadzeni przez Jacoba i Setha. Niedługo później dołączył w końcu Richie.
– Wiecie co? Nie uwierzycie, ale wasze ciągłe telefony i wiadomości nie sprawiły, że samolot nagle przyśpieszył i zapierdalał z prędkością światła – wysyczał.
– Sprawa jest pilna – odpowiedział mu Jacob. – Normalnie zaczęlibyśmy bez ciebie, ale masz wiedzę, która jest dla nas niezbędna.
– Jak miło zostać docenionym po ciężkiej podróży. – Spojrzał na mnie w skupieniu. – Pierwsza sprawa... Katherine zabiera Maddy najdalej jutro.
– Znów mam robić za niańkę?! – rzuciła oburzona kobieta, po czym spojrzała na mnie. – Lubię cię, ale te pierdolone samce zawsze mnie wykluczają!
– Kiedy wrócimy, zabiorę cię w miejsce, w którym na pewno ktoś będzie chciał się do ciebie dobrać. Wtedy będziesz mogła odciąć mu kutasa i wepchnąć do gardła. Jednak nie ma mowy, żebyś teraz brała udział w tej pojebanej akcji.
Kat nie była zadowolona, ale nie odezwała się już. Chyba doszła do wniosku, że nic nie wskóra. Cieszyłam się, że będzie ze mną. W jej towarzystwie mogłam poczuć się bezpieczniej. Sama pewnie bym zwariowała.
– Więc co robimy? – zapytał Vincent.
– Gdy nie odrzucałem połączeń od was, próbowałem doszukać cię jakichkolwiek informacji na temat Connecticut, ale znalazłem niewiele. Ojciec powiedział mi jedynie, że Martin otrzymał skrzynkę z głową Diega. I chociaż o to nie prosiłem, dostałem zdjęcie tego prezentu. Swoją droga, ten, kto to zrobił, nie miał w tym zbyt dużej wprawy.
– Ta informacja jest nam raczej nie potrzeba – stwierdził Seth.
– I tu się mylisz, braciszku. Szarpania na szyi świadczą o braku umiejętności naszego przeciwnika. Najprawdopodobniej mieli jedynie przewagę liczebną i odrobinę szczęścia. Być może zginął od postrzału, a głowa odcięta została tylko na pokaz. A więc mamy tu do czynienia z pokazem siły.
– Wciąż niewiele rozumiem.
– To nieważne. Skupmy się na tym, że najpewniej na nas czekają i są gotowi na atak z naszej strony.
– Brak elementu zaskoczenia może być dla nas dużym problem – skomentował Vincent.
– Brak informacji jest dla nas problemem. Kiillian Daniels rzekomo pozbył się wszystkich, którzy byli zagrożeniem. Albo nie odrobił lekcji, albo ktoś robi nas w chuja.
Próbowałam się skupić, ale im więcej mówił Richie, tym bardziej bolała mnie głowa. Powinnam chyba robić notatki, by cokolwiek zrozumieć.
– Co masz na myśli? – zapytał Carter. – Nie wiedział, kogo likwiduje?
– Albo gówno wiedział.
– Jaśniej – warknął Alex.
– W Connecticut rządzi Ernie Thompson, którego z pewnością nie zabił Killian. Facet wciąż żyje i najprawdopodobniej właśnie on stoi za morderstwem Diego. Zginął natomiast Preston Brown, obstawiam, że z rąk Killiana. Można powiedzieć, że dzielili władzę na pół, choć Ernie miał jej znacznie więcej. Nie chce mi się wierzyć, że Daniels nie sprawdził wszystkiego przed atakiem.
– A więc Killian był przekonany, że pozbywa się jedynej osoby, która miała władzę w tamtym rejonie, a zamiast tego oczyścił teren temu drugiemu, który szybko upomniał się o swoje? – zapytał Alexander.
– Tak to wygląda. Druga opcja jest dość chujowa, bo zakłada, że nasz tatuś wiedział o wszystkim.
– Wątpię – odezwał się Vincent. – Byłem przy rozmowie dotyczącej tego terenu.
– I obyś się nie mylił.
– Co robimy? – zapytał Alexander. – Kiedy ruszamy?
– Ojciec, Martin i Killian mają pojawić się tu jutro wieczorem – poinformował Richie. – Nie podoba mi się obecność żadnego z Danielsów, ale nie mamy wyboru. Moim zdaniem najlepiej ruszyć za kilka dni, by wcześniej odpowiednio się przygotować.
– A znając ojca, każe nam ruszyć od razu – stwierdził posępnie Seth.
Oparłam głowę o ramię Vincenta i starałam się słuchać dalszej wymiany zdań. To jednak z każdą sekundą było dla mnie coraz trudniejsze. Byłam wykończona, bolała mnie głowa i marzyłam tylko o tym, by wszystko się skończyło. Vin gładził mnie po plecach, prowadząc ożywioną dyskusję z braćmi. Mówili coś o scenariuszach, jakie mogą ich spotkać. Kiedy usłyszałam o śmierci, wolałam wyłączyć umysł. Słuchanie tego doprowadzało mnie jedynie do jeszcze gorszego stanu, a i tak byłam już wystarczająco przerażona. Na samą myśl o utracie Vincenta moje serce przeszywał okropny ból. Jak miałam przeżyć kolejne dni bez niego, wiedząc, że jest w niebezpieczeństwie?
Było już bardzo późno, gdy rozmowa zdała się dobiegać końca. Usłyszałam tylko, że Vincent mówi coś o rozmowie rano. Później poruszył się, a ja z trudnością się wyprostowałam.
– Przepraszam – wyszeptał.
– Za co?
– Za to, co się dzieje.
– To nie twoja wina.
Wstaliśmy z miejsca, po czym poszliśmy prosto do sypialni, w której spędziłam poprzednią noc.
– Kiedy wszystko się skończy, wynagrodzę ci to – powiedział pewnym głosem, zamykając drzwi pokoju.
Rozebrałam się, chociaż nawet to sprawiło mi ogromną trudność. Położyłam się do łóżka, czekając, aż Vincent do mnie dołączy. Gdy tak się stało, wtuliłam się w niego.
– Nie musisz mi niczego wynagradzać. Po prostu bądź.
– Będę – westchnął.
– Vin?
– Tak?
– Boję się.
– Czego się boisz, skarbie?
– Że cię stracę, że twój ojciec zrobi wszystko, żeby postawić na swoim. Czuję się tak, jakbym już cię traciła, chociaż jesteś tutaj. To mnie przeraża.
Przez dłuższą chwilę nie odezwał się ani słowem. Gdyby nie to, że gładził dłonią moje plecy, uznałabym, że zasnął. Sama byłam już cholernie zmęczona, a powieki z każdym mrugnięciem zdawały się być coraz cięższe. Mimo wszystko wiedziałam, że nie zasnę, dopóki nie usłyszę od niego odpowiedzi.
– Ojciec nie może postawić na swoim. Nie zmusi mnie do ślubu. Oczywiście, najlepszym dla nas rozwiązaniem jest jego zgoda na zerwanie zaręczyn. Jeśli jednak tak się nie stanie, po prostu odejdę. Już mi nie zależy na władzy.
– Pójdziesz w ślady Ashtona?
– W pewnym sensie już to zrobiłem. Ojciec wyklucza go ze wszystkiego, a Ash nieźle sobie radzi. Wydaje mi się, że jest szczęśliwy, bo uwolnił się od tego świata.
– Chciałabym, żebyś też był szczęśliwy.
– Jestem. Mam ciebie i niczego więcej nie potrzebuję.
CZYTASZ
Blakemore Family. Tom 2. Vincent - WYDANA
Lãng mạnVincent Blakemore wydawał się być przykładnym synem swojego ojca. Lata temu odsunął się od rodzeństwa, by przygotowywać się do objęcia władzy, gdy nadejdzie czas. Nie widział w tym niczego złego. Wręcz przeciwnie. Był przekonany, że on jako jedyny w...