Rozdział 54

1.1K 31 12
                                    

Maks

              Cholerna ulewa!

              Deszcz zacina z taką intensywnością, że wycieraczki nie nadążają zbierać wody z przedniej szyby. Nic nie widzę. Jest ciemno, a ulice przypominają rwący potok. Zatrzymuję się pod budynkiem Ahory i w pośpiechu wbiegam do środka. Jestem cały przemoczony. Zaglądam do kuchni, ale niestety nie ma tam Adrianny. Jest pusto i przerażająco cicho. To niepodobne do tego miejsca. Tu zazwyczaj tętni życiem.

              Nagle dobiega mnie dziwny dźwięk. Stukot...A może skrzypienie? Pewnym krokiem ruszam na piętro. Sam nie rozumiem skąd ta pewność, że to z góry słyszę tę hałasy. Drzwi pokoju są lekko uchylone. Śmiało wchodzę do środka i... zamieram. Kilkakrotnie mrugam, utwierdzając się tym samym  w to co widzę. Kurwa! Przecież to nie możliwe! To nie może być  prawda!

              – Maks?!

              Oboje zaprzestają jakiegokolwiek ruchu. Adrianna odrywa usta od tego...tego skurwiela  i patrzy na mnie. Wydaje mi się, że  widzę przerażenie w jej niebieskich oczach. Jej nagie ciało przylega do jego, uda zgrabnie oplatają jego. A on... On dotyka każdy znany mi fragment jej skóry. Z uwielbieniem całuje każdy kobiecy łuk. Aż w końcu wraca do tego co im przerwałem. Z zachłannością bierze jej ciało, a ona nie oponuje. Nie przerywa. Nie odchodzi ze mną. Wybiera jego.

              – Mówiłem, że udowodnię ci,  że jest taka sama. –Ramiro posyła mi to pełne wyższości spojrzenie.

              – Maks!

              Gdzieś w oddali słyszę  Adrianny głos, ale nawet nie obracam się. Wybiegam. Odpalam auto i natychmiast odjeżdżam. Chcę być jak najdalej stąd. Chcę uciec. Nie chcę już nic czuć. Chcę zapomnieć.

              Raptownie dociera do mnie, że dziewczynki są same. Dociskam gaz. Gdy podjeżdżam pod dom przestaje lać. Robi się goręcej, a powietrze staje się ciężkie i parne. Coraz trudniej złapać mi oddech. Z każdym kolejnym krokiem jest jaśniej.

              – Maks!

              Ten przerażający krzyk to ostatnie co słyszę nim dach domu zawala się i staje w ogromnych płomieniach. Gorące iskry unoszą się wraz z dymem, a ogień rozprzestrzenia się w zastraszającym tempie. Nie mogę oddychać. Jest za późno. Nic nie mogę zrobić.

                                          *

              – Maks, obudź się!

              Gwałtownie unoszę się, łapiąc każdy haust powietrza. Brak mi tchu. Serce wali mi jak oszalałe. Nie mogę się uspokoić.

              –Maks, co się dzieje?

              Obracam głowę w kierunku znajomo brzmiącego głosu. Obok mnie siedzi zaspana Adrianna. Spod przymrużonych powiek mierzy mnie zafrasowanym spojrzeniem.

               – Co się stało?

              Nie odpowiadam. Podnoszę się z łóżka i wybiegam z sypialni. Zdyszany wpadam do salonu i rozglądam się. Wszystko jest na swoim miejscu.  Sprawdzam kuchnię, kable, gniazdka. Wszystko wygląda normalnie. Pędzę do pokoju Klary. Tam również jest cicho, ciemno i przede wszystkim spokojnie. Dziewczynka śpi wtulona w naszego psa. Przed drzwiami pokoju Lilki wpadam na Adriannę.

lekcja hiszpańskiego 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz