Kojarzycie ten prehistoryczny fragment z rozdziału o "Dumbo"?
Niemspomdzianka!
Internet nie przestaje mnie zaskakiwać, zgodnie z klasycznym powiedzeniem, że nic w nim nie ginie. Oto zatem przybywam z analizą tego "przewrotowego" i "niebezpiecznego" dzieła... będącego przy okazji laureatem Oscara za najlepszą piosenkę w 1948 roku.
Czy jednak mimo moich obiekcji co do cenzury tego dzieła, nie ma w nim się czego czepiać? Oczywiście że jest, a moją rolą na tym padole internetu, nie jest nic innego jak wyciągnięcie jego wszelkich brudów na powierzchnię.
Akcja rozgrywa się za niechlubnych czasów niewolnictwa na południu Stanów Zjednoczonych na pewnej plantacji o nazwie Tara...
Wróć. To nie ten film.
No nieważne, jakkolwiek ta ziemia by się nie nazywała, przyjeżdża na nią chłopczyk imieniem John wraz ze swoją matką Sally i ojcem. Bardzo szybko na miejscu wychodzi na jaw, że nie są to wcale rodzinne wakacje, a ojciec musi opuścić swoich najbliższych na pewien czas, co strasznie zasmuca młodzika. Zdesperowany i zasmucony, ucieka z domostwa i spotyka pewnego czarnoskórego mężczyznę do którego wszyscy mówią Wujek Remus. Ten postanawia go pocieszyć i pouczyć opowiadając bajkę o zającu, który chce uciec przed chytrym lisem, lecz ostatecznie okazuje się, że nie było to najlepsze rozwiązanie i postanawia wrócić. Chłopczyk zainspirowany tą historią zostaje odprowadzony przez Remusa do domu i już jest grzeczny.
Następnego dnia czarnoskóry chłopczyk "przypisany" do towarzystwa Johnemu, przynosi mu żabę, którą następnie oboje postanawiają wypuścić, po drodze spotykając rodzeństwo z pieskami. Występująca tutaj dziewczynka oburzona bezczelnym zachowaniem swoich braci wobec szczeniaków, postanawia ofiarować przedstawiciela rodzaju canis głównemu bohaterowi, co stanowi najważniejszą oś dalszych wydarzeń. Temu wszystkiemu towarzyszą bardziej, bądź mniej zawzięte konfrontacje pomiędzy dziećmi, poprzeplatane opowieściami wuja, które niespecjalnie przypadły do gustu matce Johna.
Historia przedstawiona jest w oryginalny, chociaż wbrew pozorom nie tak przełomowy sposób, gdzie animacja przenika się ze światem rzeczywistym. W chwilach gdy Wuj Remus opowiada swoje historie, przenosi się do fantastycznego świata zwierzątek, sielskiej młodości i radości. Trzeba przyznać, że zrobiono to całkiem dobrze, gdyż opowieści stają się bardziej prawdziwe, poruszające i sympatyczniejsze.
Morał jest dość widocznie, aczkolwiek pomysłowo wpleciony. Po każdej dłuższej scenie z udziałem Johna i jego przyjaciół, wkracza na piedestał doświadczony mędrzec, podsumowujący dotychczasowe wydarzenia oraz zapowiadający następne, z wypływającym z nich pouczeniem. Głównie chodzi o to, że jakakolwiek forma przemocy jest przejawem słabości i zamiast siłą, lepiej rozwiązywać problemy własnym intelektem i sprytem.
Co za tym idzie,"Pieśń południa" jest dość sztywnym schematycznie filmem z nielicznymi, acz ważnymi zwrotami akcji. Całe dzieło nie jest zatem współcześnie specjalnie wciągające, ale pomimo te ma on naprawdę wiele innych świetnych rzeczy do zaoferowania.
Bezsprzecznie bardzo ważną rolę w tym wszystkim odgrywa kwestia artystyczna. Animacja praktycznie niespecjalnie się zestarzała, a właściwie to się odmłodziła, gdyż jest to już drugi film z 1946 roku z motywem rodem z Pocahontas...
Nie przyznacie mi, że nie.
Jak wcześniej wspomniałam, otrzymał on ponadto statuetkę złotego rycerza za najlepszą piosenkę o jakże wymownym tytule "Zip-a-Dee-Doo-Dah", która swoją drogą strasznie wpada w ucho. Może dlatego, że nie zawierając specjalnie artykułowanych słów w refrenie, wyraża sielankę oraz spontaniczność spokojnego życia.
A śpiewa ją nie kto inny jak niewolnik.
Zwłaszcza przy tym filmie ciężko jest nie wspomnieć o bardzo poważnych zarzutach dotyczących rasizmu, które doprowadziły ostatecznie do wycofania tej produkcji z oferty Disney+. Znacie mnie na tyle, że wiecie iż nie zgadzam się z taką decyzją i o ile z przypadkiem wycięcia jednego fragmentu z filmu "Make mine music" jestem w stanie się poniekąd zgodzić, tak z "zakazem" oglądania "Pieśni południa" już niekoniecznie.
Głównym argumentem o cenzurze tej produkcji jest rzekoma gloryfikacja niewolnictwa i przedstawienie życia na plantacji jako przyjemnego. Nie trzeba być specjalnym geniuszem by wiedzieć, iż taki obraz to pic na wodę, lecz "Pieśń południa" podchodzi do tej kwestii nieco inaczej. Wuj Remus ze względu na swój wiek i doświadczenie jest ogólnie szanowanym człowiekiem, chociaż faktycznie mieszka w jakiejś drewnianej chałupie, podczas gdy jego panowie wylegują się w swoim sporym domostwie.
Mimo to można podejść do tego od innej strony. Starszy człowiek zmęczony trudami życia, stara się nim cieszyć. Nie wychwala tutaj nigdzie swoich panów, albo systemu w jakim mieszka, lecz prostotę wsi i piękno przyrody. Jest swoją drogą najdojrzalszą i poniekąd najmądrzejszą osobą na całej plantacji, wliczając w to białych. Poza tym, że akcja dzieje się tam gdzie się dzieje, niespecjalnie widzę tutaj coś obraźliwego. Nawet jeśli jednak jest - to nie powinno się nikomu zakazywać seansu filmu, ale raczej wykorzystać go do pouczenia o tym co było niewłaściwe oraz, że nie należy tego naśladować. Jeżeli jednak macie inne zdanie - zachęcam serdecznie do dyskusji.
Koniec końców - jestem całkiem zadowolona. Nie jest to nie wiadomo jak wybitne kino, a sama fabuła po latach mocno spowszechniała. Mimo to samo wykonanie, świetna muzyka, śliczne wstawki animowane oraz pomysłowe i prawdziwe morały są naprawdę niezwykle. Z mojej strony na jego koncie spokojnie ląduje standardowe 7/10, a jeśli nadarzy się taka okazja to myślę, że nie ma przeszkód by go obejrzeć, a już na pewno wyrobić sobie o nim zdanie.
CZYTASZ
Disney według Echi
De TodoOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...