- Japierdole Myka żeś wybrał - marudził Majki.
- No Denver - odpowiedział wkurwiony Void. - O chuj ci chodzi. Piękne widoki tylko akurat nie wtedy gdy je zasłaniasz swoim ryjem.
- Wypraszam sobie - oburzył się William. - Moje geny ciężko pracowały na to, żeby-
- Żeby wzrok mi zjebać - przerwał Void.
Ani śladu po Stachu i Sam. Nawet lepiej... więcej kebabów dla nich.
Ostatni tydzień był podejrzanie spokojny. Dało to naszym podróżnikom czas na relaks i obejście całego miasta w poszukiwaniu najlepszej budki z kebabem.
W połowie pisania rozdziału nastąpiła zmiana imienia na Kris.
- No kurde - marudził Majki. - A mieliśmy matching.
Idąc przez miasto jedyne co można robić to rozglądanie się za kebabami. Nasi podróżnicy dzielnie przeszukiwali każde miasto, w którym się znaleźli. Jedynym problemem była oczywiście obecność Amerykanów, ale z nimi łatwo sobie poradzić bawiąc się z nimi w aport frytkami z McDonalda (rozdział nie jest sponsorowany).
William już nawet nie zwracał uwagi na kłótnie pomiędzy jego synem a podróbą jego syna. Sprawiło to, że jako jedyny był w stanie szukać kebabów. W końcu to nie on wrzeszczał o tym, jak to ktoś mu zajebał zakrwawioną skarpetkę, którą miał na sobie w momencie popełnienia morderstwa (rozdział nie jest sponsorowany przez Fiodora Dostojewskiego). Nie, on jako jedyny był skupiony na celu i nic mu nie było w stanie przeszkodzić.
Ignorując dzwięki kolejnej walki pomiędzy Krzysiem a Majkim, oczy Aftona natrafiły na ulotke leżącą na ziemi.
- "Festiwal kebabów" - czytał. - EJ, CHŁOPAKI!
Kłótnia ucichła, a oczy dwóch idiotów, którzy kiedyś mieli matching imiona, zwróciły się ku mężczyźnie stojącemu za rzezią.
- Co myślicie? - mówił pokazując kawałek papieru mówiący o festiwalu kebabów.
Mike wziął ulotkę i na nią spojrzał.
- Tato - zaczął. - Wiesz, że nie umiem czytać. Co tu pisze?
- Jest napisane - odezwał się Kris.
- Co? - Majki odwrócił swoją uwagę w stronę Voida.
- "Jest napisane", a nie "pisze"
- ZNOWU ZACZYNASZ - Mike rzucił ulotkę za siebie. - NIE MOGĘ MIEĆ CHWILI SPOKOJU. KONTYNUUJCIE SOBIE SWOJĄ PODRÓŻ BEZE MNIE.
Mówiąc to, rzucił ulotką w Krzycha i odszedł.
- Dobra - mówił William. - Zgłodnieje to wróci.
I tak oto, na ten moment, została tylko ich dwójka.
Po przemyśleniu sytuacji nasi bohaterowie postanowili się wybrać na rzekomy festiwal kebabów.
- Wypadałoby się jakoś ubrać - rzekł Krzysztof.
- Na przykład jak?
- A no...
- Krzysiek, kurwa, zdejmuj to ty cepie jebany
- Żadne brvh - kontynuował mężczyzna stojący za rzezią. - Przebieraj się w coś normalnego.
- Ale to jest normalne.
- Tak mówisz?
- A no.
- K.
I tak oto dwójka naszych bohaterów trafiła na festiwal kebabów.
Droga była długa (trwała 5 minut), gdyż nasi podróżni musieli przejść ją samodzielnie (po 2 sekundach William zamówił ubera).
Na festiwalu można było dostrzec dużo kebabów, gdyż był to festiwal kebabów.
- No więc tak - zaczął Void, jednak jego wypowiedź została przerwana.
- Synu...
- KRZYSIEK CO TU ROBI SAM - krzyczał fioltowy (zauważyłem brak litery, ale zostawiłem bo zabawny jestem)
- A bo nie odpisywał mi 2 tygodnie i go zmanifestowałem. - zaczął Kris. - Dlaczego tak długo ci to zajęło?
- A no widzisz
- Mój kolega tak miał (ja byłem tym kolegą)Konwersacja została przerwana przez niespodziewanego gościa...
- Japierdole - mówił znajomy głos.
- O, przyszedł książę - oburzył się Void. - Mike, kurwa mać, co ty masz na sobie.
- Weź, stary usuń się bo odjebałeś się jak szczur na otwarcie kanału.
- A ty co, lepszy? Wyglądasz jak pedał.
- A ty nim jesteś.
- A ty co? Manifestujesz moje bycie pedałem, bo chcesz się przelizać ze mną?
- KURWA
- Ładna chociaż?
- Chodź się najebać nie pierdol
- O, z sensem mówisz nareszcie, przyjacielu.
- Wiem, psiapsióle.
- Nara frajerzy. Idę się najebać z moim psiapsi.
I tak oto przyjaźń i kebaby znów zwyciężyły...